-
Wszystkiego naj siostra – takim właśnie zdaniem z ust Bartka przywitał mnie
dzień. Ostatni raz odbieram telefon o tak wczesnej porze.
- Ty
serca Bartosz nie masz? – spytałam z ironią.
- Mam –
pewnie się szczerzył. – Mamy właśnie śniadanie. Tylko nie mów, że ciągle
leczysz kaca.
- Nie
po sobotniej imprezie – prychnęłam. – Dziewczęta postanowiły świętować moje
imieniny dzień wcześniej.
-
Ludmiła, Ludmiła – zaśmiał się. – I ty się zgodziłaś?
- Co
miałam się nie zgodzić – prychnęłam. – Nie wiedziałam, że okupię to takim bólem
– skrzywiłam się na samą myśl wstania z łóżka.
-
Jesteś już w Wałbrzychu? – spytał.
- Mhm –
mruknęłam. – A co?
- Nic,
nic – powiedział. – Zaraz zwali się na ciebie Kuba, potem rodzice, a na koniec
Ignaczakowie.
-
Wiem, byli już – mruknęłam. – Dominika od razu wczoraj chciała mnie zobaczyć.
-
Zdobywasz serca wszystkich dookoła – zaśmiał się. – Wybacz, że muszę przerwać
tą rozmowę, ale Jarosz właśnie wyrywa mi telefon, a potem będę zajęty
jedzeniem. Paaa.
- Pa,
pa – mruknęłam przygotowując się psychicznie na rozmowę z rudowłosym kompanem
mego brata, a moim długoletnim przyjacielem Kubą Jaroszem.
- Miła
ludowi – zaśmiał się na początek. – Wszystkiego naj. Zdrowia, szczęścia,
pomarańczy… dalej chyba znasz.
- Mnie
też miło cię słyszeć Jakubie – mimo wszystko się uśmiechnęłam.
-
Dobrze cię słyszeć w tak dobrej formie, Bartek nie kłamał – zaczął się śmiać
rudy.
-
Daruj sobie amatorze najbielszego płynu świata – prychnęłam. – Wiem, że od
narodzin syna jesteś ostrożniejszy, ale pamiętaj, mnie nie przekonasz, że tak
było zawsze.
-
Propos dzieci – wiedziałam, że zaczyna swój ulubiony temat. – Kiedy doczekamy
się twoich? Jesteśmy w tym samym wieku, a tobie jakoś nie jest śpieszno do
ołtarza.
-
Kubusiu – zaczęłam. – Znajdź mi kogoś kto jednocześnie przypomina Willa i Jace’a
Herondale, Mirona i Joshuę, Sasuke i Itachiego Uchihów, Nejiego Hyyugę i tą
listę mogłabym rozwijać w nieskończoność.
- Ale
połowa jest brunetami, a połowa blondynami – cóż, nie zawsze się można
zrozumieć.
- Kuba
– powiedziałam. – Chodzi o to, że każdy ma w sobie coś innego, co razem stworzyłoby
piękny ideał, a takich nie ma. Dlatego nie wybieram się do ołtarza, jak to
ująłeś.
- Ale
on ma być ideałem dla ciebie, a nie w ogóle – prychnął.
- Na
kacu się z tobą nie dogadam – zaczęłam. – Wstawiona, może, ale na kacu nie. Cześć
– i się rozłączyłam.
-
Kochanie, wstałaś? – usłyszałam zza drzwi głos mamy.
- Nie
chciałam, ale musiałam – jęknęłam. – Zaraz zejdę.
-
Dobrze, śniadanie czeka – pewnie się ciepło uśmiechnęła.
Dźwignęłam się z łóżka. Podeszłam do walizki.
Przekopałam ją dokładnie zanim znalazłam jeansowe spodnie do połowy uda i
zieloną koszulkę na ramiączkach z ręcznym napisem „Volleyball my love”. Zielony
niezwykle pasował do moich kasztanowych włosów. Dzięki ci Panie, za ten sam
kolor oczu – po mamie. Bracia nie mieli tyle szczęścia, a ich oczy są
niebieskie – jak taty. Za to wszyscy mamy jego kolor włosów. I tak jest ok.
-
Cześć Kuba – potargałam włosy najmłodszemu przedstawicielowi naszej rodziny.
-
Ludmiła! – jęknął. – Układałem je piętnaście minut!
- To
masz szczęście, że nie na żel, ani gumę czy lakier – zaśmiałam się.
- Nie
złożę ci życzeń! – prychnął. Taaa… rodzinne i to jak.
- Ok,
trudno – zaśmiałam się tylko.
~*~
I jest xD. Cóż, chyba kolejna dopiero na
ostatni dzień wakacji, czyli 31 sierpnia. Może wcześniej, ale jakoś nie sądzę.