- Cześć Pat! – o godzinie dziewiętnastej ujrzałam twarz Thomasa w drzwiach.
- Co robisz tu całe pół godziny przed czasem? – spytałam z tuszem w rękach.
- Pomóc ci przyszłem – odparł.
- Przyszedłem – poprawiłam go automatycznie. – Thomas musisz się jeszcze wiele nauczyć.
- Wiem – odparł entuzjastycznie. – Kto be?
- Ci co nie dostali powołania z Resovii i ci co nie dostali powołania i mogli się zjawić w Rzeszowie – odparłam. – Czyli nie wiem.
- Nie wiesz? – zdziwił się.
- Zawsze to jest spontan i nie wiadomo kto będzie, ale zawsze wszystkiego wystarczy na zabawę do rana.
- Ooo – powiedział zamyślony. – I don’t understand, but…
- Nie ma co rozumieć – zaśmiałam się. – Po prostu lubimy się spotkać i pogadać, zabawić się i tak dalej…
- Cześć! – usłyszałam głos Sebastiana. – Ciociu Pat, mama pyta czy nie chcesz pomocy?
- Mam już pomoc – zaśmiałam się. – Ale podziękuj mamie i powiedz, żeby przyszła za jakieś piętnaście minut.
- Ok – uśmiechnął się.
- Będzie kapitan? – spytał Thomas.
- Będzie – powiedziałam. – Co ma go nie być? Nawet trener na początku przyjdzie złożyć wam życzenia noworoczne.
- Wow – powiedział.
- Nie da się ukryć – uniosłam jeden kącik ust do góry. – Co tam masz?
- Salad – powiedział z uśmiechem.
- Kupiona, czy sam robiłeś? – zainteresowałam się.
- Zrobiłem! – uśmiechnął się z dumą.
- Niesamowite – pokręciłam głową. – Daj ją i spróbuj ułożyć jakąś składankę na zabawę.
Przełożyłam sałatkę do miski i zajęłam się przygotowywaniem reszty przekąsek. Większość lubych siatkarzy już przekazało mi swoje specjały. Zapowiadała się całkiem niezła wyżerka, nie powiem.
- Jakieś carols? – krzyknął Thomas z salonu.
- Myślę, że już nie – powiedziałam. – Ale jakieś świąteczne piosenki możesz.
Po piętnastu minutach w moim mieszkaniu zjawili się państwo Ignaczakowie. Krzysiek od razu poszedł wspomagać Thomasa w rozwieszaniu ostatnich dekoracji, a Iwona postanowiła razem ze mną zaszyć się w kuchni.
- Natalia pewnie zaraz przyjdzie i nam pomoże – zawyrokowała pani Ignaczak.
- Więcej rąk do pracy, szybciej się uwiniemy – uśmiechnęłam się.
- Coś często widzę w twoim towarzystwie Thomasa – zdobyła się na odwagę Iwona. – I nie wynika to już chyba z przykazania pomocy.
- Nie wiem, jak przychodzi to go nie wyganiam – wzruszyłam ramionami.
- Podobasz mu się – powiedziała Iwonka. Spojrzałam na nią krytycznie.
- Znamy się dwa, może trzy miesiące, myślisz, że to możliwe? – spytałam.
- Wiesz, w Polsce wiadomo, że miłość od pierwszego wejrzenia nie ma sensu – zaczęła. – Jednak Ameryka to co innego.
- Tam ufa się tylko porywom serca? – uniosłam brwi.
- Jako pisarka powinnaś to wiedzieć – zaśmiała się Iwona.
- Dobrze wiesz jak ciężko mi pisać romanse – zawtórowałam jej. – Trzymam się mojej fantastyki i tyle.
- Propos pisania – powiedziała pani Ignaczak. – Jak tam nowa powieść.
- Stoi – zamyśliłam się. – Nie mam pomysłu jak rozwinąć akcję w tym momencie.
- Za bardzo pochłania cię codzienność – odparła Iwona. – Masz pewnie blokadę.
- Moja codzienność i tak jest niezwykła – pomyślałam o dziale marketingowym Resovii. – To nie to. Ciężko mi napisać początek. Bo koniec mam.
- O czym tak ćwierkacie? – w drzwiach ujrzałam głowę Krzyśka. – Wszystko gotowe, co teraz?
- Powoli to przenoście – powiedziałam. – W końcu zaraz zacznie się zabawa.
~*~
A ja z całego serca życzę, żeby ten Nowy Rok był jeszcze lepszy, szczęśliwszy i weselszy od poprzedniego. Żeby spełniły się wszystkie marzenia, te małe i duże. I żeby na IO złoto było.
P.S. – No to została mi jeszcze jedna mała część. Przed nami jeszcze sześć historynek. Sześć, o których wcześniej zapomniałam. Pewnie dodam je co tydzień od 1 stycznia. Pod ostatnią znajdziecie moje pożegnanie.
czwartek, 31 grudnia 2015
sobota, 26 grudnia 2015
Historynka na drugi dzień Bożego Narodzenia
- Marie! – ucieszył się Stephane. – Jak miło, że przyjechałaś.
- Również się cieszę, ale gdzie ten cały śnieg? – spytałam.
- Trafiłaś akurat na okres bez niego – uśmiechnął się. – Ale i bez niego będzie dobrze.
- Carrément – zaśmiałam się. – Z tobą nie będzie trudno.
- Prawda – powiedział. – Ale staraj się nie mieszać polskiego z francuskim. To dezorientuje.
- Wiem, myślałam, że będzie ci łatwiej – odparłam. – W końcu nie mam problemów z polszczyzną.
- Siedzisz tu dłużej niż ja – przytaknął. – Ale słychać twój francuski akcent.
- Tego się nie pozbędę – zaśmiałam się.
- I tu muszę się z tobą zgodzić – odparł spokojnie.
- To… pokażesz mi tą Spałę, czy też nie? – nie przestawałam się śmiać.
- Oui – palnął się w czoło. – Bien.
- Sam mieszasz – zauważyłam.
- Oj już się nie czepiaj – powiedział.
- Sam zacząłeś – przewróciłam oczami.
- W lato jest tu zupełnie inaczej – zakończył poprzedni temat. – Zima…cóż, jesteśmy tu teraz wyjątkowo, jak sądzę. Turniej kwalifikacyjny i te sprawy. Więc, musisz tu przyjechać w lato.
- Nie przeszkadza wam młodzież z SMS-u? – zapytałam.
- Wszyscy wyjechali na święta do domów – odpowiedział. – Jesteśmy tu całkiem sami.
- Impressionnant – mruknęłam do siebie.
- Co tam mruczysz? – zauważył mój brat.
- Nic, nic – powiedziałam. – Zastanawiam się jakim cudem i w zimę ten kraj potrafi być zachwycający.
- Oj, bo są w nim cudowni ludzie – zaśmiał się. – Nie zimno ci?
- Może trochę – wzruszyłam ramionami.
- To chodź, może panie kucharki są, to zrobimy ci kakao – zaproponował.
- Herbata jakby co też mnie zadowoli – zastanowiłam się. – W sumie może być wszystko z wyjątkiem kawy.
Weszliśmy do ośrodka. Od samego progu przywitały nas wesołe dźwięki kolęd i dziarski chór siatkarzy siedzący na hali. W sumie darli się po prostu niebotycznie, ale cóż. Każde kolędowanie ma swoje prawa. Można to robić na wiele sposobów. Mój brat tylko pokręcił głową.
- Czekają na trening? – zapytałam z ciekawości.
- Pewnie tak – powiedział. – Może zaraz do nich zajrzymy.
Obejrzałam się jeszcze raz na wesoło rozśpiewaną grupę chłopaków. Drzwi były szeroko otwarte, ale nikt nie patrzył w naszą stronę. Tylko Karol Kłos podniósł na chwilę oczy i dyskretnie mi pomachał. Odwzajemniłam gest z niemniejszą tajemnicą. Polubiłam Kłosa od kiedy przyjechałam na mecz braciszka, a Kłos zabawiał mnie i swoją dziewczynę bezpośrednio przed nim. Po tej krótkiej chwili zniknęłam za drzwiami stołówki.
- Nie ma kawy, nie ma kakaa – zakomunikował Stephane – jaka ma być herbata.
- Może być najzwyklejsza – powiedziałam. – Albo owocowa. Nie ważne z jakich owoców.
- Ok – powiedział brat. – A co tam u ciebie?
- W sumie – zamyśliłam się. – Niedługo może, zaznaczam może wrócę do Francji.
- Po co? – zdziwił się brat.
- Firma świetnie sobie radzi – zaczęłam. – A ja dostałam wezwanie z centrali. Modlę się, żeby było o powrót, bo oprócz tego są jeszcze dwie możliwości.
- Jakie? – zainteresował się brat.
- Wylatuję, albo dostaję awans i modlę się, żeby to nie była ta pierwsza – mruknęłam.
- Na pewno cię nie wyleją – poklepał mnie po ramieniu brat. – Za dobra jesteś. To co idziemy do chłopaków?
- Również się cieszę, ale gdzie ten cały śnieg? – spytałam.
- Trafiłaś akurat na okres bez niego – uśmiechnął się. – Ale i bez niego będzie dobrze.
- Carrément – zaśmiałam się. – Z tobą nie będzie trudno.
- Prawda – powiedział. – Ale staraj się nie mieszać polskiego z francuskim. To dezorientuje.
- Wiem, myślałam, że będzie ci łatwiej – odparłam. – W końcu nie mam problemów z polszczyzną.
- Siedzisz tu dłużej niż ja – przytaknął. – Ale słychać twój francuski akcent.
- Tego się nie pozbędę – zaśmiałam się.
- I tu muszę się z tobą zgodzić – odparł spokojnie.
- To… pokażesz mi tą Spałę, czy też nie? – nie przestawałam się śmiać.
- Oui – palnął się w czoło. – Bien.
- Sam mieszasz – zauważyłam.
- Oj już się nie czepiaj – powiedział.
- Sam zacząłeś – przewróciłam oczami.
- W lato jest tu zupełnie inaczej – zakończył poprzedni temat. – Zima…cóż, jesteśmy tu teraz wyjątkowo, jak sądzę. Turniej kwalifikacyjny i te sprawy. Więc, musisz tu przyjechać w lato.
- Nie przeszkadza wam młodzież z SMS-u? – zapytałam.
- Wszyscy wyjechali na święta do domów – odpowiedział. – Jesteśmy tu całkiem sami.
- Impressionnant – mruknęłam do siebie.
- Co tam mruczysz? – zauważył mój brat.
- Nic, nic – powiedziałam. – Zastanawiam się jakim cudem i w zimę ten kraj potrafi być zachwycający.
- Oj, bo są w nim cudowni ludzie – zaśmiał się. – Nie zimno ci?
- Może trochę – wzruszyłam ramionami.
- To chodź, może panie kucharki są, to zrobimy ci kakao – zaproponował.
- Herbata jakby co też mnie zadowoli – zastanowiłam się. – W sumie może być wszystko z wyjątkiem kawy.
Weszliśmy do ośrodka. Od samego progu przywitały nas wesołe dźwięki kolęd i dziarski chór siatkarzy siedzący na hali. W sumie darli się po prostu niebotycznie, ale cóż. Każde kolędowanie ma swoje prawa. Można to robić na wiele sposobów. Mój brat tylko pokręcił głową.
- Czekają na trening? – zapytałam z ciekawości.
- Pewnie tak – powiedział. – Może zaraz do nich zajrzymy.
Obejrzałam się jeszcze raz na wesoło rozśpiewaną grupę chłopaków. Drzwi były szeroko otwarte, ale nikt nie patrzył w naszą stronę. Tylko Karol Kłos podniósł na chwilę oczy i dyskretnie mi pomachał. Odwzajemniłam gest z niemniejszą tajemnicą. Polubiłam Kłosa od kiedy przyjechałam na mecz braciszka, a Kłos zabawiał mnie i swoją dziewczynę bezpośrednio przed nim. Po tej krótkiej chwili zniknęłam za drzwiami stołówki.
- Nie ma kawy, nie ma kakaa – zakomunikował Stephane – jaka ma być herbata.
- Może być najzwyklejsza – powiedziałam. – Albo owocowa. Nie ważne z jakich owoców.
- Ok – powiedział brat. – A co tam u ciebie?
- W sumie – zamyśliłam się. – Niedługo może, zaznaczam może wrócę do Francji.
- Po co? – zdziwił się brat.
- Firma świetnie sobie radzi – zaczęłam. – A ja dostałam wezwanie z centrali. Modlę się, żeby było o powrót, bo oprócz tego są jeszcze dwie możliwości.
- Jakie? – zainteresował się brat.
- Wylatuję, albo dostaję awans i modlę się, żeby to nie była ta pierwsza – mruknęłam.
- Na pewno cię nie wyleją – poklepał mnie po ramieniu brat. – Za dobra jesteś. To co idziemy do chłopaków?
~*~
Hmm… kolejna na sylwestra.
piątek, 25 grudnia 2015
Historynka na pierwszy dzień Bożego Narodzenia
- Rozalia, gdzie ty jesteś? – krzyczy do słuchawki Rafał.
- Na dworcu! – również krzyczę. – A ty?
- Też! – mówi. – Gdzie dokładnie?
- Przy wyjściu, tym pierwszym – powiedziałam.
Ja naprawdę kochałam wracać do Dębicy. Szczególnie po pracującej Wigilii, ale cóż. Sama chciałam być lekarzem i nie mogę narzekać.
- Hej! – zaraz też usłyszałam brata. – Rozalia!
- Cześć Rafałku – zaśmiałam się, po czym przytuliłam go do siebie.
- Jak tam? – zapytał.
- Całkiem nieźle – uśmiechnęłam się. – Jak wiadomo Rzeszów stoi i bez ciebie, więc…
- Chodzi ci o miasto czy o drużynę? – zapytał zaczepnie.
- Widzę cię ledwo dwie minuty, a już mam ochotę ci dokopać – powiedziałam. – Czyli wszystko w porządku. Spokojnie, poczekaj aż dojdziemy do domu. A u ciebie?
- Co u mnie? – zdziwił się.
- Tak, co u ciebie – przewróciłam oczami.
- Aaa, wszystko w porządku – odparł. – A i żeby nie było, Agata też jest.
- Czyli muszę ci wkopać podwójnie – zamyśliłam się. – A już myślałam, że sobie spokojnie spędzę święta w rodzinnym gronie, a tu co? dziewczyna mojego brata, której nie trawię, ale że są święta nie mam wielkiego wyboru i muszę być miła.
- Jak to mówią – zaczął brat – nie każdego musimy lubić, ale każdego należy kochać.
- Wiesz, że ona jest protestantką prawda? – spytałam. – Od tego bardziej chore są tylko sekty chyba, bo nawet muzułmanie wierzą, że masz coś do powiedzenia w kwestii swojego życia po śmierci!
- Oj już nie przesadzaj – powiedział.
- Szczerze, wolałabym, żeby była prawosławna – prychnęłam. – Z nimi przynajmniej się dogadasz i nie robią miny jakby mieli zwymiotować za każdym razem jeśli mówi się o tradycji. Nieważne jakiej.
- Ona jest po prostu nowoczesna – zaczął ją usprawiedliwiać.
- Wiesz, moim zdaniem – przerwałam mu – wszystko okaże się po śmierci. A jeśli ona tak robi, to ja podejrzewam, że podłóg swojej wiary ona pójdzie na dół, na lewo, w linie diagonalne na tryptyku „Sąd Ostateczny” czy jak tam zwał!
- Czyli do piekła? – zapytał Raf.
- Ty to powiedziałeś – powiedziałam. – Ale jeśli nie zmieni swojego zachowania to pewnie tak. Choć ja mam typowo ludzkie myślenie. A myślenie Boga jest zupełnie inne… nie wiem. To tylko moja, ludzka opinia, ale osoba, która mówi, że inne niż jej wiary są głupie to…
- Ona tak nie mówi! – zaprzeczył.
- Dobra, dobra – powiedziałam. – Myślę, że słowo „dziwne”, „odpychające” i „nielogiczne” nie są pochlebne. Bo, bez urazy, ale ja nie ogarniam jej wiary, ale tego nie komentuję! Jest, czekaj… kalwinką? Ok, może być, może mieć tą swoją predestynację ALE niech nie obraża katolików, bo z nich się wywodzi!
- Rozalia spokojnie – powiedział brat. – Ja… wiem. Ale ja czuję do niej coś więcej i…
- Brat, teraz ty posłuchaj – poprosiłam. – Będę ją tolerować pod jednym warunkiem. Udowodnij mi, że to co do niej czujesz to nie jest uczucie, tylko miłość.
- To miłość to nie uczucie? – spytał.
- Nie – odparłam. – Możesz mi to powiedzieć?
- Nie – zarumienił się.
- To przemyśl proszę, czy warto tracić czas na taką Agatę, zgoda? – zapytałam.
- Zgoda – odparł.
~*~
Kolejna jutro, a ja na wszelki wypadek życzę wszystkiego naj!
P.S. – Nie mam nic do innych religii. Chciałam tylko podkreślić dlaczego Rozalia nie lubi Agaty. Wybaczcie, ale nie lubię ludzi, którzy mówią złe rzeczy o wierze kogoś innego. Jesteś protestantem? Spoko, ja katolikiem. Koniec rozmowy na ten temat, bo wiadomo, że mamy inne poglądy, a ja teologii nie kończyłam.
- Na dworcu! – również krzyczę. – A ty?
- Też! – mówi. – Gdzie dokładnie?
- Przy wyjściu, tym pierwszym – powiedziałam.
Ja naprawdę kochałam wracać do Dębicy. Szczególnie po pracującej Wigilii, ale cóż. Sama chciałam być lekarzem i nie mogę narzekać.
- Hej! – zaraz też usłyszałam brata. – Rozalia!
- Cześć Rafałku – zaśmiałam się, po czym przytuliłam go do siebie.
- Jak tam? – zapytał.
- Całkiem nieźle – uśmiechnęłam się. – Jak wiadomo Rzeszów stoi i bez ciebie, więc…
- Chodzi ci o miasto czy o drużynę? – zapytał zaczepnie.
- Widzę cię ledwo dwie minuty, a już mam ochotę ci dokopać – powiedziałam. – Czyli wszystko w porządku. Spokojnie, poczekaj aż dojdziemy do domu. A u ciebie?
- Co u mnie? – zdziwił się.
- Tak, co u ciebie – przewróciłam oczami.
- Aaa, wszystko w porządku – odparł. – A i żeby nie było, Agata też jest.
- Czyli muszę ci wkopać podwójnie – zamyśliłam się. – A już myślałam, że sobie spokojnie spędzę święta w rodzinnym gronie, a tu co? dziewczyna mojego brata, której nie trawię, ale że są święta nie mam wielkiego wyboru i muszę być miła.
- Jak to mówią – zaczął brat – nie każdego musimy lubić, ale każdego należy kochać.
- Wiesz, że ona jest protestantką prawda? – spytałam. – Od tego bardziej chore są tylko sekty chyba, bo nawet muzułmanie wierzą, że masz coś do powiedzenia w kwestii swojego życia po śmierci!
- Oj już nie przesadzaj – powiedział.
- Szczerze, wolałabym, żeby była prawosławna – prychnęłam. – Z nimi przynajmniej się dogadasz i nie robią miny jakby mieli zwymiotować za każdym razem jeśli mówi się o tradycji. Nieważne jakiej.
- Ona jest po prostu nowoczesna – zaczął ją usprawiedliwiać.
- Wiesz, moim zdaniem – przerwałam mu – wszystko okaże się po śmierci. A jeśli ona tak robi, to ja podejrzewam, że podłóg swojej wiary ona pójdzie na dół, na lewo, w linie diagonalne na tryptyku „Sąd Ostateczny” czy jak tam zwał!
- Czyli do piekła? – zapytał Raf.
- Ty to powiedziałeś – powiedziałam. – Ale jeśli nie zmieni swojego zachowania to pewnie tak. Choć ja mam typowo ludzkie myślenie. A myślenie Boga jest zupełnie inne… nie wiem. To tylko moja, ludzka opinia, ale osoba, która mówi, że inne niż jej wiary są głupie to…
- Ona tak nie mówi! – zaprzeczył.
- Dobra, dobra – powiedziałam. – Myślę, że słowo „dziwne”, „odpychające” i „nielogiczne” nie są pochlebne. Bo, bez urazy, ale ja nie ogarniam jej wiary, ale tego nie komentuję! Jest, czekaj… kalwinką? Ok, może być, może mieć tą swoją predestynację ALE niech nie obraża katolików, bo z nich się wywodzi!
- Rozalia spokojnie – powiedział brat. – Ja… wiem. Ale ja czuję do niej coś więcej i…
- Brat, teraz ty posłuchaj – poprosiłam. – Będę ją tolerować pod jednym warunkiem. Udowodnij mi, że to co do niej czujesz to nie jest uczucie, tylko miłość.
- To miłość to nie uczucie? – spytał.
- Nie – odparłam. – Możesz mi to powiedzieć?
- Nie – zarumienił się.
- To przemyśl proszę, czy warto tracić czas na taką Agatę, zgoda? – zapytałam.
- Zgoda – odparł.
~*~
Kolejna jutro, a ja na wszelki wypadek życzę wszystkiego naj!
P.S. – Nie mam nic do innych religii. Chciałam tylko podkreślić dlaczego Rozalia nie lubi Agaty. Wybaczcie, ale nie lubię ludzi, którzy mówią złe rzeczy o wierze kogoś innego. Jesteś protestantem? Spoko, ja katolikiem. Koniec rozmowy na ten temat, bo wiadomo, że mamy inne poglądy, a ja teologii nie kończyłam.
czwartek, 24 grudnia 2015
Historynka na Wigilię
-
Cześć Kaśka! – usłyszałam radosny głos brata.
-
Cześć – odparłam spokojnie. – Tak szybko?
- A
co? – spytał zaczepnie.
-
Jeszcze wczoraj byłeś w Spale – zmarszczyłam brwi. – Jak się dostałeś do
Warszawy w tak krótkim czasie?
-
Jechałem w nocy, mniejsze korki – uśmiechnął się. – Gdzie Błażej?
- Nie
wiem nawet – wzruszyłam ramionami. – Rodzice pojechali na ostatnie zakupy.
- Okej
– powiedział. – Co mam robić?
- Nic –
odparłam. – Wszystko gotowe, a do kuchni nawet się nie zbliżaj.
-
Dobra – powiedział. – Będę w salonie.
- Okej
– powiedziałam i zniknęłam w kuchni.
Po paru chwilach usłyszałam wołanie Alicji:
-
Wujek Jurek!
-
Pomóc w czymś? – zauważyłam głowę Błażeja w drzwiach.
- Nie,
możesz zabawić mojego kochanego brata rozmową – uśmiechnęłam się.
- No niech
będzie – zaśmiał się i posłał mi całusa.
Lubiłam święta. Było tak rodzinnie, ciepło i
może nie zawsze idealnie. Ale cóż. Podobno niedoskonałość jest perfekcyjna, tak
jak sprawiedliwość jest niesprawiedliwością.
-
Mamo, mamo! – zawołała Ala. – Kiedy przyjdzie Mikołaj?
- Po
kolacji kochanie – pocałowałam ją w czoło. – Jak zjesz każdego dania po trochu.
- Ale
ja nie lubię barszczu – powiedziała.
- Dla
ciebie jest rosół, może być? – uśmiechnęłam się.
- Może
– rozpogodziła się mała. – Tato… - i już jej nie było.
-
Urosła – zaśmiał się Jurek siadając do stołu.
- Czy
nie kazałam ci nie zbliżać się do kuchni? – spytałam.
-
Kazałaś, ale ja nie mam zamiaru się ruszyć gdziekolwiek indziej niż tu gdzie
jestem.
- W
skrócie siedzisz nieruchomo przy stole? – uniosłam brew.
- Coś
ci kipi – zauważył.
- Aj! –
zaczęłam ratować ziemniaki do ryby. – Widzisz? Gdyby nie ty, to by się nie
zdarzyło.
-
Szukasz winnych – zaśmiał się. – Kiedy wpadniecie do mnie?
- Nie
wiem Jurek, nie wiem – odparłam. – Mam strasznie dużo pracy w Krakowie. Szczególnie,
że teraz Światowe Dni Młodzieży…
-
Trzeba to zorganizować – pokiwał głową.
-
Dokładnie – odparłam. – Ja to jeszcze pół biedy. Ale ci od bezpieczeństwa to
mają ręce pełne roboty…
-
Podejrzewam – jeszcze raz kiwnął głową.
-
Wujek, chodź zagramy w Monopoli – zawołała radośnie Ala.
- No
już dobrze – zaśmiał się. – Pogadamy później.
- Okej
– powiedziałam.
- Ile
ci jeszcze zostało? – spytał Błażej.
-
Tylko dopilnować ryby – uśmiechnęłam się. – Rodzice już dzwonili?
- Tak –
kiwnął głową. – Zaraz po nich jadę.
-
Dobrze – przytuliłam się do niego. – Kocham cię skarbie.
- Też
cię kocham kotku – pocałował mnie w
czubek głowy. – Idę!
- Pa –
uśmiechnęłam się.
Ryba zaraz się dosmażyła, więc udałam się do
salonu. Najwyraźniej moja córka ogrywała mojego brata.
- I co
ci dały studia na kierunku zarządzania i obrotu nieruchomościami, skoro
ośmioletnie dziecko ogrywa cię w Monopoli? – zaśmiałam się.
-
Cichaj siostra – powiedział. – My tu prowadzimy poważną rozgrywkę.
-
Jasne, jasne – prychnęłam. – Pokazać mi to, przejmuję rolę bankiera.
- Tak!
– zawołała Ala. – Mama jest najlepszym bankierem!
-
Uwaga, bo jeszcze zwojuje Wall Street – zaśmiał się brat.
- Co
to? – spytała mała.
-
Wyjaśnię ci jak podrośniesz, ok? – powiedział Jurek.
- Ile?
– dopytywała.
- Za
rok, może dwa – odparł.
-
Dobrze – kiwnęła głową. – Gramy dalej!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie ma to jak
rodzinne święta.
~*~
A ja ze swojej strony życzę wszystkim
zdrowych i wesołych! No i czego tam sobie zażyczycie. Kolejna jutro.
wtorek, 22 grudnia 2015
Historynka na pierwszy Dzień Zimy
- Cześć Konstantin – uśmiechnęłam się jak tylko zobaczyłam numer. – Po co dzwonisz?
- Słyszałem, że pierwszy dzień zimy, a ty lubisz zimę – powiedział z prostotą.
- Faktycznie lubię zimę – odparłam. – Ale dzwonisz tylko dlatego?
- No, chciałem pogadać – zaśmiał się. – Jak tam Polska?
- Raczej nie inaczej – powiedziałam. – Jeśli chodzi o siatkówkę. Jesteśmy drudzy, to dobrze, ale będziemy grać turniej kwalifikacyjny, wy chyba też?
- Oni jeśli już – posmutniał.
- Ej, nie ma się co łamać Kostek – powiedziałam. – Jeszcze mnóstwo turniejów przed tobą.
- Chcesz mnie pocieszyć – powiedział smutno.
- Strapionych pocieszać każą, to wykonuję to z przyjemnością – zaśmiałam się. – Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Zawsze znajdzie się dobry powód smutków.
- Skąd możesz wiedzieć? – zdziwił się.
- Mnie też dotykają złe rzeczy – odparłam. – Ale nie przejmuję się nimi bardziej niż powinnam. Nie warto tracić nerwów.
- Tak myślisz? – spytał.
- Ja to wiem – uśmiechnęłam się.
- Dzięki Paola – zaśmiał się.
- Mówiłam, że nie lubię jak mnie nazywasz zagraniczną formą tego imienia! – prychnęłam śmiechem.
- Jasne, jasne – zawtórował mi. – A ja ci uwierzę, Paulina.
- I od razu lepiej – powiedziałam zadowolona. – Widzisz nie zrobiło to krzywdy ani mnie, ani tobie.
- Nie zrobiło – powiedział.
- A co tam u ciebie? – zapytałam. – Znalazłeś już jakąś panią Cupko?
- Nie – odparł z rezygnacją. – Jest jedna fajna, ale uparcie nazywa mnie przyjacielem. I co mam zrobić?
- Kostek, rozmawialiśmy już na ten temat – przewróciłam oczami.
- Pamiętaj, że termin zbliża się nieubłaganie – odparł.
- Więc po nim porozmawiamy – ucięłam rozmowę. – Coś jeszcze się udało.
- Oprócz paru nieistotnych faktów z mojego życia online to nie – odparł.
- Kolejny poziom w jakiejś grze? – uniosłam brwi.
- Dorwałem się do Wiedźmina – ucieszył się.
- Przeszłam w dwa dni – przewróciłam oczami. – To nie ma nic wspólnego z książką!
- Ty zawsze o książkach i zgodności – pewnie on przewrócił oczami.
- Bo jestem humanistką – odparłam. – Połowa filmów mnie nie satysfakcjonuje i ta liczba rośnie na niekorzyść kinematografii.
- Humanistka w całej krasie, tylko daj jej dojść do głosu – zaśmiał się Serb.
- Masz problem – skwitowałam chłodno.
- Właśnie nie mam - zaczął się bronić. – Mogę z tobą gadać choćby o głupocie współczesnych poetów.
- Głupota to kluczowe słowo – prychnęłam.
- Jak to ty mówisz? – zastanowił się. – Żyjemy w świecie konsumpcjonizmu i takie też dostajemy wiersze. Pełne konsumpcjonizmu i zachowań niezgodnych z prawem Boskim.
- Pełnych pretensji, niczym nie uzasadnionych i niesprawiedliwych opinii – dokończyłam. – Toż to nasi poprzednicy w grobach się przewracają.
- Może nie, ale Bóg na pewno kiwa głową ze smutkiem nad losem ludzkim – powiedział Cupko.
- Pewnie masz rację – posmutniałam. – Gdzie się podziała a Bogobojność?
- Gnije w najgłębszych czeluściach piekła, tam gdzie teraz jest jej najwięcej – odparł.
- W sumie masz rację – zastanowiłam się. – Bogobojność została tam, gdzie Bóg jest, ale inni nie mają szansy dostąpić jego łaski. Gdzie będą pokutować i pokutować.
- Bóg jest w piekle? – zapytał się Konstantin.
- A gdzie Go nie ma? – zaśmiałam się. – Ale to temat na dłuższą rozmowę.
- Ja mam czas – zawtórował mi.
- Słyszałem, że pierwszy dzień zimy, a ty lubisz zimę – powiedział z prostotą.
- Faktycznie lubię zimę – odparłam. – Ale dzwonisz tylko dlatego?
- No, chciałem pogadać – zaśmiał się. – Jak tam Polska?
- Raczej nie inaczej – powiedziałam. – Jeśli chodzi o siatkówkę. Jesteśmy drudzy, to dobrze, ale będziemy grać turniej kwalifikacyjny, wy chyba też?
- Oni jeśli już – posmutniał.
- Ej, nie ma się co łamać Kostek – powiedziałam. – Jeszcze mnóstwo turniejów przed tobą.
- Chcesz mnie pocieszyć – powiedział smutno.
- Strapionych pocieszać każą, to wykonuję to z przyjemnością – zaśmiałam się. – Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Zawsze znajdzie się dobry powód smutków.
- Skąd możesz wiedzieć? – zdziwił się.
- Mnie też dotykają złe rzeczy – odparłam. – Ale nie przejmuję się nimi bardziej niż powinnam. Nie warto tracić nerwów.
- Tak myślisz? – spytał.
- Ja to wiem – uśmiechnęłam się.
- Dzięki Paola – zaśmiał się.
- Mówiłam, że nie lubię jak mnie nazywasz zagraniczną formą tego imienia! – prychnęłam śmiechem.
- Jasne, jasne – zawtórował mi. – A ja ci uwierzę, Paulina.
- I od razu lepiej – powiedziałam zadowolona. – Widzisz nie zrobiło to krzywdy ani mnie, ani tobie.
- Nie zrobiło – powiedział.
- A co tam u ciebie? – zapytałam. – Znalazłeś już jakąś panią Cupko?
- Nie – odparł z rezygnacją. – Jest jedna fajna, ale uparcie nazywa mnie przyjacielem. I co mam zrobić?
- Kostek, rozmawialiśmy już na ten temat – przewróciłam oczami.
- Pamiętaj, że termin zbliża się nieubłaganie – odparł.
- Więc po nim porozmawiamy – ucięłam rozmowę. – Coś jeszcze się udało.
- Oprócz paru nieistotnych faktów z mojego życia online to nie – odparł.
- Kolejny poziom w jakiejś grze? – uniosłam brwi.
- Dorwałem się do Wiedźmina – ucieszył się.
- Przeszłam w dwa dni – przewróciłam oczami. – To nie ma nic wspólnego z książką!
- Ty zawsze o książkach i zgodności – pewnie on przewrócił oczami.
- Bo jestem humanistką – odparłam. – Połowa filmów mnie nie satysfakcjonuje i ta liczba rośnie na niekorzyść kinematografii.
- Humanistka w całej krasie, tylko daj jej dojść do głosu – zaśmiał się Serb.
- Masz problem – skwitowałam chłodno.
- Właśnie nie mam - zaczął się bronić. – Mogę z tobą gadać choćby o głupocie współczesnych poetów.
- Głupota to kluczowe słowo – prychnęłam.
- Jak to ty mówisz? – zastanowił się. – Żyjemy w świecie konsumpcjonizmu i takie też dostajemy wiersze. Pełne konsumpcjonizmu i zachowań niezgodnych z prawem Boskim.
- Pełnych pretensji, niczym nie uzasadnionych i niesprawiedliwych opinii – dokończyłam. – Toż to nasi poprzednicy w grobach się przewracają.
- Może nie, ale Bóg na pewno kiwa głową ze smutkiem nad losem ludzkim – powiedział Cupko.
- Pewnie masz rację – posmutniałam. – Gdzie się podziała a Bogobojność?
- Gnije w najgłębszych czeluściach piekła, tam gdzie teraz jest jej najwięcej – odparł.
- W sumie masz rację – zastanowiłam się. – Bogobojność została tam, gdzie Bóg jest, ale inni nie mają szansy dostąpić jego łaski. Gdzie będą pokutować i pokutować.
- Bóg jest w piekle? – zapytał się Konstantin.
- A gdzie Go nie ma? – zaśmiałam się. – Ale to temat na dłuższą rozmowę.
- Ja mam czas – zawtórował mi.
~*~
Chyba powiem tylko tyle, że następna na Wigilię.
środa, 16 grudnia 2015
Historynka bonusowa
- Cześć Kubiak – uśmiechnął się Ignaczak. – Jak tam kebaby?
- Krzysiek, nie jeźdź tak po nim – zaśmiał się Michał Winiarski. – Kebaby zawsze są dobre.
- Skoro ustaliliśmy już kwestię kebabów – włączył się sam zainteresowany – to gadajcie co chcieliście.
- Poczekaj – powiedział Winiar. – Jeszcze nie przedyskutowaliśmy kwestii kóz, dywanów, wielbłądów i terrorystów.
- Terrorystów nie było – dodał swoje Igła. – Ale reszta jak najbardziej.
- Po co wam to? – zdziwił się Michał K.
- Bo chcieliśmy cię wykupić z tureckiej niewoli – powiedział poważnie Krzysiek.
- Igła, powaga ci nie pasuje – podsumował Wini. – To jak, ile chcą kóz?
- Nie potrzeba im kóz dekle – przewrócił oczami Kubiak. – Ani wielbłądów, dywanów i terrorystów.
- Terroryści mieli być jak nie będziesz chciał z własnej woli wrócić – zaśmiał się Igła. – A na serio, lepiej z tego nie żartować.
- Więc czego chcecie? – wrócił do głównego tematu Kubiak.
- Pamiętasz plan z „Archiwum S”? – przymrużył oczy Winiarski.
- Lepiej nie rozmawiajmy o nim przez Skype – Krzysiek właśnie zaczął coś przeżuwać.
- Co ty żresz w tak ważnym momencie? – przeraził się Winiarski.
- Nie żrę – przełknął Ignaczak. – Tylko jem. Kanapkę z Nutellę. Tylko z powodu Nutelli chciałbym grać we Włoszech…
- Tobie bliżej do końca kariery niż do grania we włoskiej lidze – prychnął Winiarski.
- Mów za siebie – Krzysiek zjadł ostatni kęs.
- Bawicie się w istnie homerowskie porównania – podsumował Kubiak.
- Że co, co, co? – nie zrozumiał Winiar.
- Porównania homeryckie deklu – odparł Ignaczak. – Rozbudowane i przeciągające moment punktu kulminacyjnego. Sebastian ostatnio miał.
- Więc nie bawcie się w Homera – poradził Kubiak – tylko mówicie o co wam chodzi.
- O ten zegar co nie chodzi – powiedział Winiar.
- O co żeś się fochnął tym razem? – mruknął Ignaczak. – Sam mnie wcześniej deklem nazwałeś.
- Ale to było pieszczotliwie! – oburzył się Michał.
- Winiarski ogarnij się – powiedział Kubiak. – I mówcie.
- Coś ty taki delikatny? – zdziwili się obaj.
- Córka siedzi niedaleko – odparł.
- Aaaa – mruknęli jednym głosem. – Spoko.
- To przejdziecie do sedna sprawy, czy o coś jeszcze się pokłócicie?
- Jak tak bardzo chcesz – zaczął Winiar. – O co się kłócimy?
- Nie wiem – odparł Ignaczak. – Chyba żeśmy się już wystarczająco w Homera pobawili.
- Ok, to na czym stanęło wcześniej? – spytał Wini.
- Na „Archiwum S” – przewrócił oczami Kubi.
- Więc: Pamiętasz plan z „Archiwum S”? – znów zmrużył oczy Winiarski.
- Wybacz bracie, ale debilnie wyglądasz – zaśmiał się Krzysiek. – Zrobiłem screena i dodaję na naszą konwersację!
- A tylko się waż! – krzyknął Winiar.
- Za późno – mruknął Kubiak i pokazał telefon do ekranu. – Walcie o co chodzi i kłóćcie się dalej. Pamiętam.
- Masz ją wykonać z dwoma wojownikami, których ci wybraliśmy – powiedział Igła. – Są to…
- Karol Kłos i Fabian Drzyzga – wykrzyknął Winiar.
- A nie Piotrek? – zdziwił się Kubiak. – Przecież to też jego pomysł.
- Kontuzja chłopie – powiedział Igła. – Przeglądaj ty z czasu polskie media.
- Faktycznie powinienem – mruknął. – Dobra, wykonamy. Ale jesteście pewni?
- Tak – kiwnęli głowami. – Nasz czas chyli się ku zachodowi. Na ostatek w Rio mamy już genialny plan. Cześć! – i naraz się rozłączyli.
- Krzysiek, nie jeźdź tak po nim – zaśmiał się Michał Winiarski. – Kebaby zawsze są dobre.
- Skoro ustaliliśmy już kwestię kebabów – włączył się sam zainteresowany – to gadajcie co chcieliście.
- Poczekaj – powiedział Winiar. – Jeszcze nie przedyskutowaliśmy kwestii kóz, dywanów, wielbłądów i terrorystów.
- Terrorystów nie było – dodał swoje Igła. – Ale reszta jak najbardziej.
- Po co wam to? – zdziwił się Michał K.
- Bo chcieliśmy cię wykupić z tureckiej niewoli – powiedział poważnie Krzysiek.
- Igła, powaga ci nie pasuje – podsumował Wini. – To jak, ile chcą kóz?
- Nie potrzeba im kóz dekle – przewrócił oczami Kubiak. – Ani wielbłądów, dywanów i terrorystów.
- Terroryści mieli być jak nie będziesz chciał z własnej woli wrócić – zaśmiał się Igła. – A na serio, lepiej z tego nie żartować.
- Więc czego chcecie? – wrócił do głównego tematu Kubiak.
- Pamiętasz plan z „Archiwum S”? – przymrużył oczy Winiarski.
- Lepiej nie rozmawiajmy o nim przez Skype – Krzysiek właśnie zaczął coś przeżuwać.
- Co ty żresz w tak ważnym momencie? – przeraził się Winiarski.
- Nie żrę – przełknął Ignaczak. – Tylko jem. Kanapkę z Nutellę. Tylko z powodu Nutelli chciałbym grać we Włoszech…
- Tobie bliżej do końca kariery niż do grania we włoskiej lidze – prychnął Winiarski.
- Mów za siebie – Krzysiek zjadł ostatni kęs.
- Bawicie się w istnie homerowskie porównania – podsumował Kubiak.
- Że co, co, co? – nie zrozumiał Winiar.
- Porównania homeryckie deklu – odparł Ignaczak. – Rozbudowane i przeciągające moment punktu kulminacyjnego. Sebastian ostatnio miał.
- Więc nie bawcie się w Homera – poradził Kubiak – tylko mówicie o co wam chodzi.
- O ten zegar co nie chodzi – powiedział Winiar.
- O co żeś się fochnął tym razem? – mruknął Ignaczak. – Sam mnie wcześniej deklem nazwałeś.
- Ale to było pieszczotliwie! – oburzył się Michał.
- Winiarski ogarnij się – powiedział Kubiak. – I mówcie.
- Coś ty taki delikatny? – zdziwili się obaj.
- Córka siedzi niedaleko – odparł.
- Aaaa – mruknęli jednym głosem. – Spoko.
- To przejdziecie do sedna sprawy, czy o coś jeszcze się pokłócicie?
- Jak tak bardzo chcesz – zaczął Winiar. – O co się kłócimy?
- Nie wiem – odparł Ignaczak. – Chyba żeśmy się już wystarczająco w Homera pobawili.
- Ok, to na czym stanęło wcześniej? – spytał Wini.
- Na „Archiwum S” – przewrócił oczami Kubi.
- Więc: Pamiętasz plan z „Archiwum S”? – znów zmrużył oczy Winiarski.
- Wybacz bracie, ale debilnie wyglądasz – zaśmiał się Krzysiek. – Zrobiłem screena i dodaję na naszą konwersację!
- A tylko się waż! – krzyknął Winiar.
- Za późno – mruknął Kubiak i pokazał telefon do ekranu. – Walcie o co chodzi i kłóćcie się dalej. Pamiętam.
- Masz ją wykonać z dwoma wojownikami, których ci wybraliśmy – powiedział Igła. – Są to…
- Karol Kłos i Fabian Drzyzga – wykrzyknął Winiar.
- A nie Piotrek? – zdziwił się Kubiak. – Przecież to też jego pomysł.
- Kontuzja chłopie – powiedział Igła. – Przeglądaj ty z czasu polskie media.
- Faktycznie powinienem – mruknął. – Dobra, wykonamy. Ale jesteście pewni?
- Tak – kiwnęli głowami. – Nasz czas chyli się ku zachodowi. Na ostatek w Rio mamy już genialny plan. Cześć! – i naraz się rozłączyli.
~*~
Mały bonus! Łapaj Jully to dla ciebie : ). I wszystkiego naj!
niedziela, 6 grudnia 2015
Historynka na Mikołajki
- Tato, tato! – zawołał Daniel. – Popatrz co dostałem od Mikołaja!
- Ciekawe skąd Mikołaj wiedział co ci dać? – uśmiechnął się mój brat. – Co się mówi?
- Ciocia Ania! – rzucił mi się na szyję. – Zawołam Igora!
- Dobrze – uśmiechnęłam się. – Wyrośli strasznie.
- Byłaś w Kanadzie prawie pięć lat, zdążyli podrosnąć – popatrzył na mnie. – Jak tam?
- Spoko – powiedziałam. – Myślę, że miejscami lepiej niż u ciebie.
- Mówisz to żartem, z przekąsem czy ironią? – zaśmiał się.
- Z żartem – powiedziałam. – Rodzice przyjadą, czy my jedziemy do nich?
- W tym roku oni przyjeżdżają – powiedział. – Zostaniesz tu do końca roku?
- Nie, tylko do świąt – pokręciłam głową. – Później jadę do Warszawy i… zobaczymy co dalej.
- Cześć ciociu! – zawołał Igor. – Wracasz później do Kanady?
- Do Kanady nie, ale gdzie zostanę jeszcze nie wiem – uśmiechnęłam się.
- Zostań z nami! – powiedział Daniel. – Mama się zgodzi!
- Na co mam się zgodzić? – weszła zaspana Natalia.
- Ciocia może zostać z nami? – Igor uderzył we łzawe tony.
- Cześć Aniu – bratowa cmoknęła mnie w policzek. – Jeśli będzie taka potrzeba, to nie mam nic przeciwko.
- Cztery do jednego – zaśmiał się brat. – Zostajesz moja droga.
- Taaaak! – krzyknęli moi bratankowie.
- Robię to tylko ze względu na Igora i Daniela – powiedziałam bratu. – A chłopcy chyba powinni się ubrać. Natka, wracaj do łóżka, zrobię śniadanie.
- Już się cieszę – zaśmiała się bratowa i udała się do łóżka.
- Jesteś kochana – odparł brat.
- Możesz do niej dołączyć – uśmiechnęłam się porozumiewawczo. – Coś jeszcze?
- Nic, nic – zaśmiał się.
W kuchni zaraz pojawili się chłopcy. Zrobiłam im omlety i herbatę. Wcinali je z apetytem podczas gdy ja opowiadałam im jak jest w Kanadzie.
- Czemu chciałaś tak daleko pojechać? – spytał Igor.
- Lubię podróżować, a w Kanadzie trochę mi zeszło – powiedziałam.
- Czy to ma związek z wujkiem Conorem? – spytał Daniel.
- Z nim ma związek mój powrót – zaśmiałam się. – Pojechałam tam, bo chciałam pomóc mojej przyjaciółce. Potem poznałam wujka Conora.
- I to już przeszłość? – spytał Igor. Zawsze się wymieniali.
- Po części – powiedziałam. – To zależy od niego.
- Może Mikołaj roznosząc prezenty mu to powie? – zaryzykował Daniel.
- To zależy od Mikołaja – zaśmiałam się. Usłyszałam pukanie do drzwi. – Wcinajcie, ja zobaczę kto to.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam. Przede mną stał kolega mojego brata z koszem małych prezentów.
- Hi – uśmiechnął się. – Who are you?
- Olieg’s sister – uśmiechnęłam się. – And you?
- Thomas – uśmiechnął się. – It’s from boys.
- Thanks – powiedziałam i popatrzyłam jak Thomas odchodzi.
Weszłam do kuchni z uśmiechem.
- Chłopcy, właśnie przyszedł Mikołaj i powiedział, że o czymś zapomniał – powiedziałam.
- Ooo – uśmiechnęli się.
- Proszę – podałam im zawiniątka.
- Dzięki ciociu! – zawołali. – Możemy iść pooglądać telewizję? – dodał Igor.
- Ale nie za długo – powiedziałam. – Nie chcę być owalona przez waszego tatę.
- Ok! – uśmiechnęli się.
- A gdzie oni tak biegną? – spytał Olieg.
- Telewizja – przewróciłam oczami. – Możesz mi przybliżyć postać niejakiego Thomasa?
- Kolega z klubu – uśmiechnął się.
- Tyle to ja wiem – przewróciłam oczami.
- Więcej on ci powie – brat puścił mi oczko.
- Ciekawe skąd Mikołaj wiedział co ci dać? – uśmiechnął się mój brat. – Co się mówi?
- Ciocia Ania! – rzucił mi się na szyję. – Zawołam Igora!
- Dobrze – uśmiechnęłam się. – Wyrośli strasznie.
- Byłaś w Kanadzie prawie pięć lat, zdążyli podrosnąć – popatrzył na mnie. – Jak tam?
- Spoko – powiedziałam. – Myślę, że miejscami lepiej niż u ciebie.
- Mówisz to żartem, z przekąsem czy ironią? – zaśmiał się.
- Z żartem – powiedziałam. – Rodzice przyjadą, czy my jedziemy do nich?
- W tym roku oni przyjeżdżają – powiedział. – Zostaniesz tu do końca roku?
- Nie, tylko do świąt – pokręciłam głową. – Później jadę do Warszawy i… zobaczymy co dalej.
- Cześć ciociu! – zawołał Igor. – Wracasz później do Kanady?
- Do Kanady nie, ale gdzie zostanę jeszcze nie wiem – uśmiechnęłam się.
- Zostań z nami! – powiedział Daniel. – Mama się zgodzi!
- Na co mam się zgodzić? – weszła zaspana Natalia.
- Ciocia może zostać z nami? – Igor uderzył we łzawe tony.
- Cześć Aniu – bratowa cmoknęła mnie w policzek. – Jeśli będzie taka potrzeba, to nie mam nic przeciwko.
- Cztery do jednego – zaśmiał się brat. – Zostajesz moja droga.
- Taaaak! – krzyknęli moi bratankowie.
- Robię to tylko ze względu na Igora i Daniela – powiedziałam bratu. – A chłopcy chyba powinni się ubrać. Natka, wracaj do łóżka, zrobię śniadanie.
- Już się cieszę – zaśmiała się bratowa i udała się do łóżka.
- Jesteś kochana – odparł brat.
- Możesz do niej dołączyć – uśmiechnęłam się porozumiewawczo. – Coś jeszcze?
- Nic, nic – zaśmiał się.
W kuchni zaraz pojawili się chłopcy. Zrobiłam im omlety i herbatę. Wcinali je z apetytem podczas gdy ja opowiadałam im jak jest w Kanadzie.
- Czemu chciałaś tak daleko pojechać? – spytał Igor.
- Lubię podróżować, a w Kanadzie trochę mi zeszło – powiedziałam.
- Czy to ma związek z wujkiem Conorem? – spytał Daniel.
- Z nim ma związek mój powrót – zaśmiałam się. – Pojechałam tam, bo chciałam pomóc mojej przyjaciółce. Potem poznałam wujka Conora.
- I to już przeszłość? – spytał Igor. Zawsze się wymieniali.
- Po części – powiedziałam. – To zależy od niego.
- Może Mikołaj roznosząc prezenty mu to powie? – zaryzykował Daniel.
- To zależy od Mikołaja – zaśmiałam się. Usłyszałam pukanie do drzwi. – Wcinajcie, ja zobaczę kto to.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam. Przede mną stał kolega mojego brata z koszem małych prezentów.
- Hi – uśmiechnął się. – Who are you?
- Olieg’s sister – uśmiechnęłam się. – And you?
- Thomas – uśmiechnął się. – It’s from boys.
- Thanks – powiedziałam i popatrzyłam jak Thomas odchodzi.
Weszłam do kuchni z uśmiechem.
- Chłopcy, właśnie przyszedł Mikołaj i powiedział, że o czymś zapomniał – powiedziałam.
- Ooo – uśmiechnęli się.
- Proszę – podałam im zawiniątka.
- Dzięki ciociu! – zawołali. – Możemy iść pooglądać telewizję? – dodał Igor.
- Ale nie za długo – powiedziałam. – Nie chcę być owalona przez waszego tatę.
- Ok! – uśmiechnęli się.
- A gdzie oni tak biegną? – spytał Olieg.
- Telewizja – przewróciłam oczami. – Możesz mi przybliżyć postać niejakiego Thomasa?
- Kolega z klubu – uśmiechnął się.
- Tyle to ja wiem – przewróciłam oczami.
- Więcej on ci powie – brat puścił mi oczko.
~*~
Ha, udało się. Kolejna pewnie gdzieś koło świąt.
sobota, 5 grudnia 2015
Historynka na Barbórkę
- Mieszkasz tyle lat w Polsce i nie wiesz co to Barbórka? – zaśmiałam się.
- No nie wiem – mruknął Michał.
- Mieszkasz w mieście, w którym są kopalnie, waszym głównym sponsorem jest kopalnia i naprawdę nie wiesz co to Barbórka? – nie dowierzałam.
- No nie wiem! – fuknął obrażony Masny.
- Barbórka, czyli Barbary – zaczęłam. – To święto górników, gdyż święta Barbara im patronuje.
- Dziękuję za tą lekcję – dopił sok pomarańczowy. – I wszystkiego naj w takim razie.
- A dziękuję – powiedziałam. – Może wpadniesz dziś wieczorem. Będzie takie małe przyjęcie imieninowe.
- Może wpadnę – wzruszył ramionami. – A Muzaj też będzie? – powiedział z szatańskim uśmiechem.
- Nie wiem – spojrzałam na niego podejrzliwie. – Co do tego ma Muzaj? Już prędzej Hain się pojawi.
- Wydawało mi się, że Michał cię lubi – zaśmiał się Masny.
- Może i mnie lubi, ale to nie zobowiązuje mnie do tego samego – odparłam spokojnie.
- Zgrywasz niedostępną? – zaśmiał się.
- Nie, ja jestem niedostępna – powiedziałam.
- Oj Basia nie możesz wiecznie uciekać – stwierdził już poważnie.
- Nie uciekam – warknęłam. – A ty nie baw się w swatkę. Pooglądaj tak jak Piotrek My Little Pony i wtedy pogadamy.
- O którym Piotrku mówisz? – zdziwił się.
- O moim bratanku – przewróciłam oczami. – Chyba nie Nowakowskim, co?
- Ja tam nie wiem – wzruszył ramionami. – To ty się z nim przyjaźnisz.
- Eh Masny, Masny – zaśmiałam się. – Idź już, bo się spóźnisz, a tego chyba nie chcesz.
- Chciałbym móc się spóźnić, ale kapitanowi nie wypada – powiedział i pomachał mi przed zamknięciem drzwi.
Czasami tęskniłam za wkurzającym mnie wiecznie Patrysiem. On przynajmniej z góry uprzedzał. A ci w ogóle. No ja nie wiem. Ja chyba muszę ich wysłać do Patrysia na jakieś praktyki. Ale nie ważne. Trzeba się spakować, w końcu jutro przyjeżdża po mnie brat. Nie ma to jak rodzinny weekend. Cóż, w sumie nie mogę się doczekać, aż pojadę do Żyrardowa. Dawno nie widziałam rodzinnego domu. W końcu trzeba przejechać większość Polski. Nie zawsze mam komfort takiej możliwości. Jednak urlop zdrowotny ją daję. Wracam do pracy dopiero po nowym roku. Wybawienie nadeszło.
Wchodzę do sypialni i siadam na łóżku. Nie wiem co mam wziąć, wszystko tak naprawdę mam u rodziców. Mieszkanie w Jastrzębiu-Zdroju traktuję jak przystanek między pracą, a życiem prywatnym. Rzadko kiedy jestem tu dłużej niż godzinę. Oczywiście tutaj sypiam, ale nie liczę tego jako mieszkanie. Chyba mocno potrzebuję ułożyć sobie życie. Nie wiem gdzie, jak, z kim, ale wiem jedno. Nie mogę ignorować tego dzióbania mojego Anioła Stróża, które oznacza: idź ty w końcu zgodnie z planem Boga. Za długo zwlekałam ze zgodzeniem się z tym stwierdzeniem. Spakowałam torbę biorąc wszystko co wydało mi się potrzebne. Wypiłam wodę, która stała w szklance w kuchni. Wyciągam telefon i nagrywam się na sekretarkę Masnego.
- Do końca roku mnie nie będzie. Jakby co znajdziesz mnie w Żyrardowie. Wszystkiego naj. I ten… jakby co nagraj się na sekretarkę, na pewno odsłucham. Cześć.
Wyszłam z mieszkania zamykając je na cztery spusty. Odetchnęłam świeżym powietrzem i zadzwoniłam do brata.
- Beniamin, nie fatyguj się, jeszcze dziś będę w Żyrardowie – uśmiechnęłam się.
- No nie wiem – mruknął Michał.
- Mieszkasz w mieście, w którym są kopalnie, waszym głównym sponsorem jest kopalnia i naprawdę nie wiesz co to Barbórka? – nie dowierzałam.
- No nie wiem! – fuknął obrażony Masny.
- Barbórka, czyli Barbary – zaczęłam. – To święto górników, gdyż święta Barbara im patronuje.
- Dziękuję za tą lekcję – dopił sok pomarańczowy. – I wszystkiego naj w takim razie.
- A dziękuję – powiedziałam. – Może wpadniesz dziś wieczorem. Będzie takie małe przyjęcie imieninowe.
- Może wpadnę – wzruszył ramionami. – A Muzaj też będzie? – powiedział z szatańskim uśmiechem.
- Nie wiem – spojrzałam na niego podejrzliwie. – Co do tego ma Muzaj? Już prędzej Hain się pojawi.
- Wydawało mi się, że Michał cię lubi – zaśmiał się Masny.
- Może i mnie lubi, ale to nie zobowiązuje mnie do tego samego – odparłam spokojnie.
- Zgrywasz niedostępną? – zaśmiał się.
- Nie, ja jestem niedostępna – powiedziałam.
- Oj Basia nie możesz wiecznie uciekać – stwierdził już poważnie.
- Nie uciekam – warknęłam. – A ty nie baw się w swatkę. Pooglądaj tak jak Piotrek My Little Pony i wtedy pogadamy.
- O którym Piotrku mówisz? – zdziwił się.
- O moim bratanku – przewróciłam oczami. – Chyba nie Nowakowskim, co?
- Ja tam nie wiem – wzruszył ramionami. – To ty się z nim przyjaźnisz.
- Eh Masny, Masny – zaśmiałam się. – Idź już, bo się spóźnisz, a tego chyba nie chcesz.
- Chciałbym móc się spóźnić, ale kapitanowi nie wypada – powiedział i pomachał mi przed zamknięciem drzwi.
Czasami tęskniłam za wkurzającym mnie wiecznie Patrysiem. On przynajmniej z góry uprzedzał. A ci w ogóle. No ja nie wiem. Ja chyba muszę ich wysłać do Patrysia na jakieś praktyki. Ale nie ważne. Trzeba się spakować, w końcu jutro przyjeżdża po mnie brat. Nie ma to jak rodzinny weekend. Cóż, w sumie nie mogę się doczekać, aż pojadę do Żyrardowa. Dawno nie widziałam rodzinnego domu. W końcu trzeba przejechać większość Polski. Nie zawsze mam komfort takiej możliwości. Jednak urlop zdrowotny ją daję. Wracam do pracy dopiero po nowym roku. Wybawienie nadeszło.
Wchodzę do sypialni i siadam na łóżku. Nie wiem co mam wziąć, wszystko tak naprawdę mam u rodziców. Mieszkanie w Jastrzębiu-Zdroju traktuję jak przystanek między pracą, a życiem prywatnym. Rzadko kiedy jestem tu dłużej niż godzinę. Oczywiście tutaj sypiam, ale nie liczę tego jako mieszkanie. Chyba mocno potrzebuję ułożyć sobie życie. Nie wiem gdzie, jak, z kim, ale wiem jedno. Nie mogę ignorować tego dzióbania mojego Anioła Stróża, które oznacza: idź ty w końcu zgodnie z planem Boga. Za długo zwlekałam ze zgodzeniem się z tym stwierdzeniem. Spakowałam torbę biorąc wszystko co wydało mi się potrzebne. Wypiłam wodę, która stała w szklance w kuchni. Wyciągam telefon i nagrywam się na sekretarkę Masnego.
- Do końca roku mnie nie będzie. Jakby co znajdziesz mnie w Żyrardowie. Wszystkiego naj. I ten… jakby co nagraj się na sekretarkę, na pewno odsłucham. Cześć.
Wyszłam z mieszkania zamykając je na cztery spusty. Odetchnęłam świeżym powietrzem i zadzwoniłam do brata.
- Beniamin, nie fatyguj się, jeszcze dziś będę w Żyrardowie – uśmiechnęłam się.
~*~
Przepraszam za spóźnienie. Jutro na pewno bd kolejna.
Subskrybuj:
Posty (Atom)