poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Historynka na Poniedziałek Wielkanocny



 - Paaaweł! – zawołałam na cały dom. – Gdzie się podziewasz?
 - Nie wyjdę! – zawołał. – Nie!
 - Oj tam. Wyłaź! – krzyknęłam.
 - Nie! – zaprotestował.
 - Co ci szkodzi? – spytałam.
 - Jak odłożysz pistolet na wodę to wyjdę! – powiedział.
 - Ale ja wołam cię na śniadanie! – trochę skłamałam, ale mokrego Pawła warto zobaczyć.
 - Już, już – wyszedł ze swojego pokoju i chlusnęłam na niego długim strumieniem wody. Chyba wyczerpałam cały magazynek.
 - Magdaleno! – wrzasnął.
 - Co Pawełku? – spytałam niewinnie.
 - Muszę się przebrać! – powiedział.
 - Nikt ci tego nie broni – uśmiechnęłam się.
Zaraz też drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem. Braciszek strzelił focha. Nie dziwię się. Musiał mnie znosić przez całe życie. Nie dam mu wytchnienia nawet w święta. Poza tym, skoro on stara się być tym „dojrzałym”, to ja mogę żartować do woli. Bliźniaki muszą się równoważyć.
 - Znów wykręciłaś numer Pawłowi? – spytała mama, gdy zeszłam na dół.
 - Słychać było? – zapytałam z niewinną minką.
 - Tak – powiedział tata. – Czemu wy zawsze robicie sobie na bakier?
 - Takie już są bliźniaki Zatorskich – powiedziałam z promiennym uśmiechem.
 - Bardzo śmieszne – powiedział Paweł. – Przez ciebie mam całą głowę mokrą!
 - Oj tam, trzeba się bronić czasem – prychnęłam. – Nie bądź baba!
 - Nie jestem baba! – wybuchnął.
 - Pawełku, spokojnie – próbowała uspokajać mama. – Magda, już na dziś wystarczy.
 - Co się wtrącasz? – pyta tata. – Kochanie, oni obydwoje są już dorośli. Nie mieszajmy się w ich sprawy. Paweł sam sobie poradzi, prawda?
 - Tak – powiedział zrezygnowany.
W naszym przypadku stwierdzenie maminsynek i córeczka tatusia bardzo dobrze było widoczne. Paweł był pupilkiem mamusi, a ja ulubioną córeczką taty. Problem dla Pawła zaczął się wtedy, gdy zaczynało mu zależeć na dumie taty. Wtedy skapał się, że mama nie bardzo może go bronić, bo to niemęskie. I tak jest do dzisiaj.
 - Jak w stolicy? – zapytał tata, gdy tylko zasiedliśmy do śniadania.
 - Okej – powiedziałam. – Nic się nie dzieje, spokój, tylko przed sesją dużo zakuwania. Ale nie narzekam.
 - Po co ci kolejny kierunek? – spytał Zati. – Japonistyka, sinistyka, germanistyka i jeszcze romanistyka.
 - Nie zapominając o polonistyce i anglistyce – dodała mama.
 - Jeśli mam talent do języków, to czemu go nie wykorzystać – uśmiechnęłam się. – Poza tym jak nie mam co robić to mnie rozsadza. Skończyłam kierunki i zaczęło mi być pusto, więc dokształcam się w kolejnych.
 - Nie męczy cię to? – zdziwił się brat.
 - A ciebie męczy siatkówka? – spytałam ironicznie.
 - Męczy, ale to nie zmienia faktu, że nadal to kocham – powiedział.
 - U mnie jest tak samo – prychnęłam i ugryzłam kanapkę.
 - Chociaż w święta możecie sobie nie docinać? – spytała mama.
 - Poczekaj, bo i na ciebie przyjdzie kolej – zaśmiał się tata. – Na mnie pewnie też.
 - Nie wiem – powiedziałam. – Dziś po południu wracam do Warszawy.
 - Tak szybko? – zdziwiła się nasza rodzicielka.
 - Tak – powiedziałam. – Jutro mam już wykłady.
 - I znów zostaniemy we trójkę – powiedział tata.
 - Nie będzie tak źle – powiedział Paweł. – Chwila spokoju od docinków siostry.
 - I tak wiem, że będziesz tęsknił – uśmiechnęłam się.
 - Jak rzeczywiście tak będzie, to weźcie mnie ukatrupcie – powiedział do rodziców.
 - Nie wiem czy chciałbyś stracić życie już jutro – zaśmiał się tata.
~*~
Nie wiem kiedy kolejna. Pewnie na majówkę. Tyle :).

niedziela, 5 kwietnia 2015

Historynka na Wielkanoc



 - Fantastycznie być w domu – powiedział brat jak tylko usiedliśmy do śniadania.
 - Puścili was z tej Ankary na święta bez problemu? – spytała mama.
 - Oczywiście – odparł braciszek. – Nie było problemu.
 - Nieźle, nieźle – stwierdziłam. – „Polska liga jest najlepsza”. A jak przyszło co do czego…
 - To, że gram w Turcji, nie oznacza, że polska liga jest słaba – odparował brat.
 - Już nie pogrążaj się Marcin – poradziłam. – Gorsza dyspozycja Zaksy, czy jakaś inna sprawa skłoniła cię do opuszczenia granic naszego kraju?
W głębi ducha oczywiście kochałam brata, nie myślcie, że nie. Ale uwielbiałam mu dogryzać. Taka już byłam. Od najmłodszego.
 - Coś innego – wymruczał.
 - I kończy się to wizytą na święta – skwitowałam.
 - Oj, Nela, nie pogrążaj brata – zainterweniował tata.
 - Sam tego chciał! – zaczęłam się bronić.
 - A jak tam sprawy w Lubinie? – spytał z uśmieszkiem brat. – Nic nowego?
 - Nic – odparłam. – Stara bida, choć po awansie jest trochę lepiej. Podobno odezwało się paru sponsorów…
 - Nieźle – powiedział Marcin. – A jak u Łukasza?
 - Skąd mam wiedzieć? – zdziwiłam się. – Nie jestem jego koleżanką. Mogłabym spytać o to ciebie.
 - Czyli ciągle siedzisz w papierach? – zadrwił brat.
 - W przeciwieństwie do ciebie mam właśnie takie wykształcenie – powiedziałam ze słodkim uśmiechem. – Nie mam zamiaru ganiać po hali, czy gdzie tam. Wolę siedzieć za biurkiem. Siłownię mam po pracy.
 - Język ci się wyostrzył siostrzyczko – powiedział Magneto.
 - Wiesz, gracze czasami do mnie zaglądają, a ja nie jestem im dłużna w żadnym wypadku – uśmiechnęłam się.
 - Biedni Lubinanie, tak? – spytał dla pewności.
 - Nie wiem, akurat tego nie umiem odmienić sama – zamyśliłam się. – Skoro w Lublinie są Lublinianie, to w Lubinie… Lubinianie? A ki licho wie.
 - Gotowe – weszła mama z Hanią i jajkiem. – Możemy zacząć.
Brata zostawię sobie na koniec. Muszę wymyślić mu świetną petardę. Przynajmniej raz moje konszachty z Michałem Łasko nie pójdą na marne. On dogryza Kubiakowi – ja Marcinowi. Przypomniałam sobie mnóstwo tekstów pana Michała Ł. Hehehe, bój się Marcinku. Ale najpierw tata, mama i Hania.
 - Po twojej minie już widzę, że mam się bać – powiedział brat.
 - Oj tam zaraz bać – prychnęłam. – To będą po prostu życzenia.
 - To najpierw ja – zaczął. – Zdrowia, zdrowia i zdrowia. Szczęścia, radości, miłości wreszcie i żebyś nie wychodziła z formy, w której jesteś dziś. I wszystko o czym zapomniałem.
 - Ok, dziękuję – uśmiechnęłam się.  – Ja ci życzę smacznych kebabów, złota ligi tureckiej, żeby ci Hani żaden szejk nie podprowadził, żebyś znalazł ładny dywan, żebyś nie wrócił tu z kolejną żoną, ani haremem, bo cię osobiście ukatrupię, żeby ci upał nie przegrzał łepetyny i wszystko o czym nie wspomniałam łącznie ze zdrowiem, szczęściem, radością i tak dalej.
 - Wiedziałem, że pożałuję tego wyjazdu – prychnął brat.
 - A widzisz, a ja nie dam ci o tym zapomnieć – uśmiechnęłam się.
 - Matko, co będzie jak ja się zobaczę z resztą chłopaków – przeraził się.
 - Nie martw się – zaśmiałam się. – Będzie tylko o wiele gorzej. A później wyżalisz się Kubiakowi, on tobie i będzie okej – zalewałam się łzami śmiechu. – A potem reprezentacja…
 - Ha, ha bardzo śmieszne – podsumował brat.
~*~
I jutro ostatnia. Przynajmniej jeśli chodzi o Wielkanoc.

sobota, 4 kwietnia 2015

Historynka na Wielką Sobotę



 - Koszyczek poświęcony! – usłyszałem radosny głos Jaśki, jak tylko weszła do domu z Polą.
- Czemu na mnie nie poczekałaś? – uśmiechnąłem się.
 - Jasiek, było tyle nie spać! – powiedziała.
 - Bo ty to niby wczoraj nie spałaś do dziesiątej! – odparłem.
 - No nie! – zaprotestowała. – Spałam do ósmej, a później leżałam tylko w łóżku!
 - Nie wierzę ci – powiedziałem.
 - To nie wierz! – prychnęła i pobiegła na górę.
 - Jak ja uwielbiam, gdy rodzinka jest w domu – powiedziała z kuchni mama.
 - Też się cieszę – uśmiechnąłem się.
Zaraz też z pokoju mojej młodszej siostry zaczęła płynąć muzyka. Aśka sama grała na gitarze. Nauczyła się tego wieki temu i sama już potrafiła układać linie melodyczne. Czasami układała też słowa. Tym razem jednak zmierzając do jej pokoju rozpoznałem „Taką wodą być”. Zawsze miała sentyment do tej piosenki, bo ją nauczyła się jako pierwszą. Postałem chwilę pod drzwiami i zapukałem po zakończeniu piosenki.
 - Hasło? – usłyszałem.
 - Hmm… Święty Graal, który muszę odnaleźć – powiedziałem.
 - To z zeszłego miesiąca – odparł głos.
 - Na co czekasz? – spróbowałem drugi raz.
 - Została ci jedna szansa – powiedział głos siostry.
 - Potrzebuję bohatera? – zaryzykowałem.
 - Już myślałam, że naprawdę zapomniałeś – pojawiła się głowa mojej siostry. – Wchodź.
 - Dzięki – powiedziałem. – Nie możesz zmieniać hasła rzadziej?
 - Nie – powiedziała. – Wszystko musi chodzić jak w zegarku.
 - Oj Asia, naprawdę? – spytałem.
 - Tak, każdy ma swoje hasło i każdy ma zmienianie co miesiąc – zaczęła. – Czasem rzadziej, lub częściej. Na przykład z konieczności mama i tata mają zmieniane raz na pół roku.
 - Jak to robisz? – spytałem.
 - W Nowy Rok i moje urodziny – uśmiechnęła się promieniście.
 - Fakt, urodziłaś się piętnastego czerwca – powiedziałem.
 - Czyli idealnie w połowie roku – odparła. – Mniej więcej.
 - To w końcu idealnie, czy mniej więcej? – uśmiechnąłem się.
 - Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Skoro czerwiec to środek roku, a ma trzydzieści dni, to piętnasty to chyba środek roku.
 - Możliwe – powiedziałem. – Widzę, że robisz porządek.
 - Mhm – odparła Aśka. – Muszę zrobić listę książek.
 - Ile ich masz? – spytałem.
 - Dużo – powiedziała. – W większości to prezenty.
 - Tyle to i ja wiem – prychnąłem. – Pewnie większość ode mnie?
 - Nie, pobija cię ciotka Arleta – młoda mówiła o swojej chrzestnej. – Ale chyba tylko o jedną, ewentualnie dwie.
 - W takim razie wychodzę na prowadzenie – uśmiechnąłem się i wręczyłem siostrze trylogię.
 - Skąd wiedziałeś? – na twarzy pojawił się najpiękniejszy z możliwych uśmiechów.
 - Od dawna mówisz o tym całym Gideonie – zaśmiałem się. – Więc poszedłem do Empiku i się pytam w jakiej to książce. Mówią, dają i kupuję.
 - Dzięki Jasiek – przytuliła mnie. – Jesteś najlepszym bratem ever.
 - A dziękuję – uśmiechnąłem się. – Komu dziś kibicujemy?
 - Lotosowi! – krzyknęła młoda. – Ale to jeszcze jakieś dziewięć godzin.
 - Wiem, ale przygotowywać się możemy już teraz – powiedziałem.
 - Idziemy po przekąski! – ucieszyła się.
 - I owszem – powiedziałem z uśmiechem. – Czekam, za pięć minut masz być na dole.
 - Okej! – powiedziała i zniknęła w garderobie. Tak, to wymysł mamy, a nie jej.
Za chwilę pojawiła się w czarnych trampkach i w kurtce. Zapowiada się ciekawa reszta dnia.
~*~
Uff, następna jutro.

Historynka na Wielki Piątek



 - Nie wiem co my tu robimy – prychnęłam, gdy tylko Andrzej otworzył drzwi.
 - Kochanie, te święta chcemy spędzić u twojego brata, to takie dziwne? – spytał tata.
 - W sumie tak – powiedziałam.
 - Naprawdę tak uważasz? – zdziwił się Andrzej.
 - Tak – odparłam. – Ty coś kombinujesz, ale jeszcze nie wiem co.
 - A jeśli po prostu chcę spędzić święta z rodziną? – zapytał.
 - To nie jest normalne w twoim przypadku – wyraziłam swoją opinię.
 - Co w ciebie wstąpiło Mela? – zdziwiła się mama.
 - Nie Mela – syknęłam. – Amelia. Poproszę.
 - Dobra, dobra, może być – zaczął łagodzić Andrzej. – Aha, mam nadzieję, że możemy spędzić Lany Poniedziałek z Kłosem?
 - Wiedziałam! – prychnęłam. – Co chcesz osiągnąć Andrzej?
 - Nic nie chcę osiągnąć – wzruszył ramionami.
 - W takim razie bardzo ucieszy cię pewnie wiadomość, że zaręczyłam się z Adamem – uśmiechnęłam się ironicznie.
 - Co!? – zmroziło mojego brata.
 - To co słyszałeś synku – ucieszyła się mama. – Już niedługo będziemy się bawić na weselu Amelii!
 - Świe… świetnie – wybąkał brat.
 - Nieprawdaż? – uśmiechnęłam się. – Będziesz zaproszony w pierwszej kolejności po rodzicach.
 - Czuję się zaszczycony – mimo tego był strasznie blady.
 - Pewnie Karol też ucieszy się na tą wiadomość – powiedział tata.
 - Niewątpliwie – odparłam. – Tak w ogóle, to pokażę ci pierścionek.
Wyciągnęłam do brata prawą rękę, na której lśnił srebrny pierścionek z błękitnym szafirem. Idealnie pasował do mojej bladej cery i czarnych włosów.
 - Podkreśla twój kolor oczu – uśmiechnął się słabo brat. – Niebieski jak one.
 - Dziękuję – uśmiechnęłam się. – Jak mnie zawsze nazywałeś, gdy byłam młodsza?
 - Moje sreberko – zaśmiał się. – Nie będę, obiecuję.
 - Cieszę się – uśmiechnęłam się.
Skąd taka różnica w wyglądzie, między mną i Andrzejem? Otóż, ja jestem podobna do taty, a on do mamy. To nic niezwykłego. Bardziej przypominamy siebie charakterem. Podobno. Tak mówią rodzice.
 - Dzięki, że mogę się przespać w twojej sypialni – uśmiechnęłam się.
 - Nie ma za co – powiedział Andrzej. – Kanapa też jest wygodna.
 - A tylko w pokoju gościnnym jest podwójne łóżko – uśmiechałam się w dalszym ciągu.
 - Dobrze, że Adam nie przyjechał – powiedział Wrona.
 - Kto powiedział, że nie przyjedzie? – posłałam mu słodkie spojrzenie.
 - Co? – znów zdziwił się Andrzej.
 - Przyjedzie, tyle że na samą Wielkanoc – zaczęłam mówić. – Rano będziemy tu, a po południu u jego rodziców. Poniedziałek też spędzimy tu, bo jego rodzice jadą do jego siostry do Szczecina.
 - Aha – powiedział tylko.
 - Martwisz się o Karola – prychnęłam.
 - Nie! – zaprzeczył.
 - Chciałam zauważyć, że to nie było pytanie tylko stwierdzenie – powiedziałam.
 - Może i tak – powiedział Andrzej. – Nawet jeśli, to co z tego?
 - On ciągle nie może tego przeboleć, prawda? – spytałam.
 - Ty możesz i nieźle ci to wychodzi – odparł cierpko.
 - Bo tak trzeba – powiedziałam twardo. – Nie żyje się przeszłością, bo można przegapić teraźniejszość Andrzeju.
 - A co z przyszłością? – spytał.
 - A przyszłość zawsze pozostaje zagadką – powiedziałam i wyszłam.
Stanęłam przed drzwiami na balkon i patrzyłam jak na Bełchatów spadają małe kuleczki gradu. Jakby nawet niebo chciało sprawić delikatny ból ludziom. Usłyszałam tylko delikatne skrzypnięcia drzwi i głos:
 - Melka?
~*~
Kolejna znów jutro. Takiej weny to od Nowego Roku nie musiałam mieć.