-
Paaaweł! – zawołałam na cały dom. – Gdzie się podziewasz?
- Nie
wyjdę! – zawołał. – Nie!
- Oj
tam. Wyłaź! – krzyknęłam.
- Nie!
– zaprotestował.
- Co
ci szkodzi? – spytałam.
- Jak
odłożysz pistolet na wodę to wyjdę! – powiedział.
- Ale
ja wołam cię na śniadanie! – trochę skłamałam, ale mokrego Pawła warto
zobaczyć.
- Już,
już – wyszedł ze swojego pokoju i chlusnęłam na niego długim strumieniem wody.
Chyba wyczerpałam cały magazynek.
-
Magdaleno! – wrzasnął.
- Co
Pawełku? – spytałam niewinnie.
-
Muszę się przebrać! – powiedział.
- Nikt
ci tego nie broni – uśmiechnęłam się.
Zaraz też drzwi zamknęły się z głośnym
trzaskiem. Braciszek strzelił focha. Nie dziwię się. Musiał mnie znosić przez
całe życie. Nie dam mu wytchnienia nawet w święta. Poza tym, skoro on stara się
być tym „dojrzałym”, to ja mogę żartować do woli. Bliźniaki muszą się
równoważyć.
- Znów
wykręciłaś numer Pawłowi? – spytała mama, gdy zeszłam na dół.
- Słychać
było? – zapytałam z niewinną minką.
- Tak
– powiedział tata. – Czemu wy zawsze robicie sobie na bakier?
-
Takie już są bliźniaki Zatorskich – powiedziałam z promiennym uśmiechem.
-
Bardzo śmieszne – powiedział Paweł. – Przez ciebie mam całą głowę mokrą!
- Oj
tam, trzeba się bronić czasem – prychnęłam. – Nie bądź baba!
- Nie
jestem baba! – wybuchnął.
-
Pawełku, spokojnie – próbowała uspokajać mama. – Magda, już na dziś wystarczy.
- Co
się wtrącasz? – pyta tata. – Kochanie, oni obydwoje są już dorośli. Nie
mieszajmy się w ich sprawy. Paweł sam sobie poradzi, prawda?
- Tak
– powiedział zrezygnowany.
W naszym przypadku stwierdzenie maminsynek i
córeczka tatusia bardzo dobrze było widoczne. Paweł był pupilkiem mamusi, a ja
ulubioną córeczką taty. Problem dla Pawła zaczął się wtedy, gdy zaczynało mu
zależeć na dumie taty. Wtedy skapał się, że mama nie bardzo może go bronić, bo
to niemęskie. I tak jest do dzisiaj.
- Jak
w stolicy? – zapytał tata, gdy tylko zasiedliśmy do śniadania.
- Okej
– powiedziałam. – Nic się nie dzieje, spokój, tylko przed sesją dużo zakuwania.
Ale nie narzekam.
- Po
co ci kolejny kierunek? – spytał Zati. – Japonistyka, sinistyka, germanistyka i
jeszcze romanistyka.
- Nie
zapominając o polonistyce i anglistyce – dodała mama.
-
Jeśli mam talent do języków, to czemu go nie wykorzystać – uśmiechnęłam się. –
Poza tym jak nie mam co robić to mnie rozsadza. Skończyłam kierunki i zaczęło
mi być pusto, więc dokształcam się w kolejnych.
- Nie
męczy cię to? – zdziwił się brat.
- A ciebie
męczy siatkówka? – spytałam ironicznie.
-
Męczy, ale to nie zmienia faktu, że nadal to kocham – powiedział.
- U
mnie jest tak samo – prychnęłam i ugryzłam kanapkę.
-
Chociaż w święta możecie sobie nie docinać? – spytała mama.
-
Poczekaj, bo i na ciebie przyjdzie kolej – zaśmiał się tata. – Na mnie pewnie
też.
- Nie
wiem – powiedziałam. – Dziś po południu wracam do Warszawy.
- Tak
szybko? – zdziwiła się nasza rodzicielka.
- Tak
– powiedziałam. – Jutro mam już wykłady.
- I
znów zostaniemy we trójkę – powiedział tata.
- Nie
będzie tak źle – powiedział Paweł. – Chwila spokoju od docinków siostry.
- I
tak wiem, że będziesz tęsknił – uśmiechnęłam się.
- Jak
rzeczywiście tak będzie, to weźcie mnie ukatrupcie – powiedział do rodziców.
- Nie
wiem czy chciałbyś stracić życie już jutro – zaśmiał się tata.
~*~
Nie wiem kiedy kolejna. Pewnie na majówkę.
Tyle :).