- Wychodzisz gdzieś, że się tak spieszysz? - słyszę przez drzwi łazienki.
- Nie, ale ty tak - powiedziałam. - Do tego zaraz się najprawdopodobniej spóźnisz, bo jest wpół do trzeciej!
- O cholera! - brat wybiega jak torpeda. - Dzięki siostra - cmoka mnie po drodze w policzek.
- Jak ty sobie beze mnie radzisz? - kręcę głową i znikam za drzwiami łazienki.
Zaraz też słychać dźwięk zamykanych drzwi. Michał nie chce spóźnić się na spotkanie z Ewą. W końcu dziś Walentynki.
Przyznam szczerze, że obchodzenie ich w moim wykonaniu równa się przesłuchanie wszystkich piosenek na MP4. Poczynając od Karmelove Marceliny, a na Hero Skilleta kończąc. Tak to wygląda, nie kłamię. Moim zdaniem warto mówić "Kocham cię" każdego dnia, a nie tylko w jakieś komercyjne święto. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Tak? - stanęłam w drzwiach.
- Hi, jest Michał? - spytał, o ile wiem Holmes.
- Nie - powiedziałam krótko. - W końcu dziś Walentynki.
- W Polska to nic - powiedział Amerykanin. - In USA...
- Dobra, dobra - wyczułam długą mowę. - Wiem, byłam dwa lata na studiach.
- Ooo - powiedział. - USA is ladne? - pokiwałam głową. - Ale Polska is... hmm... more friendly.
- Przyjazna? - zdziwiłam się. - Czy chodzi bardziej ciepła, taka kochana... lovely?
- Tak! - powiedział.
- A widzisz - w międzyczasie weszliśmy do kuchni. - Oto Polska właśnie. Herbaty?
- Dziekuje, wole wodę - powiedział. - Kiedy Michael... back?
- Wróci? - potwierdził. - Nie wiem. To zależy od Ewy.
- Ewa? - zdziwił się.
- Jego dziewczyna - wyjaśniłam.
- A ty? - zainteresował się Russel.
- Co ja? - uniosłam brwi. - Po pierwsze nie obchodzę Walentynek, a po drugie nie mam z kim.
- Czemu? - znów się zdziwił. - Jesteś... pretty.
- Nic nie mów - ostrzegłam. - Oprócz tego znam parę sztuk walki. Typu kung fu, krav maga itd.
- Wow, nauczysz mnie? - spytał.
- Jak znajdziesz czas po treningu? Czemu nie? - powiedziałam.
- Ok! - ucieszył się.
W tym momencie drzwi się otworzyły. Na progu stanął Michał. Wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Brat, co jest? - od razu spytałam.
- Nic - powiedział. - Cześć Russel, wybacz, ale dziś nie pójdę z wami na kręgle.
- Ok - powiedział Amerykanin. - Idę. A my - wskazał na mnie. - Stay in touch.
- Ok - usłyszałam tylko zamykane drzwi. - Masz spoko kolegów. A co z Ewą?
- Nie wymawiaj tego imienia - poprosił, nawet nie ze złością. - Powiedziała, że taki związek na odległość nie ma sensu, że mam się nie przejmować, że w Walentynki, bo na pewno kolejne będą lepsze, ale z inną. I że kogoś już ma i żebym już nic nie robił.
- Idiotka - mruknęłam. - Nie martw się - poklepałam go. - I dzwoń do chłopaków, musisz iść z nimi na te kręgle.
- Ale... - zaczął.
- Nie ma żadnych, ale - uśmiechnęłam się. - Może kogoś poznasz.
- Idziesz ze mną - powiedział.
- Ok - wzruszyłam ramionami.
Takie niewalentynkowe te Walentynki. W przypadku mojego brata skończyły się kiepsko, ale dzień się jeszcze nie skończył.
Przyznam szczerze, że obchodzenie ich w moim wykonaniu równa się przesłuchanie wszystkich piosenek na MP4. Poczynając od Karmelove Marceliny, a na Hero Skilleta kończąc. Tak to wygląda, nie kłamię. Moim zdaniem warto mówić "Kocham cię" każdego dnia, a nie tylko w jakieś komercyjne święto. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Tak? - stanęłam w drzwiach.
- Hi, jest Michał? - spytał, o ile wiem Holmes.
- Nie - powiedziałam krótko. - W końcu dziś Walentynki.
- W Polska to nic - powiedział Amerykanin. - In USA...
- Dobra, dobra - wyczułam długą mowę. - Wiem, byłam dwa lata na studiach.
- Ooo - powiedział. - USA is ladne? - pokiwałam głową. - Ale Polska is... hmm... more friendly.
- Przyjazna? - zdziwiłam się. - Czy chodzi bardziej ciepła, taka kochana... lovely?
- Tak! - powiedział.
- A widzisz - w międzyczasie weszliśmy do kuchni. - Oto Polska właśnie. Herbaty?
- Dziekuje, wole wodę - powiedział. - Kiedy Michael... back?
- Wróci? - potwierdził. - Nie wiem. To zależy od Ewy.
- Ewa? - zdziwił się.
- Jego dziewczyna - wyjaśniłam.
- A ty? - zainteresował się Russel.
- Co ja? - uniosłam brwi. - Po pierwsze nie obchodzę Walentynek, a po drugie nie mam z kim.
- Czemu? - znów się zdziwił. - Jesteś... pretty.
- Nic nie mów - ostrzegłam. - Oprócz tego znam parę sztuk walki. Typu kung fu, krav maga itd.
- Wow, nauczysz mnie? - spytał.
- Jak znajdziesz czas po treningu? Czemu nie? - powiedziałam.
- Ok! - ucieszył się.
W tym momencie drzwi się otworzyły. Na progu stanął Michał. Wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Brat, co jest? - od razu spytałam.
- Nic - powiedział. - Cześć Russel, wybacz, ale dziś nie pójdę z wami na kręgle.
- Ok - powiedział Amerykanin. - Idę. A my - wskazał na mnie. - Stay in touch.
- Ok - usłyszałam tylko zamykane drzwi. - Masz spoko kolegów. A co z Ewą?
- Nie wymawiaj tego imienia - poprosił, nawet nie ze złością. - Powiedziała, że taki związek na odległość nie ma sensu, że mam się nie przejmować, że w Walentynki, bo na pewno kolejne będą lepsze, ale z inną. I że kogoś już ma i żebym już nic nie robił.
- Idiotka - mruknęłam. - Nie martw się - poklepałam go. - I dzwoń do chłopaków, musisz iść z nimi na te kręgle.
- Ale... - zaczął.
- Nie ma żadnych, ale - uśmiechnęłam się. - Może kogoś poznasz.
- Idziesz ze mną - powiedział.
- Ok - wzruszyłam ramionami.
Takie niewalentynkowe te Walentynki. W przypadku mojego brata skończyły się kiepsko, ale dzień się jeszcze nie skończył.
***
I kolejna historynka. Kolejna na ósmego marca, może wcześniej. Zapraszam!