wtorek, 26 maja 2015

Historynka na Dzień Matki

 - Jestem pewna, że będzie ok - uśmiechnęłam się.
 - Ty masz fajniejszy prezent - nadąsał się Mati.
 - Ja miałam więcej czasu - puściłam mu oczko. - Poza tym każda kobieta lubi kwiaty...
 - Ty nie lubisz - powiedział.
 - Bo ja jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę - odparłam.
 - Oj Marta, ty zawsze jesteś wyjątkiem - stwierdził.
 - Ja nie narzekam - odparłam.
 - Dobra koniec, dajemy? - zrezygnował z dalszej dyskusji.
 - Nie ma innej możliwości - przewróciłam oczami. – W końcu dziś Dzień Matki.
 - Zawsze możemy powiedzieć, że zapomnieliśmy… jeden dzień – powiedział.
 - Mateusz – prychnęłam. – Mamy być uczciwi. Kwiaty są naprawdę świetne.
 - A przy twoim prezencie są lipne! – zaprotestował.
 - Mateuszu Masłowski twoja róża jest śliczna! – powiedziałam. – Idziemy!
Ciężko było żyć z moim bratem, nie przeczę. Ale i tak nie narzekałam, mogłam trafić gorzej. Na przykład być młodsza. A tak nie jest źle.
 - Cześć mamo! – weszłam do domu.
 - Marta! – ucieszyła się moja rodzicielka. – Przyjechałaś!
 - W końcu dziś Dzień Matki – rozpromieniłam się. – Więc: wszystkiego dobrego, zdrowia, szczęścia i żebyś miała deko cierpliwości do Matiego.
 - Dziękuję! – uśmiechnęła się mama. – A co to?
 - Mały prezent – uśmiechnęłam się. – Możesz czytać kiedy chcesz.
Dałam mamie wszystkie jej ulubione wiersze. Oczywiście nie pisane ręcznie, czy też domowym sposobem robione, nie, nie. Udało mi się znaleźć zakład fotograficzny, który zajmuje się czymś takim. Zebrane tam były wszystkie wiersze jakie lubi mama. A trochę tego było. Szymborska, Baczyński, Białoszewski i nie tylko. Do tego parę moich wierszy. Nie byłam może mistrzynią pióra, ale dla mojej mamy udało mi się coś napisać. Nawet wymęczyłam dwa sonety (angielski i włoski, o ile tak się nazywają)
 - …no i wszystkiego naj – zakończył swoje życzenia Mateusz.
 - Jesteście cudowni! – przytuliła nas oboje. – Moje wielgachne skarby!
 - Mamo, nie zdrabniaj! – zirytowałam się lekko. Nie lubiłam zdrobnień.
 - Oj, dziś mój dzień – zaśmiała się. – Wolno mi.
 - No niech będzie – przewróciłam oczami z uśmiechem. – Mogę dziś to przeżyć. A teraz opowiadaj, jak tam?
 - Znośnie – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Na pierwszym roku podobno nie jest tak źle, ale ma być gorzej – wyszczerzyłam ząbki.
 - Po co ci było to prawo? – zdziwił się brat.
 - Umysł ścisły nie zrozumie humanisty – powiedziałam. – Nawet się zrymowało.
 - Przypadek, nie sądzę – zaczął brat.
 - Lajf is brutal – zakończyłam szybko. – A tak na serio, myślałam że naprawdę będzie gorzej, ale nie. Da się wytrzymać.
 - A jak tam z Frankiem? – chciała wiedzieć mama.
 - Ile mam powtarzać, że to mój przyjaciel? – spytałam.
 - Dopóki nie okaże się, że jest gejem – powiedział brat.
 - To możliwe – zamyśliłam się. – Ale nie wiem. Nie pytałam.
 - Znajdź sobie kogoś, to się dowiesz – powiedziała mama ze śmiechem.
 - Nie dzięki – odparłam z przekąsem. – Nie chce się pakować w coś, tylko dlatego, że nie wiem, czy mój przyjaciel jest gejem.
 - Strasznie drętwa jesteś siostra – prychnął.
 - A jak tam Kasia? – zironizowałam.
 - Wspaniale, znalazła sobie nowego chłopaka – prychnął.
 - Biedak – powiedziałam bez jakiegokolwiek współczucia.
 - Jak ja lubię jak jesteście – zaśmiała się mama. – Nawet jeśli się kłócicie.
~*~

Kolejna na Boże Ciało.

poniedziałek, 4 maja 2015

Historynka na trzeciego maja

 - Karollo, Karollo - zaczęłam. - Co ty tu robisz?
 - Przyszedłem - powiedział.
 - Tak, po prostu? - zdziwiłam się.
 - Tak - powiedział. - Karola, przyjmiesz?
 - Jesteś moim przyjacielem - wzruszyłam ramionami. - Zawsze cię przyjmę.
 - Dzięki - wszedł do salonu.
 - Karolina Kmicic zawsze do usług - uśmiechnęłam się. - Co tak właściwie się stało?
 - Eeee, nic ważnego - machnął ręką.
 - Karol - uniosłam brwi.
 - Ina - dodał. - Nic. Ważnego.
 - Aleksandra - prychnęłam.
 - Nie - szybko zaprzeczył. - Po prostu... zawsze trzeci maja spędzaliśmy razem...
 - Zawsze w Łazienkach, wiem - przerwałam. - Czy ty przypadkiem nie jesteś wstawiony?
 - Nie, gdzie, przed meczem? - prychnął. - Karola, za kogo mnie masz!
 - Nie ważne - machnęłam ręką. - Czemu ciągle kłócisz się z Olą?
 - To ona się kłóci ze mną - powiedział. - Ja tego nie chcę.
 - Karol... jeśli to o mnie to wal - prychnęłam po raz kolejny.
 - Tak, to o ciebie - pękł. - Ale jeśli każe mi wybierać, to wybiorę ciebie.
 - Czemu? - zdziwiłam się.
 - Bo jeśli każe wybierać, to mnie nie kocha tak naprawdę - zaczął. - Ty nie lubiłaś części moich dziewczyn. Wiem to, spoko. Ale nigdy nie kazałaś mi wybierać. Więc ja zawsze wybierałem ciebie.
 - Stawiały ci takie ultimatum? - jeszcze bardziej się zdziwiłam.
 - Nie raz, nie dwa - uśmiechnął się. - I tylko do ciebie mogę wrócić.
 - Czyli... - pociągnęłam go za język.
 - Zerwałem z Olką. Wczoraj - powiedział. - I nie Karoluj mi tutaj.
 - Idiota z ciebie - w końcu siadłam koło niego na kanapie, a on mnie objął.
 - Bo widzisz, przyjaźń to taka miłość, tylko że mniej pogmatwana, prostsza i silniejsza - zaśmiał się. - Szczególnie ta długoletnia.
 - Czyżbyś sugerował, że jestem lepszą przyjaciółką od niejakiego Andrzeja W? - zawtórowałam mu.
 - O niebo lepsza - powiedział poważnie. - Co teraz oglądamy?
 - Jak mniemam masz już na to pomysł? - uśmiechnęłam się.
 - To co zawsze? - spytał.
 - To co zawsze - odparłam.
Zaraz też Karol zniknął w pokoju obok. Miałam tendencję do trzymania większości płyt w swojej sypialni, bo tylko tam starczyło miejsca. Salon był przeznaczony na pamiątki i wspomnienia. Tam było wszystko co się dla mnie liczyło. Na samym początku zdjęcia, a potem inne pamiątki.
 - Naruto: Starcie ninja w krainie lodu - uśmiechnął się Karol. - Dobre będzie?
 - Będzie - zaśmiałam się. - Pierwszy film kinowy.
 - Czasem mnie przerażasz co do Naruto, ale cóż - zaśmiał się. - I tak cię uwielbiam.
 - Jestem niezwykle dumna - powiedziałam. - I też cię uwielbiam Karolku.
 - Miło mi, ale nie mów, bo się zarumienię - usiadł po włączeniu płyty. - Czemu tak właściwie nie chcesz dubbingu, tylko napisy?
 - Bo dubbing jest tłumaczony z angielskiego i jest do du... niczego - powiedziałam.
 - Rozumiem - powiedział. - Przyjdziesz na mecz?
 - Nie wiem, raczej tak - powiedziałam. - Resovia ma złoto... mogę wam pokibicować - uśmiechnęłam się.
 - Nie lubię cię za to - wycelował we mnie palec. - Jesteś za biało czerwona!
 - Mieliśmy sobie nie wypominać klubów - prychnęłam.
 - Ok - wrócił do oglądania.
Po jakimś czasie Karol udał się do siebie. Musiał przygotować się do meczu. W końcu dziś też mogą zakończyć tą męczarnię. Sovia wyrobiła się w trzech meczach, a ja coś czuję, że Skra rozegra ich pięć. Wolę nie obstawiać wyniku.
***
To tyle. Nie wiem za bardzo kiedy kolejne... jakoś na święto xD

sobota, 2 maja 2015

Historynka na pierwszego maja

 - Nie mogę sobie tego darować! - mówi Kacper.
 - Oj Kacper - jęknęłam. - Nie rozpaczaj, tak bywa.
 - Ale mieliśmy tą wygraną na wyciągnięcie ręki! - zaczął. - Tie-break!
 - Kacprze Piechocki, zamknij się, albo sama się tym zajmę - powiedziałam. - Tak?
 - Tak - szepnął.
 - Cieszę się, że się zrozumieliśmy - prychnęłam. - Jeszcze jedno słowo na temat tego meczu i nie obchodzi mnie, że jesteśmy w domu rodziców i tak wywalę cię na zewnątrz!
 - Co się dzieje? - pyta tata.
 - Nic, Kacper za mocno przeżywa mecz - prycham.
 - Nikt mnie nie rozumie - wyszedł z mojego pokoju.
Tata chwilę popatrzył na mnie karcąco, co nie zrobiło żadnego wrażenia. Siatkówka to trochę nie moja bajka. Zaraz też i on wyszedł. Mogłam w spokoju wrócić do słuchania muzyki i lenienia się przez resztę dnia. Nie miałam zamiaru robić dzisiaj nic innego, w końcu było wolne. A ja musiałam w końcu przeczytać książkę pożyczoną od przyjaciółki jakieś cztery miesiące wcześniej. Nie lubiłam studiów, mimo iż byłam na wymarzonym kierunku. Czasu wolnego miałam niewiele i wykorzystywałam go do maksimum. Na studiach człowiek uczy się niemal wszystkiego, co dotyczy oszczędności i wykorzystywania czasu.
 - Cześć Hawaii - w drzwiach zauważyłam głowę Mateusza, mojego kumpla z liceum.
 - Cześć Matteo - uśmiechnęłam się.
 - Czemu nie powiedziałaś, że przyjedziesz? - spytał.
 - Bo sama do końca nie wiedziałam - odparłam. - Ostatnie zajęcia miałam wczoraj o dziewiętnastej, więc...
 - Aha, taki niespodziewany wyjazd... ok - uśmiechnął się.
 - Trochę - oddałam uśmiech. - Przeszkodziłeś mi w lenieniu się.
 - I dalej będę przeszkadzał! - ucieszył się. - Idziesz ze mną na spacer!
 - Ooo nieeee - zaczęłam jęczeć.
 - Nie gadać mi tu, idziemy i koniec - zakomenderował Mateusz.
 - Chyba cię kiedyś ukatrupię - powiedziałam idąc główną ulicą Bełchatowa.
 - Jak tam w Bydgoszczy? - zmienił temat.
 - W Bydgoszczy jak w Bydgoszczy - powiedziałam. - Może być lepiej lub gorzej, ostatecznie nie narzekam. Nie chce mi się wracać do Bełka.
 - Co ci to miasto zrobiło? - zaśmiał się. - Wyrywasz się stąd od dawna.
 - Widocznie taki mój los - zawtórowałam mu. - Nie chce siedzieć w jednym miejscu, wolę się ruszać.
 - Ale czemu nie lubisz Bełchatowa? - zapytał.
 - To nie tak, ze go nie lubię - zaczęłam. - Ja po prostu uwielbiam zmieniać miejsce. Dziwię się sobie, że tak długo siedzę w tej Bydgoszczy. Chciałabym zwiedzić Polskę, a później Europę, świat... nie wiem. Pewnie i tak na koniec właśnie tu wyląduję.
 - Nie ma to jak pozytywna myśl - skwitował Mati.
 - Oj już nie bądź sarkastyczny - uśmiechnęłam się. - Wiem, że tęsknisz.
 - Może trochę - zaśmiał się. - To chociaż pociesz mnie, że kogoś masz.
 - Mam rodzinę - wzruszyłam ramionami.
 - Oj Anastazja, czy ty kiedyś będziesz z kimś? - jęknął Mati.
 - Nie mam pojęcia - wzruszyłam ramionami.
 - Już moja w tym głowa, żeby ci kogoś dobrać - zaczął. - Moja i Kacpra!
Zaśmiałam się i ruszyłam przed siebie. Ehh ten mój przyjaciel wiecznie żyjący w komitywie z bratem. Nie ma to jak rodzinne miasto!
~*~
Za opóźnienie przepraszam. Wena lubi się bawić w chowanego. Tyle :) Jutro kolejna hisorynka.