sobota, 14 lutego 2015

Historynka na Walentynki

 - Michał, szybciej! - zaczęłam się irytować.
 - Wychodzisz gdzieś, że się tak spieszysz? - słyszę przez drzwi łazienki.
 - Nie, ale ty tak - powiedziałam. - Do tego zaraz się najprawdopodobniej spóźnisz, bo jest wpół do trzeciej!
 - O cholera! - brat wybiega jak torpeda. - Dzięki siostra - cmoka mnie po drodze w policzek.
 - Jak ty sobie beze mnie radzisz? - kręcę głową i znikam za drzwiami łazienki.
Zaraz też słychać dźwięk zamykanych drzwi. Michał nie chce spóźnić się na spotkanie z Ewą. W końcu dziś Walentynki.
Przyznam szczerze, że obchodzenie ich w moim wykonaniu równa się przesłuchanie wszystkich piosenek na MP4. Poczynając od Karmelove Marceliny, a na Hero Skilleta kończąc. Tak to wygląda, nie kłamię. Moim zdaniem warto mówić "Kocham cię" każdego dnia, a nie tylko w jakieś komercyjne święto. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
 - Tak? - stanęłam w drzwiach.
 - Hi, jest Michał? - spytał, o ile wiem Holmes.
 - Nie - powiedziałam krótko. - W końcu dziś Walentynki.
 - W Polska to nic - powiedział Amerykanin. - In USA...
 - Dobra, dobra - wyczułam długą mowę. - Wiem, byłam dwa lata na studiach.
 - Ooo - powiedział. - USA is ladne? - pokiwałam głową. - Ale Polska is... hmm... more friendly.
 - Przyjazna? - zdziwiłam się. - Czy chodzi bardziej ciepła, taka kochana... lovely?
 - Tak! - powiedział.
 - A widzisz - w międzyczasie weszliśmy do kuchni. - Oto Polska właśnie. Herbaty?
 - Dziekuje, wole wodę - powiedział. - Kiedy Michael... back?
 - Wróci? - potwierdził. - Nie wiem. To zależy od Ewy.
 - Ewa? - zdziwił się.
 - Jego dziewczyna - wyjaśniłam.
 - A ty? - zainteresował się Russel.
 - Co ja? - uniosłam brwi. - Po pierwsze nie obchodzę Walentynek, a po drugie nie mam z kim.
 - Czemu? - znów się zdziwił. - Jesteś... pretty.
 - Nic nie mów - ostrzegłam. - Oprócz tego znam parę sztuk walki. Typu kung fu, krav maga itd.
 - Wow, nauczysz mnie? - spytał.
 - Jak znajdziesz czas po treningu? Czemu nie? - powiedziałam.
 - Ok! - ucieszył się.
W tym momencie drzwi się otworzyły. Na progu stanął Michał. Wiedziałam, że coś jest nie tak.
 - Brat, co jest? - od razu spytałam.
 - Nic - powiedział. - Cześć Russel, wybacz, ale dziś nie pójdę z wami na kręgle.
 - Ok - powiedział Amerykanin. - Idę. A my - wskazał na mnie. - Stay in touch.
 - Ok - usłyszałam tylko zamykane drzwi. - Masz spoko kolegów. A co z Ewą?
 - Nie wymawiaj tego imienia - poprosił, nawet nie ze złością. - Powiedziała, że taki związek na odległość nie ma sensu, że mam się nie przejmować, że w Walentynki, bo na pewno kolejne będą lepsze, ale z inną. I że kogoś już ma i żebym już nic nie robił.
 - Idiotka - mruknęłam. - Nie martw się - poklepałam go. - I dzwoń do chłopaków, musisz iść z nimi na te kręgle.
 - Ale... - zaczął.
 - Nie ma żadnych, ale - uśmiechnęłam się. - Może kogoś poznasz.
 - Idziesz ze mną - powiedział.
 - Ok - wzruszyłam ramionami.
Takie niewalentynkowe te Walentynki. W przypadku mojego brata skończyły się kiepsko, ale dzień się jeszcze nie skończył.
***
I kolejna historynka. Kolejna na ósmego marca, może wcześniej. Zapraszam!

1 komentarz:

  1. Łamana polszczyzna albo raczej mieszanka angielskiego i polskiego w wykonaniu Russela - mistrzostwo! :D W Walentynki zamiast walić w tynki, walą w kręgle :P

    OdpowiedzUsuń