piątek, 12 lutego 2016

Historynka na koniec ferii

 - Cześć wujku – cmoknęłam w policzek starszego brata mojego taty. – Jak tam?
 - A Lila – uśmiechnął się. – To chyba ja powinienem zadać to pytanie.
 - Jak wolisz – zaśmiałam się. – U mnie okej, wracam po wolnym na uczelnię. Romanistyka wita. Kolejne zajęcia, sesje, praca pomiędzy nauką…
 - Jak sobie radzisz z tym wszystkim? – zaniósł się śmiechem wujek.
 - Jakoś – posłałam mu uśmiech.
 - Witam pannę Swędrowską – przywitał mnie pan Wojtek. – Tomek, ale ci bratanica urosła.
 - Nie da się ukryć – zaśmiał się wujek. – Fabian też rośnie.
 - Dawno go nie widziałam. – zamyśliłam się.
 - Masz okazję go zobaczyć, w końcu jesteśmy na meczu Resovii – zaśmiał się wuj.
 - Czyli pan nie będzie dziś na stanowisku? – zwróciłam się do seniora Drzyzgi.
 - Dziś ja – zaśmiał się Mielewski. – Witaj Lila.
 - Bry – uśmiechnęłam się po raz kolejny.
 - Tata – podszedł Fabian i jakby go zamurowało. – Łał… cześć Lilka.
 - Siemka – pomachałam ręką. – Jak tam?
 - Spoko – zaśmiał się. – Zaraz gram mecz i ten… tato, gdzie będziesz?
 - Tam gdzie zawsze – odparł pan Wojciech i odszedł.
 - No, ja też idę na swoje miejsce – pomachałam ręką i udałam się na trybuny.
Mecz to zawsze jest wielkie święto. Szczególnie w Rzeszowie. Feta, która obejmuje całe miasto, a euforia po zwycięstwie jest niepowtarzalna. Nie mogę się tego wprost doczekać. A same widowiska też są nieziemskie. Widowisko – mecz. Kocham, kocham, kocham. Zdzieram gardło wraz z kibicami ze stolicy podkarpacia. Dobrze idzie. Wygrana jest na wyciągnięcie ręki. Jednak trzeci set to istna katorga. Dopiero na samym końcu chłopaki zdążyli wypracować przewagę. Cała hala ryknęła ze szczęścia. Ja razem z nimi. Coś czuję, że jutro raczej nie będę mogła mówić. Ale warto. Zawsze warto.
 - I jak gardło? – ze śmiechem przywitał mnie wujek.
 - Wolę nic nie mówić – szepnęłam.
 - Kibice z Rzeszowa – zaśmiał się raz jeszcze. – Wypij herbatę z miodem w domu, pomoże. Mówi ci to profesjonalny komentator.
 - Dzięki za radę – szepnęłam, bo na nic innego nie było mnie w tym momencie stać.
 - Hej – podbiegł Fabian. – Tak myślałem, że cię tu zastanę.
 Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
 - Nie mówi, bo ma zdarte gardło – udzielił instrukcji wujek Tomek.
 - Okej – kiwnął głową energicznie Fabian. – Nie zajmę ci dużo czasu.
Kiwnęłam głową.
 - Chodzi o to… no… no dawno się nie widzieliśmy – zaczął wolno. – I czy… no… tego… moglibyśmy się spotkać gdzieś tak poza meczem, czy coś.
Poprosiłam wujka o kartkę i długopis. Szybko naskrobałam zwięzłą wiadomość.
„Oczywiście, chętnie. Tylko kiedy?”
 - Może… w tą sobotę jakoś o… dziesiątej? – podrapał się w głowę.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie. Fabian tylko szeroko się uśmiechnął.
 - No… to… do zobaczenia – pomachał mi i pobiegł do szatni.
 - Zdobywasz męskie serca – zaśmiał się wujek.
Popatrzyłam na niego ze śmiechem. Tak się da, uwierzcie mi.
 - No, tylko pamiętaj, Fabian jest delikatny – pogroził mi palcem. – Jak coś się stanie, to Wojtek będzie na mnie zły.
Popatrzyłam na niego.
 - Tak, wiem, że na pewno nic nie zrobisz – zaśmiał się. – Ale i tak ja cię ostrzegam.
 - Dobra, dobra – szepnęłam cicho.
~*~
Tym akcentem chciałam się pożegnać. Na historynkach można mnie było znaleźć cały rok. Pomysł powstał ot tak. I się potoczyło. Zapraszam do rokrocznego czytania ich na dane święto. W końcu zmieniamy się i może dostrzeżemy w nich, za którymś razem coś niezwykłego? A na razie do zobaczenia! Widzimy się na innych blogach!

piątek, 5 lutego 2016

Historynka na początek ferii

Mam całe dwa tygodnie wolnego. Kocham ferie. Kocham pracować w szkole. W tym momencie nawet kocham cały ten Bełchatów z moją w nim historią. Choć jest miejscami ciężka nie powiem, że nie.
W domu zastaję Gabrysia, który właśnie wkłada nos w mój kolejny album. Uśmiecham się od samego progu.
 - Chodź, chodź poopowiadasz mi – wskazuje mi miejsce obok siebie.
Przeglądamy album. Moje początki w Bełku. A potem to jedno zdjęcie.
 - Co ono tu robi? – dziwię się. – Powinno być dalej.
 - Kto to? – pyta podejrzliwie Gabe.
Patrzę na zdjęcie, a przed oczami staje mi ta scena:
***
 - Czuję się jak w „Zakochanym kundlu” Alek – skarżę się Serbowi. – A ty co robisz Kostek?
 - Zdjęcie – odpowiada. – Spokojnie, już mnie nie ma.
Jak powiedział tak zrobił. Zaraz zostaję sama z Alkiem i patrzę jak je spaghetti w milczeniu.
 - Jedz – patrzy na mnie tymi swoimi oczami.
 - Jeśli masz za mało odwagi, żeby mnie po prostu pocałować, to nie mam zamiaru co tego ułatwiać – powiedziałam wprost.
 - A pozwolisz mi na to? – spytał z nadzieją.
 - Czemu miałabym ci nie pozwolić? – uśmiechnęłam się.
 - Czyli mogę spróbować tak po prostu? – spytał Serb.
 - Jeśli się nie boisz – powiedziałam.
Zaraz też poczułam jego usta na swoich. Nie były miękkie. Były delikatnie popękane tak jak i moje. Dawało to niesamowite uczucie. Czuć było, że Alek nie mógł doczekać się tego momentu. Jego radość po prostu promieniowała. Potem się odsunął i patrzył na mnie błyszczącymi oczami.
 - I było się czego bać? – zaśmiałam się.
 - Nie – powiedział poważnie. – Mira ja… ja chyba cię lubię. Tak bardzo lubię.
 - Ja ciebie też, Aleksandar – powiedziałam.
 - A co jeśli zmienię klub – popatrzył na mnie.
 - Będziemy myśleć, jeśli będzie bardziej bliska wizja – pogładziłam go po niesfornych lokach. – Dobrze?
 - Dobrze – kiwnął głową.
Potem mnie przytulił. Zapomnieliśmy o spaghetti. Wystarczyło, że wtulam się w mojego wielkiego Serba. Nic więcej nie chciałam. Ale po pewnym czasie stwierdziliśmy, że potrawę trzeba zjeść. Może nie była tak pyszna jak na gorąco, ale nie mogłam narzekać.
 - Teraz gramy dwa razy tu, więc mam całe dwa tygodnie dla ciebie – odgarnął mi włosy z oczu.
 - Cieszę się – odparłam siadając wygodniej.
 - Nie sądziłem, że w Polsce spotka mnie tyle dobrych rzeczy – uśmiechnął się.
***
 - We… Włoszech – zaparło mi dech. – Nie… nie mogę wyjechać z Polski – powiedziałam stanowczo.
 - W takim razie ja wrócę – obiecał. – Tylko czekaj, proszę.
 - Poczekam – kiwnęłam głową.
***
 - Mira, to nie tak! – krzyczy.
 - A jak? – spytałam ze łzami w oczach.
 - Ona… ona mnie poprosiła o pomoc, chciała się wypromować… - zaczął się jąkać.
 - Wiesz, że ci nie wierzę, prawda? – spytałam.
 - Wiem – spuścił głowę. – Nic mnie nie usprawiedliwia. Ale poczekam… ja… ja cię kocham. I wiem, że to prawda. I wiem, że ty czujesz to samo.
 - Nie, Aleksandar – pokręciłam głową. – Ja czułam to samo, ale to już przeszłość.
***
 - To tylko kolega – powiedziałam sucho. – Byliśmy na kolacji z okazji początku ferii dawno temu.
Ale jednak wszystko wróciło.
~*~
Za tydzień kolejna.