- A
kostucha czarnucha zagradza drogę mi. Kostucha czarnucha zagradza drogę mi… -
nuciłam cicho pod nosem malując obraz.
-
Cześć – wpadł mój brat. – Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! –
uśmiechnął się.
-
Dziękuję – powiedziałam nie przerywając malowania.
- Od
której tu jesteś? – spytał.
-
Oczywiście od wpół do szóstej – powiedziałam. – Dopadła mnie wena.
-
Dominika – popatrzył na mnie. – Jadłaś choć coś?
-
Oczywiście śniadanie – uśmiechnęłam się. – Nie zapominam o podstawowych
czynnościach życiowych jak jedzenie.
-
Malujesz jak Da Vinci, wypowiadasz się jak biolog, znasz połowę książek z
całego świata, a poszłaś na matematykę! – irytuje się brat.
-
Jestem człowiekiem renesansu – uśmiechnęłam się. – Poza tym nie zapominaj, że
Da Vinci był również wynalazcą, inżynierem, poetą i rzeźbiarzem.
-
Wiem, wiem – powiedział.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Tak?
– otworzyłam przerywając malowanie.
- Pani
Dominika Schulz? – spytał kurier.
- Tak
– potwierdziłam swoją tożsamość.
-
Proszę, to dla pani – powiedział podając mi bukiet herbacianych róż.
- Od
kogo to? – spytał brat.
-
„Wiem, że lubisz herbaciane róże. Jest ich sto jeden. Bo zawsze powtarzasz, że
parzyste liczby są na pogrzeby. Z okazji Dnia Kobiet: Tata” – przeczytałam.
-
Niezły ten bukiet – powiedział brat. – Przyniosę wazon.
Zaraz też wstawiłam kwiaty do największego w
domu wazonu. Pięknie prezentowały się na stole w salonie.
- Tak
w ogóle to gratuluję – powiedziałam. – Wczoraj spisaliście się na medal.
- Oj
tam – powiedział Damian. – Wiem, że mówisz tak, tylko dlatego, że wolałabyś,
aby Resovia grała z nami, a nie Skrą.
- Ale
doceniam też talent i zaangażowanie drużyny mojego brata – odparłam. – Nie
mogę? Zawsze musisz znaleźć jakiś dziwny podtekst.
- Nie,
ale wiem, że przede wszystkim kibicujesz Resovii – wzruszył ramionami.
- To
coś złego, strasznego? – zapytałam.
- Nie
– odparł.
- No
widzisz – wróciłam do malowania.
Znów popłynął happysad. Znów chwyciła mnie
wena. Znów zapomniałam o bożym świecie. Znów ocucił mnie głód.
-
Bardzo głodna? – zapytał brat przebywający aktualnie w kuchni.
- Nie
poszedłeś do siebie? – spytałam.
- Nie,
a co? – zdziwił się.
- No
nie wiem – powiedziałam. – A co z Sofii?
-
Przeżyje jeden dzień beze mnie – machnął ręką.
-
Pokłóciliście się – stwierdziłam.
- Nie!
– żywo zaprotestował Damien.
-
Czyli mogę spokojnie do niej zadzwonić i nie usłyszę lawiny roszczeń? –
spytałam z uśmieszkiem.
- Masz
mnie – zrezygnował. – Faktycznie wczoraj mieliśmy delikatną różnicę zdań.
- Znów
poszło o mnie? – spytałam.
- Nie!
– zaprotestował. Zbyt szybko.
-
Spokojnie, jutro wracam do Jastrzębia – wzruszyłam ramionami.
-
Specjalnie, czy nie? – spytał.
- Nie
– powiedziałam. – Powinnam tam być dziś. Chłopaki oczekiwali, że będę.
- I
myślą, że im kibicowałaś? – zaśmiał się już normalnie mój brat.
-
Jasne – zawtórowałam mu. – Płonne ich nadzieje.
- Ty
masz biało-czerwone serce przez okrągły rok – podsumował.
-
Czasem dodaję czarny pasek KPS-u – dodałam.
- No
tak, a jak oni tam sobie radzą? – zapytał.
-
Wczoraj wygrali – uśmiechnęłam się. – Jeśli wygrają jeszcze dwa razy są w
play-off i grają z Camperem.
-
Pozostaje nam trzymać za nich kciuki – uśmiechnął się Damian. Prawdopodobnie do
wspomnień.
Ja też. Wiele rzeczy zdarzyło się w tym
mieście dziewięćdziesiąt kilometrów od Warszawy. Może jeszcze kiedyś przypomnę
je sobie w miejscu, w którym się działy?
~*~
Nowa historynka już 21 marca!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz