niedziela, 8 marca 2015

Historynka na Dzień Kobiet



 - A kostucha czarnucha zagradza drogę mi. Kostucha czarnucha zagradza drogę mi… - nuciłam cicho pod nosem malując obraz.
 - Cześć – wpadł mój brat. – Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! – uśmiechnął się.
 - Dziękuję – powiedziałam nie przerywając malowania.
 - Od której tu jesteś? – spytał.
 - Oczywiście od wpół do szóstej – powiedziałam. – Dopadła mnie wena.
 - Dominika – popatrzył na mnie. – Jadłaś choć coś?
 - Oczywiście śniadanie – uśmiechnęłam się. – Nie zapominam o podstawowych czynnościach życiowych jak jedzenie.
 - Malujesz jak Da Vinci, wypowiadasz się jak biolog, znasz połowę książek z całego świata, a poszłaś na matematykę! – irytuje się brat.
 - Jestem człowiekiem renesansu – uśmiechnęłam się. – Poza tym nie zapominaj, że Da Vinci był również wynalazcą, inżynierem, poetą i rzeźbiarzem.
 - Wiem, wiem – powiedział.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
 - Tak? – otworzyłam przerywając malowanie.
 - Pani Dominika Schulz? – spytał kurier.
 - Tak – potwierdziłam swoją tożsamość.
 - Proszę, to dla pani – powiedział podając mi bukiet herbacianych róż.
 - Od kogo to? – spytał brat.
 - „Wiem, że lubisz herbaciane róże. Jest ich sto jeden. Bo zawsze powtarzasz, że parzyste liczby są na pogrzeby. Z okazji Dnia Kobiet: Tata” – przeczytałam.
 - Niezły ten bukiet – powiedział brat. – Przyniosę wazon.
Zaraz też wstawiłam kwiaty do największego w domu wazonu. Pięknie prezentowały się na stole w salonie.
 - Tak w ogóle to gratuluję – powiedziałam. – Wczoraj spisaliście się na medal.
 - Oj tam – powiedział Damian. – Wiem, że mówisz tak, tylko dlatego, że wolałabyś, aby Resovia grała z nami, a nie Skrą.
 - Ale doceniam też talent i zaangażowanie drużyny mojego brata – odparłam. – Nie mogę? Zawsze musisz znaleźć jakiś dziwny podtekst.
 - Nie, ale wiem, że przede wszystkim kibicujesz Resovii – wzruszył ramionami.
 - To coś złego, strasznego? – zapytałam.
 - Nie – odparł.
 - No widzisz – wróciłam do malowania.
Znów popłynął happysad. Znów chwyciła mnie wena. Znów zapomniałam o bożym świecie. Znów ocucił mnie głód.
 - Bardzo głodna? – zapytał brat przebywający aktualnie w kuchni.
 - Nie poszedłeś do siebie? – spytałam.
 - Nie, a co? – zdziwił się.
 - No nie wiem – powiedziałam. – A co z Sofii?
 - Przeżyje jeden dzień beze mnie – machnął ręką.
 - Pokłóciliście się – stwierdziłam.
 - Nie! – żywo zaprotestował Damien.
 - Czyli mogę spokojnie do niej zadzwonić i nie usłyszę lawiny roszczeń? – spytałam z uśmieszkiem.
 - Masz mnie – zrezygnował. – Faktycznie wczoraj mieliśmy delikatną różnicę zdań.
 - Znów poszło o mnie? – spytałam.
 - Nie! – zaprotestował. Zbyt szybko.
 - Spokojnie, jutro wracam do Jastrzębia – wzruszyłam ramionami.
 - Specjalnie, czy nie? – spytał.
 - Nie – powiedziałam. – Powinnam tam być dziś. Chłopaki oczekiwali, że będę.
 - I myślą, że im kibicowałaś? – zaśmiał się już normalnie mój brat.
 - Jasne – zawtórowałam mu. – Płonne ich nadzieje.
 - Ty masz biało-czerwone serce przez okrągły rok – podsumował.
 - Czasem dodaję czarny pasek KPS-u – dodałam.
 - No tak, a jak oni tam sobie radzą? – zapytał.
 - Wczoraj wygrali – uśmiechnęłam się. – Jeśli wygrają jeszcze dwa razy są w play-off i grają z Camperem.
 - Pozostaje nam trzymać za nich kciuki – uśmiechnął się Damian. Prawdopodobnie do wspomnień.
Ja też. Wiele rzeczy zdarzyło się w tym mieście dziewięćdziesiąt kilometrów od Warszawy. Może jeszcze kiedyś przypomnę je sobie w miejscu, w którym się działy?
~*~
Nowa historynka już 21 marca!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz