niedziela, 29 marca 2015

Historynka na Niedzielę Palmową



Palma poświęcona, msza odbyta, można wracać do domu. Szkoda tylko, że dziś jest pusty. Wojtek i cała Skra jest w końcu w Berlinie. Po meczu z Resovią, a przed meczem z Berlinem muszą być padnięci. Cóż, nic na to nie poradzę. Posiedzę sama w domu i tyle.
Bełchatów jest ładny. Świeci słońce, wieje lekki wiatr, a gdzieniegdzie widać jeszcze ślady po nocnym deszczu. Wiosna już na pewno do nas przybyła. Jest ślicznie.
 - Wika! – usłyszałam swoje imię.
 - Cześć Dagmara – uśmiechnęłam się do pani Winiarskiej.
 - Jak tam? – spytała.
 - A nie narzekam, właśnie wracam z kościoła – odparłam.
 - Ładna palma – uśmiechnęła się. – My z dzieciakami idziemy dopiero na dwunastą.
 - Cóż, ja jestem rannym ptaszkiem – powiedziałam. – Jak mniemam dzieciaki jeszcze śpią?
 - Tak, tak – odpowiedziała Daga. – W końcu jest dopiero wpół do dziewiątej.
 - Jeszcze cały dzień przed nami – uśmiechnęłam się.
 - Zapowiada się całkiem ładny – popatrzyła. – Pewnie dziś pójdziemy do parku.
 - Bardzo dobry pomysł – powiedziałam. – Nie ma co siedzieć w mieszkaniu.
 - Dobra, idę do sklepu – powiedziała Daga. – Do zobaczenia!
I poszła. No cóż, małe dziecko nie pozwala na dużą ilość wolnego czasu. A Oliwier jest trochę za mały, by pilnować młodszego brata. Chodź jakby co poradzi sobie, nawet wzywając sąsiadów. To inteligentne dziecko.
Po tym gdy doszłam do domu. Zjadłam szybko obiad i zasiadłam na kanapie z książką, którą miałam przeczytać już od dłuższego czasu. Otworzyłam na miejscu, w którym zostawiłam zakładkę (prezent na ostatnie urodziny, który dostałam od przyjaciółki). Za chwilę też zatopiłam się w przygodach tak dawno niewidzianych przyjaciół. Nie ważne, że książkę czytam już któryś raz. Przygody bohaterów ciągle są pasjonujące i pełne napięcia. Za to uwielbiam te historię.
***
Obudził mnie dzwonek telefonu. Odebrałam:
 - Co? – powiedziałam półprzytomnie.
 - Hej, siostra! – usłyszałam brata. – Wstawaj!
 - Wojtek? – zdziwiłam się przecierając oczy. – Skąd wiesz, że spałam?
 - Tak, ja. Słychać – powiedział. – Panno Włodarczyk, znów pani zasnęła nad książką.
 - Hmm… nie żałuję – powiedziałam.
 - Poświęciłaś palemkę? – spytał.
 - Tak – odparłam. – Co ty co dzwonisz?
 - A tak sobie – odparł. – W końcu lubię gadać z siostrą.
 - Spoko – prychnęłam. – Każdy lubi to co lubi?
 - I owszem. Jak tam? – spytał.
 - Ok, nie narzekam. Trochę nudno bez was. A tam? – uśmiechnęłam się.
 - Nic się nie dzieje – powiedział. – Powiedz mi, czemu za tobą zawsze tęsknię, ale dziewczyny nie mam i pewnie bym nie tęsknił.
 - Radzę ci znaleźć w końcu dziewczynę i się przekonać – powiedziałam.
 - Co masz na myśli? – spytał.
 - To, że przeprowadzam się do Rzymu – odparłam. – Na rok, ale jednak.
 - Jak to? – zdziwił się brat.
 - Mam tam praktyki – powiedziałam. – W końcu jestem na romanistyce, nie?
 - Fakt – powiedział brat. – I jak to rozwiążesz?
 - Już to zrobiłam – wzruszyłam ramionami. – Jadę od razu w czerwcu, na miejscu już mam wynajęte mieszkanie i wszystko gotowe. Muszę się tylko sama żywić, co nie będzie trudne, bo moja koleżanka założyła małą polską firmę i mogę jej pomagać. Tyle.
 - A ja? – spytał.
 - Musisz sam sobie poradzić Włodarczyk – zaśmiałam się. – Wierzę w ciebie.
 - I jesteś małym ziemniaczkiem? – również się zaśmiał.
 - Nie, ale często nazywałeś mnie kiedyś Truskawką – powiedziałam ze śmiechem. – W sumie czemu?
 - Bo zawsze je lubiłaś – odparł. – I do ciebie pasowało.
Tak, będę za nim tęsknić.
~*~
I mamy kolejną historynkę. Kolejna w Prima Aprilis.

niedziela, 22 marca 2015

Historynka na Pierwszy Dzień Wiosny

 - Uschło - powiedział Uriarte stojąc w moich drzwiach z wymizernowaną rośliną niewiadomego gatunku.
 - A podlewałeś to? - spytałam.
 - Czasami - wzruszył ramionami.
 - Nicolas - popatrzyłam na niego z politowaniem. - Daruj sobie te kwiatki, zawsze ci usychają.
 - Ale ty je rescue - wręczył mi doniczkę i wszedł dalej. - I nie mów Nicolas.
 - A jak? - siadłam na blacie w kuchni.
 - Niko - uśmiechnął się.
 - Niko to Penchev - pokiwałam głową. - Ty możesz być Niki.
 - Ok - wyszczerzył się. - A skąd Mila?
 - Milena to moje pełne imię - powiedziałam.
 - A skąd Milena? - zapytał.
 - Rodzicom się podobało - wzruszyłam ramionami.

 - A Michał? - spytał.
 - Co Michał? - zdziwiłam się. - Imię jak imię. Nic nadzwyczajnego. Po dziadku, albo coś.
 - Milena i Michał Winiarscy - zamyślił się,
 - Michał i Milena - zaśmiałam się. - Jestem młodsza o osiem lat.
 - Czasem nie widać - uśmiechnął się. - Idę.
 - Cześć - prychnęłam. 
I tak to już było. Skrzaty przelewały się przez moje mieszkanie dniami i czasami nocami. Całe szczęście to drugie zdarzało się rzadko. Pewnie bali się mojego brata.
 - Sześć siostra - uśmiechnął się Michał.
 - Mila! - rzucił mi się w objęcia Oliwier. - Zostaję z tobą!
 - Tak? - spytałam brata. - O co chodzi?
 - Masz go poduczyć z matmy - powiedział. - Ostatnio oberwał parę dwój.
 - Każdemu się zdarza - wzięłam w obronę siostrzeńca. - Ale fakt, pouczyć się trzeba.
 - Dobra, to ja idę - i za Michałem zamykają się drzwi.
 - Prawda, że nie będziemy się uczyć? - spytał z błaganiem Oli.
 - No co ty młody - zaśmiałam się. - Dziś Dzień Wagarowicza. Nie uczy się.
 - To co robimy? - spytał.
 - Będziemy ratować roślinę - zaśmiałam się.
 - Uriarte, czy Conte? - bystrze domyślił się młody.
 - Pierwszy - uśmiechnęłam się.
Zaraz też zabraliśmy się do pracy. Woda, nawozy, nowa ziemia, ale też parę innych rzeczy typu nożyczki, odżywki i tak dalej. Zawsze lubiłam pracować z Oliwierem. Jeszcze jakieś trzy cztery lata i zaczniemy przyuczać Antosia.
 - Tak właściwie, to gdzie poszedł tata? - spytałam.
 - Po mamę i Antosia do lekarza - odparł Oli.
 - Spoko - powiedziałam.
Wróciliśmy do roboty. Po jakimś czasie roślinka (prawdopodobnie paprotka) była gotowa do odrośnięcia. Taaa... to było takie logiczne.
 - Oli, Mila jestem - zawołał Winiar.
 - To pa pa - powiedział Oliwer i wyszedł z tatą.
Nareszcie mogłam spokojnie rozsiąść się na kanapie. Włączyłam telewizor w celach rozrywkowych i...
 - Mila! - z przedpokoju dobiegał głos Kłosa. - Raaaatuj!
 - Przed Andrzejem? - spytałam.
 - Tak! - spanikował środkowy.
 - Chowaj się do sypialni - powiedziałam niewzruszona.
 - Złota jesteś - i już go nie było.
 - Gdzie jest ten zdrajca! - wpadł do mieszkania Wrona.
 - O kim mówisz? - spytałam.
 - O Karolu - odparł Andrzej.
 - Tu go nie ma - powiedziałam.
 - Ok - i zniknął.
Tak mniej więcej wygląda normalny dzień z siatkarzami Skry. Ktoś wchodzi, ktoś wychodzi, ktoś chce przysługi lub azylu... a ja nie potrafię odmówić.
***
Przepraszam za obsówkę, ale czas szybko leci. Proszę o komentarze i tyle :)

niedziela, 8 marca 2015

Historynka na Dzień Kobiet



 - A kostucha czarnucha zagradza drogę mi. Kostucha czarnucha zagradza drogę mi… - nuciłam cicho pod nosem malując obraz.
 - Cześć – wpadł mój brat. – Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! – uśmiechnął się.
 - Dziękuję – powiedziałam nie przerywając malowania.
 - Od której tu jesteś? – spytał.
 - Oczywiście od wpół do szóstej – powiedziałam. – Dopadła mnie wena.
 - Dominika – popatrzył na mnie. – Jadłaś choć coś?
 - Oczywiście śniadanie – uśmiechnęłam się. – Nie zapominam o podstawowych czynnościach życiowych jak jedzenie.
 - Malujesz jak Da Vinci, wypowiadasz się jak biolog, znasz połowę książek z całego świata, a poszłaś na matematykę! – irytuje się brat.
 - Jestem człowiekiem renesansu – uśmiechnęłam się. – Poza tym nie zapominaj, że Da Vinci był również wynalazcą, inżynierem, poetą i rzeźbiarzem.
 - Wiem, wiem – powiedział.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
 - Tak? – otworzyłam przerywając malowanie.
 - Pani Dominika Schulz? – spytał kurier.
 - Tak – potwierdziłam swoją tożsamość.
 - Proszę, to dla pani – powiedział podając mi bukiet herbacianych róż.
 - Od kogo to? – spytał brat.
 - „Wiem, że lubisz herbaciane róże. Jest ich sto jeden. Bo zawsze powtarzasz, że parzyste liczby są na pogrzeby. Z okazji Dnia Kobiet: Tata” – przeczytałam.
 - Niezły ten bukiet – powiedział brat. – Przyniosę wazon.
Zaraz też wstawiłam kwiaty do największego w domu wazonu. Pięknie prezentowały się na stole w salonie.
 - Tak w ogóle to gratuluję – powiedziałam. – Wczoraj spisaliście się na medal.
 - Oj tam – powiedział Damian. – Wiem, że mówisz tak, tylko dlatego, że wolałabyś, aby Resovia grała z nami, a nie Skrą.
 - Ale doceniam też talent i zaangażowanie drużyny mojego brata – odparłam. – Nie mogę? Zawsze musisz znaleźć jakiś dziwny podtekst.
 - Nie, ale wiem, że przede wszystkim kibicujesz Resovii – wzruszył ramionami.
 - To coś złego, strasznego? – zapytałam.
 - Nie – odparł.
 - No widzisz – wróciłam do malowania.
Znów popłynął happysad. Znów chwyciła mnie wena. Znów zapomniałam o bożym świecie. Znów ocucił mnie głód.
 - Bardzo głodna? – zapytał brat przebywający aktualnie w kuchni.
 - Nie poszedłeś do siebie? – spytałam.
 - Nie, a co? – zdziwił się.
 - No nie wiem – powiedziałam. – A co z Sofii?
 - Przeżyje jeden dzień beze mnie – machnął ręką.
 - Pokłóciliście się – stwierdziłam.
 - Nie! – żywo zaprotestował Damien.
 - Czyli mogę spokojnie do niej zadzwonić i nie usłyszę lawiny roszczeń? – spytałam z uśmieszkiem.
 - Masz mnie – zrezygnował. – Faktycznie wczoraj mieliśmy delikatną różnicę zdań.
 - Znów poszło o mnie? – spytałam.
 - Nie! – zaprotestował. Zbyt szybko.
 - Spokojnie, jutro wracam do Jastrzębia – wzruszyłam ramionami.
 - Specjalnie, czy nie? – spytał.
 - Nie – powiedziałam. – Powinnam tam być dziś. Chłopaki oczekiwali, że będę.
 - I myślą, że im kibicowałaś? – zaśmiał się już normalnie mój brat.
 - Jasne – zawtórowałam mu. – Płonne ich nadzieje.
 - Ty masz biało-czerwone serce przez okrągły rok – podsumował.
 - Czasem dodaję czarny pasek KPS-u – dodałam.
 - No tak, a jak oni tam sobie radzą? – zapytał.
 - Wczoraj wygrali – uśmiechnęłam się. – Jeśli wygrają jeszcze dwa razy są w play-off i grają z Camperem.
 - Pozostaje nam trzymać za nich kciuki – uśmiechnął się Damian. Prawdopodobnie do wspomnień.
Ja też. Wiele rzeczy zdarzyło się w tym mieście dziewięćdziesiąt kilometrów od Warszawy. Może jeszcze kiedyś przypomnę je sobie w miejscu, w którym się działy?
~*~
Nowa historynka już 21 marca!