Palma poświęcona, msza odbyta, można wracać
do domu. Szkoda tylko, że dziś jest pusty. Wojtek i cała Skra jest w końcu w
Berlinie. Po meczu z Resovią, a przed meczem z Berlinem muszą być padnięci.
Cóż, nic na to nie poradzę. Posiedzę sama w domu i tyle.
Bełchatów jest ładny. Świeci słońce, wieje
lekki wiatr, a gdzieniegdzie widać jeszcze ślady po nocnym deszczu. Wiosna już
na pewno do nas przybyła. Jest ślicznie.
-
Wika! – usłyszałam swoje imię.
- Cześć
Dagmara – uśmiechnęłam się do pani Winiarskiej.
- Jak
tam? – spytała.
- A
nie narzekam, właśnie wracam z kościoła – odparłam.
-
Ładna palma – uśmiechnęła się. – My z dzieciakami idziemy dopiero na dwunastą.
- Cóż,
ja jestem rannym ptaszkiem – powiedziałam. – Jak mniemam dzieciaki jeszcze
śpią?
- Tak,
tak – odpowiedziała Daga. – W końcu jest dopiero wpół do dziewiątej.
-
Jeszcze cały dzień przed nami – uśmiechnęłam się.
-
Zapowiada się całkiem ładny – popatrzyła. – Pewnie dziś pójdziemy do parku.
-
Bardzo dobry pomysł – powiedziałam. – Nie ma co siedzieć w mieszkaniu.
-
Dobra, idę do sklepu – powiedziała Daga. – Do zobaczenia!
I poszła. No cóż, małe dziecko nie pozwala na
dużą ilość wolnego czasu. A Oliwier jest trochę za mały, by pilnować młodszego
brata. Chodź jakby co poradzi sobie, nawet wzywając sąsiadów. To inteligentne
dziecko.
Po tym gdy doszłam do domu. Zjadłam szybko
obiad i zasiadłam na kanapie z książką, którą miałam przeczytać już od
dłuższego czasu. Otworzyłam na miejscu, w którym zostawiłam zakładkę (prezent
na ostatnie urodziny, który dostałam od przyjaciółki). Za chwilę też zatopiłam
się w przygodach tak dawno niewidzianych przyjaciół. Nie ważne, że książkę
czytam już któryś raz. Przygody bohaterów ciągle są pasjonujące i pełne napięcia.
Za to uwielbiam te historię.
***
Obudził mnie dzwonek telefonu. Odebrałam:
- Co?
– powiedziałam półprzytomnie.
- Hej,
siostra! – usłyszałam brata. – Wstawaj!
-
Wojtek? – zdziwiłam się przecierając oczy. – Skąd wiesz, że spałam?
- Tak,
ja. Słychać – powiedział. – Panno Włodarczyk, znów pani zasnęła nad książką.
- Hmm…
nie żałuję – powiedziałam.
-
Poświęciłaś palemkę? – spytał.
- Tak
– odparłam. – Co ty co dzwonisz?
- A
tak sobie – odparł. – W końcu lubię gadać z siostrą.
- Spoko
– prychnęłam. – Każdy lubi to co lubi?
- I
owszem. Jak tam? – spytał.
- Ok,
nie narzekam. Trochę nudno bez was. A tam? – uśmiechnęłam się.
- Nic
się nie dzieje – powiedział. – Powiedz mi, czemu za tobą zawsze tęsknię, ale
dziewczyny nie mam i pewnie bym nie tęsknił.
-
Radzę ci znaleźć w końcu dziewczynę i się przekonać – powiedziałam.
- Co
masz na myśli? – spytał.
- To,
że przeprowadzam się do Rzymu – odparłam. – Na rok, ale jednak.
- Jak
to? – zdziwił się brat.
- Mam
tam praktyki – powiedziałam. – W końcu jestem na romanistyce, nie?
- Fakt
– powiedział brat. – I jak to rozwiążesz?
- Już
to zrobiłam – wzruszyłam ramionami. – Jadę od razu w czerwcu, na miejscu już
mam wynajęte mieszkanie i wszystko gotowe. Muszę się tylko sama żywić, co nie
będzie trudne, bo moja koleżanka założyła małą polską firmę i mogę jej pomagać.
Tyle.
- A
ja? – spytał.
-
Musisz sam sobie poradzić Włodarczyk – zaśmiałam się. – Wierzę w ciebie.
- I
jesteś małym ziemniaczkiem? – również się zaśmiał.
- Nie,
ale często nazywałeś mnie kiedyś Truskawką – powiedziałam ze śmiechem. – W
sumie czemu?
- Bo
zawsze je lubiłaś – odparł. – I do ciebie pasowało.
Tak, będę za nim tęsknić.
~*~
I mamy kolejną historynkę. Kolejna w Prima
Aprilis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz