- A podlewałeś to? - spytałam.
- Czasami - wzruszył ramionami.
- Nicolas - popatrzyłam na niego z politowaniem. - Daruj sobie te kwiatki, zawsze ci usychają.
- Ale ty je rescue - wręczył mi doniczkę i wszedł dalej. - I nie mów Nicolas.
- A jak? - siadłam na blacie w kuchni.
- Niko - uśmiechnął się.
- Niko to Penchev - pokiwałam głową. - Ty możesz być Niki.
- Ok - wyszczerzył się. - A skąd Mila?
- Milena to moje pełne imię - powiedziałam.
- A skąd Milena? - zapytał.
- Rodzicom się podobało - wzruszyłam ramionami.
- A Michał? - spytał.
- Co Michał? - zdziwiłam się. - Imię jak imię. Nic nadzwyczajnego. Po dziadku, albo coś.
- Milena i Michał Winiarscy - zamyślił się,
- Michał i Milena - zaśmiałam się. - Jestem młodsza o osiem lat.
- Czasem nie widać - uśmiechnął się. - Idę.
- Cześć - prychnęłam.
I tak to już było. Skrzaty przelewały się przez moje mieszkanie dniami i czasami nocami. Całe szczęście to drugie zdarzało się rzadko. Pewnie bali się mojego brata.
- Sześć siostra - uśmiechnął się Michał.
- Mila! - rzucił mi się w objęcia Oliwier. - Zostaję z tobą!
- Tak? - spytałam brata. - O co chodzi?
- Masz go poduczyć z matmy - powiedział. - Ostatnio oberwał parę dwój.
- Każdemu się zdarza - wzięłam w obronę siostrzeńca. - Ale fakt, pouczyć się trzeba.
- Dobra, to ja idę - i za Michałem zamykają się drzwi.
- Prawda, że nie będziemy się uczyć? - spytał z błaganiem Oli.
- No co ty młody - zaśmiałam się. - Dziś Dzień Wagarowicza. Nie uczy się.
- To co robimy? - spytał.
- Będziemy ratować roślinę - zaśmiałam się.
- Uriarte, czy Conte? - bystrze domyślił się młody.
- Pierwszy - uśmiechnęłam się.
Zaraz też zabraliśmy się do pracy. Woda, nawozy, nowa ziemia, ale też parę innych rzeczy typu nożyczki, odżywki i tak dalej. Zawsze lubiłam pracować z Oliwierem. Jeszcze jakieś trzy cztery lata i zaczniemy przyuczać Antosia.
- Tak właściwie, to gdzie poszedł tata? - spytałam.
- Po mamę i Antosia do lekarza - odparł Oli.
- Spoko - powiedziałam.
Wróciliśmy do roboty. Po jakimś czasie roślinka (prawdopodobnie paprotka) była gotowa do odrośnięcia. Taaa... to było takie logiczne.
- Oli, Mila jestem - zawołał Winiar.
- To pa pa - powiedział Oliwer i wyszedł z tatą.
Nareszcie mogłam spokojnie rozsiąść się na kanapie. Włączyłam telewizor w celach rozrywkowych i...
- Mila! - z przedpokoju dobiegał głos Kłosa. - Raaaatuj!
- Przed Andrzejem? - spytałam.
- Tak! - spanikował środkowy.
- Chowaj się do sypialni - powiedziałam niewzruszona.
- Złota jesteś - i już go nie było.
- Gdzie jest ten zdrajca! - wpadł do mieszkania Wrona.
- O kim mówisz? - spytałam.
- O Karolu - odparł Andrzej.
- Tu go nie ma - powiedziałam.
- Ok - i zniknął.
Tak mniej więcej wygląda normalny dzień z siatkarzami Skry. Ktoś wchodzi, ktoś wychodzi, ktoś chce przysługi lub azylu... a ja nie potrafię odmówić.
***
Przepraszam za obsówkę, ale czas szybko leci. Proszę o komentarze i tyle :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz