- Oj Kacper - jęknęłam. - Nie rozpaczaj, tak bywa.
- Ale mieliśmy tą wygraną na wyciągnięcie ręki! - zaczął. - Tie-break!
- Kacprze Piechocki, zamknij się, albo sama się tym zajmę - powiedziałam. - Tak?
- Tak - szepnął.
- Cieszę się, że się zrozumieliśmy - prychnęłam. - Jeszcze jedno słowo na temat tego meczu i nie obchodzi mnie, że jesteśmy w domu rodziców i tak wywalę cię na zewnątrz!
- Co się dzieje? - pyta tata.
- Nic, Kacper za mocno przeżywa mecz - prycham.
- Nikt mnie nie rozumie - wyszedł z mojego pokoju.
Tata chwilę popatrzył na mnie karcąco, co nie zrobiło żadnego wrażenia. Siatkówka to trochę nie moja bajka. Zaraz też i on wyszedł. Mogłam w spokoju wrócić do słuchania muzyki i lenienia się przez resztę dnia. Nie miałam zamiaru robić dzisiaj nic innego, w końcu było wolne. A ja musiałam w końcu przeczytać książkę pożyczoną od przyjaciółki jakieś cztery miesiące wcześniej. Nie lubiłam studiów, mimo iż byłam na wymarzonym kierunku. Czasu wolnego miałam niewiele i wykorzystywałam go do maksimum. Na studiach człowiek uczy się niemal wszystkiego, co dotyczy oszczędności i wykorzystywania czasu.
- Cześć Hawaii - w drzwiach zauważyłam głowę Mateusza, mojego kumpla z liceum.
- Cześć Matteo - uśmiechnęłam się.
- Czemu nie powiedziałaś, że przyjedziesz? - spytał.
- Bo sama do końca nie wiedziałam - odparłam. - Ostatnie zajęcia miałam wczoraj o dziewiętnastej, więc...
- Aha, taki niespodziewany wyjazd... ok - uśmiechnął się.
- Trochę - oddałam uśmiech. - Przeszkodziłeś mi w lenieniu się.
- I dalej będę przeszkadzał! - ucieszył się. - Idziesz ze mną na spacer!
- Ooo nieeee - zaczęłam jęczeć.
- Nie gadać mi tu, idziemy i koniec - zakomenderował Mateusz.
- Chyba cię kiedyś ukatrupię - powiedziałam idąc główną ulicą Bełchatowa.
- Jak tam w Bydgoszczy? - zmienił temat.
- W Bydgoszczy jak w Bydgoszczy - powiedziałam. - Może być lepiej lub gorzej, ostatecznie nie narzekam. Nie chce mi się wracać do Bełka.
- Co ci to miasto zrobiło? - zaśmiał się. - Wyrywasz się stąd od dawna.
- Widocznie taki mój los - zawtórowałam mu. - Nie chce siedzieć w jednym miejscu, wolę się ruszać.
- Ale czemu nie lubisz Bełchatowa? - zapytał.
- To nie tak, ze go nie lubię - zaczęłam. - Ja po prostu uwielbiam zmieniać miejsce. Dziwię się sobie, że tak długo siedzę w tej Bydgoszczy. Chciałabym zwiedzić Polskę, a później Europę, świat... nie wiem. Pewnie i tak na koniec właśnie tu wyląduję.
- Nie ma to jak pozytywna myśl - skwitował Mati.
- Oj już nie bądź sarkastyczny - uśmiechnęłam się. - Wiem, że tęsknisz.
- Może trochę - zaśmiał się. - To chociaż pociesz mnie, że kogoś masz.
- Mam rodzinę - wzruszyłam ramionami.
- Oj Anastazja, czy ty kiedyś będziesz z kimś? - jęknął Mati.
- Nie mam pojęcia - wzruszyłam ramionami.
- Już moja w tym głowa, żeby ci kogoś dobrać - zaczął. - Moja i Kacpra!
Zaśmiałam się i ruszyłam przed siebie. Ehh ten mój przyjaciel wiecznie żyjący w komitywie z bratem. Nie ma to jak rodzinne miasto!
~*~
Za opóźnienie przepraszam. Wena lubi się bawić w chowanego. Tyle :) Jutro kolejna hisorynka.
Świetne :D
OdpowiedzUsuń