-
Jestem pewna, że będzie ok - uśmiechnęłam się.
- Ty
masz fajniejszy prezent - nadąsał się Mati.
- Ja
miałam więcej czasu - puściłam mu oczko. - Poza tym każda kobieta lubi
kwiaty...
- Ty
nie lubisz - powiedział.
- Bo
ja jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę - odparłam.
- Oj
Marta, ty zawsze jesteś wyjątkiem - stwierdził.
- Ja
nie narzekam - odparłam.
-
Dobra koniec, dajemy? - zrezygnował z dalszej dyskusji.
- Nie
ma innej możliwości - przewróciłam oczami. – W końcu dziś Dzień Matki.
-
Zawsze możemy powiedzieć, że zapomnieliśmy… jeden dzień – powiedział.
-
Mateusz – prychnęłam. – Mamy być uczciwi. Kwiaty są naprawdę świetne.
- A
przy twoim prezencie są lipne! – zaprotestował.
-
Mateuszu Masłowski twoja róża jest śliczna! – powiedziałam. – Idziemy!
Ciężko było żyć z moim bratem, nie przeczę.
Ale i tak nie narzekałam, mogłam trafić gorzej. Na przykład być młodsza. A tak
nie jest źle.
-
Cześć mamo! – weszłam do domu.
-
Marta! – ucieszyła się moja rodzicielka. – Przyjechałaś!
- W
końcu dziś Dzień Matki – rozpromieniłam się. – Więc: wszystkiego dobrego,
zdrowia, szczęścia i żebyś miała deko cierpliwości do Matiego.
-
Dziękuję! – uśmiechnęła się mama. – A co to?
- Mały
prezent – uśmiechnęłam się. – Możesz czytać kiedy chcesz.
Dałam mamie wszystkie jej ulubione wiersze.
Oczywiście nie pisane ręcznie, czy też domowym sposobem robione, nie, nie.
Udało mi się znaleźć zakład fotograficzny, który zajmuje się czymś takim.
Zebrane tam były wszystkie wiersze jakie lubi mama. A trochę tego było.
Szymborska, Baczyński, Białoszewski i nie tylko. Do tego parę moich wierszy.
Nie byłam może mistrzynią pióra, ale dla mojej mamy udało mi się coś napisać.
Nawet wymęczyłam dwa sonety (angielski i włoski, o ile tak się nazywają)
- …no
i wszystkiego naj – zakończył swoje życzenia Mateusz.
-
Jesteście cudowni! – przytuliła nas oboje. – Moje wielgachne skarby!
-
Mamo, nie zdrabniaj! – zirytowałam się lekko. Nie lubiłam zdrobnień.
- Oj,
dziś mój dzień – zaśmiała się. – Wolno mi.
- No
niech będzie – przewróciłam oczami z uśmiechem. – Mogę dziś to przeżyć. A teraz
opowiadaj, jak tam?
-
Znośnie – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Na pierwszym roku podobno nie jest
tak źle, ale ma być gorzej – wyszczerzyłam ząbki.
- Po
co ci było to prawo? – zdziwił się brat.
-
Umysł ścisły nie zrozumie humanisty – powiedziałam. – Nawet się zrymowało.
-
Przypadek, nie sądzę – zaczął brat.
- Lajf
is brutal – zakończyłam szybko. – A tak na serio, myślałam że naprawdę będzie
gorzej, ale nie. Da się wytrzymać.
- A
jak tam z Frankiem? – chciała wiedzieć mama.
- Ile
mam powtarzać, że to mój przyjaciel? – spytałam.
-
Dopóki nie okaże się, że jest gejem – powiedział brat.
- To
możliwe – zamyśliłam się. – Ale nie wiem. Nie pytałam.
-
Znajdź sobie kogoś, to się dowiesz – powiedziała mama ze śmiechem.
- Nie
dzięki – odparłam z przekąsem. – Nie chce się pakować w coś, tylko dlatego, że
nie wiem, czy mój przyjaciel jest gejem.
-
Strasznie drętwa jesteś siostra – prychnął.
- A
jak tam Kasia? – zironizowałam.
-
Wspaniale, znalazła sobie nowego chłopaka – prychnął.
-
Biedak – powiedziałam bez jakiegokolwiek współczucia.
- Jak
ja lubię jak jesteście – zaśmiała się mama. – Nawet jeśli się kłócicie.
~*~
Kolejna na Boże Ciało.
Naprawdę urocza opowieść :)
OdpowiedzUsuń