poniedziałek, 1 czerwca 2015

Historynka na Dzień Dziecka

 - Nie mam pomysłu! - prychnęłam w słuchawkę. - To nie jest takie łatwe!
 - Wiem, wiem nie musisz już być zła - powiedział Michał. - Znam ten ból.
 - Mówisz o swoim siostrzeńcu, czy tam siostrzenicy? - zapytałam
 - Tak, też nie wiem co kupić na Dzień Dziecka - powiedział.
 - Masz łatwiej, bo u ciebie jest tylko jedno - prychnęłam.
 - A u ciebie ile? - spytał.
 - Trójka - westchnęłam.
 - W takim razie nie przeszkadzam - zaczął. - Idź szukaj prezentów.
Nie ma to jak rozmowa z przyjacielem. Na pewno coś poradzi. Prychnęłam z nutką pogardy. Facet na pewno nie jest dobrym obiektem, na który można wylać żale. Jestem prawie pewna, że za bardzo przecieka. Ale darujmy sobie moje porównania, które praktycznie nic nie wnoszą. Cóż, trzeba iść na dalszy tour de sklepy z zabawkami.
Trzy prezenty jednego dnia. To wcale nie jest proste. Dwie dziewczyny i chłopak. Agata, Agnieszka i Artur. Taa, mój brat jest niezwykle pomysłowy. Sam jest Adam. Żeby było śmieszniej jego żona jest Ewa. Ale nie po to tu jestem. Trzeba coś znaleźć małym szkrabom. W sumie nie takim małym, mieli już po cztery lata. No tak! Kupię im pluszaki!
Zaraz też weszłam do Smyka i moje serce zdobyły miśki z wielkimi oczami. Arturowi kupiłam lwa, Agnieszce żyrafę, a Agacie tygrysa. Miała ostatnio fazę na tygrysy. A do tego była moją chrześniaczką. No cóż, pewnie po drodze kupię im jeszcze po czekoladzie. Na razie musiałam wykopać z torebki telefon, który miałam gdzieś na jej dnie.
 - Cześć Ala - usłyszałam dawno zapomniany i niesłyszany głos Jacka.
 - Cześć Dżej Dżej - uśmiechnęłam się.
 - A wiesz, niedawno wróciłem z Adą i chcieliśmy skrzyknąć ekipę z dawnych lat i się spotkać - przedstawił swój pomysł.
 - Okej, ale proszę powiedz, że to nie dziś - poprosiłam.
 - Nie, nie bój się. Jutro około szesnastej tam gdzie zawsze - powiedział.
 - Okej, będę na pewno - uśmiechnęłam się.
 - To do zobaczenia - i się rozłączył.
Jak widać i dla mnie ten dzień miał niespodziankę. Spotkanie się z dawno niewidzianymi przyjaciółmi było moim małym marzeniem. Jak widać ktoś tam mnie na górze lubi.
Pomyślałam chwilę. Każde z nas w jakiś sposób ułożyło sobie życie. Nie każdemu było ze sobą po drodze. Uśmiechnęłam się do miłych wspomnień. Musiałam wykonać jeden telefon.
 - Cześć Melka - uśmiechnęłam się.
 - Cześć Ala - usłyszałam. - Jak mniemam Jacek już do ciebie dzwonił.
 - Jasne - zaśmiałam się. - Będziesz?
 - Nie ma innej opcji - powiedziała. - To jak, piętnasta czterdzieści pięć u mnie?
 - Jak zawsze - zaśmiałam się i rozłączyłam.
Tylko ja i Amelia zostałyśmy na swoich miejscach. Nasze marzenia najbardziej przekręciły się ze wszystkich. Ale nam to pasowało. Byłyśmy szczęśliwe i to się liczy.
 - Co tak długo? - przywitał mnie z uśmiechem brat.
 - Jacek do mnie dzwonił - powiedziałam. - Jutro się będziemy widzieć.
 - To świetnie - uśmiechnął się. - A teraz przygotuj się na swoje bratanice i bratanka.
Pomyślałam chwilę. Nie, Łasko nie miał lepiej. Miał łatwiej, ale to ja miałam większą i bardziej zwariowaną rodzinkę. I przyjaciół.
~*~
Ufff... zdążyłam. Rozdział spejszyl for Jully. Mam nadzieję, że się spodoba :D. Następny w Boże Ciało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz