- I to są te wróżby? – zdziwił się Nikolay.
- Tak – pokiwałam głową. – Wiesz, andrzejki są jednak bardziej kobiecym świętem, wy macie katarzynki cztery dni wcześniej.
- Czemu mi nie powiedziałaś? – zasmucił się.
- Po pierwsze nie pytałeś, a po drugie zapomniałam – zaśmiałam się. – Za rok weźmiesz w nich udział.
- Oj Ala – uśmiechnął się.
- No co znowu? – uniosłam brwi.
- Nic, nic – powiedział. – Idziemy do kawiarni?
- Jak tak mocno chcesz – odparłam. – Do której?
- Tej co zawsze – złapał mnie za rękę i poprowadził do celu.
Ledwo co wybiła piętnasta, a miasto spowite było w ciemności. Uroki listopada, choć w sumie można już było mówić o grudniu. W niedzielę padał śnieg i raczej nie spotkałeś już człowieka bez kurtki zimowej. Cóż, takie uroki czterech pór roku. Zimno szczypie trochę w nos, ale zima taka jest. Nie mogłam się jej doczekać, bo zaraz po niej zawita wiosna, która jest moją ulubioną porą roku.
- Czemu myślisz? – zapytał Niko.
- Czemu się zamyśliłam – poprawiłam go automatycznie. – Tak jakoś. Nie lubię zimy i nie mogę się doczekać wiosny.
- Nie lubisz zimy? – zdziwił się.
- Tak, tak jestem dziwnym człowiekiem – odparłam. – Taka już jestem.
- Nie jesteś dziwna – powiedział. – Ja lubię lato. Inny ktoś woli jesień. Zależy od człowieka.
- Masz rację – usiedliśmy w kawiarni. – Zależy od człowieka.
- Co chcesz? – spytał.
- Gorąca czekolada będzie okej – uśmiechnęłam się.
- Dobra, zaraz wracam – powiedział i zniknął.
Cały Nikolay. Już zadomowił się w Polsce. Ostatnio nawet często miał dobry humor. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Taaa, Bułgar był bez wątpienia wyjątkowy.
- Proszę – pojawił się za chwilę. – Gorąca czekolada raz.
- Dziękuję – zauważyłam, że sam zamówił dokładnie to samo. – Nie kawa?
- Nie – powiedział. – Muszę ograniczyć.
- Dobre i zdrowe podejście – uśmiechnęłam się. – Brawo panie Penchev.
- Dziękuję, dziękuję – zaśmiał się. – Jak tam Maciek, tak właściwie.
- Pracuje, pracuje i pracuje – upiłam łyk gorącego napoju. – Ostatnio widziałam go trzy dni temu. Nie wiem, czy coś z tego będzie. Nie mam siły tego dalej ciągnąć.
- Ważne, żeby decyzja, którą podejmiesz uszczęśliwiła ciebie – Niko wziął mnie za rękę.
- I ważne żeby wyleczyć się ze swojej choroby – zaśmiałam się.
- Teraz to nie wiem o czym mówisz – zawtórował mi.
- Lepiej żebyś nie wiedział – odparłam po czym pociągnęłam kolejny łyk. – Kiedy jedziesz do domu?
- Jeszcze nie wiem – odparł. – Ale chciałbym tak szybko jak się da.
- Rozumiem – wypiłam do końca napój. – No nic, czas na nas. Zaraz masz trening i nie wypada się spóźnić, a ja mam autobus.
- Może poczekasz na mnie i obejrzysz trening to cię podwiozę? – zaproponował.
- Nie, ale dzięki za propozycję – uśmiechnęłam się. – Poza tym gdyby jednak się okazało, że Maciek jest w domu miałabym niezłe kazanie.
- Jak uważasz – pomachał mi na do widzenia. – Cześć.
- Cześć – mruknęłam już tylko do siebie.
Powolnym krokiem udałam się na przystanek. Teraz tylko poczekać na autobus, potem dojechać na przedmieścia i spędzić wieczór w towarzystwie Neko i dobrego filmu. Jakiego, sama nie wiem, ale Maćka się w domu nie spodziewam.
~*~
Kolejna na Barbórkę.
- Cześć z tej strony Zośka Kadziewicz. Nie mogę teraz rozmawiać, albo nie zdążyłam odebrać. Jeśli to coś ważnego nagraj wiadomość, jeśli nie, wyślij SMS – to właśnie usłyszałeś dzwoniąc do siostry.
- Niech to szlag – mruknąłeś stojąc pod jej mieszkaniem.
- Nie szlag, tylko pech – uśmiechnęła się stając w drzwiach. – Chciałam zobaczyć ile razy zadzwonisz.
- Nienawidzę cię – powiedziałeś.
- Też cię kocham – odparła. – Melka u mamy?
- Tak – kiwnąłeś głową. – Nie ma Baśki?
- Ne-e – odpowiedziała. – Myślałam, że ty wiesz gdzie jest.
- Pewnie poszła się przejść – wzruszyłeś ramionami.
- Nie wiem – mruknęła i ruszyła do lodówki. – Ale skoro jesteś w domu, to ja się zmywam – powiedziała.
- Gdzie? – popatrzyłeś na nią.
- Mam wolny dzień, idę się spotkać z przyjaciółmi – wzruszyła ramionami.
- Ok idź, ale co zrobisz jak będziemy wracać? – spytałeś.
- Łukasz – zmierzwiła ci włosy. – Nie będziecie jechać dzisiaj.
- Skąd wiesz? – spytałeś zaczepnie.
- Bo wystarczająco dobrze cię znam – uśmiechnęła się. – Obiad jest w lodówce, wystarczy, że podgrzejesz w mikrofali. Nie radzę wchodzić do mojego pokoju, bo jest porządny bajzel, jak chcesz coś poczytać to w gabinecie, mecz jest o osiemnastej, możesz skorzystać z Wi-Fi jak nie będzie transmisji. Rób co chcesz tylko nie spal, nie zalej i nie wyburzaj żadnych ścian. Innymi słowy – podsumowała. – Bądź dużym i grzecznym chłopcem.
- A… – zacząłeś.
- Tak, Paweł Zagumny może przyjść – zaśmiała się i zamknęła za sobą drzwi.
Odetchnąłeś tylko i ruszyłeś do kuchni. Nalałeś sobie wody i jednym haustem opróżniłeś zawartość szklanki. Treningi taneczne może nie były tak męczące jak typowy trening siatkarski, ale i tak wyciskały siódme poty. Zupełnie nie rozumiałeś jak twoja siostra może tak ciągle tańczyć. Szczególnie, że jest primabaleriną. Czyli najlepszą ze wszystkich baletnic. Pokręciłeś tylko głową i opróżniłeś kolejną szklankę napoju. Westchnąłeś i udałeś się do salonu. W telewizji nic nie było, więc zajrzałeś do nagranych programów swojej siostry. „Iluzja”, „21 Jump Street”, „22 Jump Street”, „Dirty dancing” i większa część odcinków Colombo. Pokręciłeś tylko głową i zacząłeś oglądać jeden z odcinków serialu. Mniej więcej po pół godzinie usłyszałeś otwieranie drzwi.
- Zapomniałam czegoś – uśmiechnęła się i ruszyła do swojego pokoju Zosia.
- Zośka – zawołałeś. – Właściwie gdzie idziesz?
- Do Muzeum Powstania Warszawskiego – krzyknęła z pokoju.
- Przecież jesteś tam średnio pięć razy w tygodniu – przewróciłeś oczami. – Jesteś tam przewodnikiem!
- Dla Anglików i innych grup społecznych – powiedziała opierając się o twoją głowę. – Teraz mnie będą oprowadzać. Po polsku.
- Jak uważasz – wziąłeś kurtkę. – Idę z tobą.
- Po co? – popatrzyła na ciebie.
- Chcę się rozerwać – wzruszyłeś ramionami. – Nie będę się do ciebie przyznawał.
- Jak wolisz – prychnęła i wskazała ci drogę do drzwi.
- Ale będziesz musiała mnie tam zawieźć – uśmiechnąłeś się.
- Pierdoła z ciebie – zaśmiała się. – Musimy cię nauczyć rozkładu Warszawy.
- Nie będę tu tak często – powiedziałeś.
- Ale i tak wiedza o stolicy ci się przyda – zaśmiała się i zamknęła drzwi. – Teraz na najbliższy przystanek.
- Podziwiam cię – powiedziałeś. – Ty się tu ogarniasz.
- Eeee tam – uśmiechnęła się. – W końcu dość sporo tu mieszkam.
~*~
I mamy. Kadziewicz mi przyszedł na myśl najpierw na EDB, a potem po tym jak przeszedł do finału. Swoją drogą, gratulacje! Następna na Andrzejki pewnie…
- Agata, nie biegnij tak szybko! – wołam z irytacją.
- Oj Zosia, nie narzekaj, tylko biegnij! – ponagla mnie starsza siostra.
-Ale ty jesteś za szybka! – krzyczę. – Uważaj bo jeszcze swoje życie przebiegniesz.
- Przemyślenia dwunastolatki – wystawiła mi język.
- Bo ty niby jako trzynastolatka jesteś taka wielce starsza! – mówię.
Agata stoi i czeka aż złapię oddech. Nie byłam mistrzynią na długich dystansach, z a to ona i owszem.
- Chcesz pić? – pyta.
- Nie – powiedziałam. – Jeśli teraz się napiję, rozrzedzę krew i niewiele mi to pomoże.
- Będziesz lekarzem – zawyrokowała siostra.
- Nie – powiedziałam. – Nie lubię biologii i chemii.
- A co lubisz – usiadła i poklepała miejsce obok siebie.
- Lubię wiersze – powiedziałam. – I powieści. I opowiadania. I baśnie. I mity.
- I polski – zaśmiała się.
- Tak, ale nie gramatykę – skrzywiłam się.
- A ja wolę matematykę i geografię – powiedziała. – Ale nie wiem kim chcę być.
- Będziesz siatkarką, dużo trenujesz – odparłam z przekonaniem.
- Myślisz? – uśmiechnęła się.
- Nie myślę – mrugnęłam do niej. – Ja to wiem!
- Dzięki Zosiu – przytuliła mnie. – Ja też wiem co będziesz robić!
- Co? – spytałam.
- Napiszesz o mnie książkę! – ucieszyła się.
- Ale ja nie umiem! – prawie krzyknęłam.
- Nauczysz się, wiem to – objęła mnie ramieniem. – Jesteś zdolna bestia.
- Nie tak zdolna jak Jane Austen – mruknęłam.
- Jeszcze ją przerośniesz – powiedziała z uśmiechem. – To jak, biegniemy dalej?
- No chyba sobie kpisz! – prychnęłam.
- Dobrze, wrócimy do domu miłym spacerkiem, co ty na to? – zaproponowała.
- A ja na to jak na lato! – zaśmiałam się.
***
- I miałaś rację, prawie przebiegłam przez to moje życie – powiedziała.
- Ale też je przeżyłaś dzięki temu – usiadłam obok niej. – To się liczy. Dokonałaś wielu wyborów, które były trafne i dobre. Jestem dumna, że jestem twoją siostrą.
- A ja jestem dumna z tego, że ty jesteś moją – uśmiechnęła się.
- Czemu tu jesteś? – zapytałam.
- Inni jeszcze nie śpią – wzruszyła ramionami. – Tylko ty idziesz tak wcześnie spać.
- Pewnie zasnęłam nad jakąś pracą – odparłam. – Nie z własnej woli to zrobiłam.
- Faktycznie – zaśmiała się. – Propos pracy, jak książka?
- Chyba to wiesz – odparłam.
- Tak, ale chcę to usłyszeć od ciebie – uśmiechnęła się.
- Idzie, powoli ale idzie – zaczęłam. – Wszyscy pomagają mi jak mogą, ale pewnie jeszcze trochę czasu minie. Poza tym, teraz to Zagumny wydał swoją autobiografię i ty na swoją musisz poczekać.
- Jestem na to przygotowana – zaśmiała się raz jeszcze. – Ale nie o tą książkę pytam.
- O moją powieść? – spytałam z niedowierzaniem.
- Tak, o twoją powieść – powiedziała rozbawiona. – Jest ciekawa, nie mogę się doczekać, kiedy wyjdzie.
- Nie liczyłabym na szybką publikację – odparłam sceptycznie.
- Masz dobry pomysł, tyle ci powiem – uśmiechnęła się. – Muszę lecieć, czas na innych. Do…
***
- …zobaczenia – powiedziałam sama do siebie.
Co rok ten sam sen. To znaczy ta sama forma snu. Najpierw wspomnienie z dzieciństwa, potem rozmowa z Agatą. Rok w rok. Z pierwszego na drugiego listopada. Wstałam z łóżka. Zasnęłam nad książką. „Duma i uprzedzenie”. Wyszłam na balkon. Popatrzyłam w gwiazdy. Wiem, że gdzieś tam jesteś Aga.
~*~
Ta dam. Długo myślałam nad aspektem tej historynki. Za pomysł dziękuję Jully. Chyba jest to jedyne opowiadanie (tak, to pewnie będzie opowiadanie) o siatkarce w mojej karierze. Cóż, kolejna 11 listopada.
- Cześć Braciszku. Pewnie oczekujesz sprawozdania, choć i tak o wszystkim wiesz. Ale dobrze, wiem, że chcesz to usłyszeć ode mnie. W sumie mam ci do opowiedzenia tylko dwa miesiące… nie udało się. I Puchar Świata i Mistrzostwa Europy. Puchar Świata to jedna przegrana, a Mistrzostwa… wolę nie mówić. Z resztą nie mnie ich oceniać. Kiedyś przecież mi powiedziałeś, że nikt nie ma prawa tego robić. Eksperci, dziennikarze, zwykli ludzie… tylko oni sami mogą siebie ocenić, bo tylko oni wiedzą co się dzieje w ich głowach. W takim razie siedzi w nich dość sporo. Mimo złota Mistrzostw Świata pewnie nie zapomnieli o Ligach Światowych, poprzednich Mistrzostwach Europy i co najważniejsze: o tych wszystkich Igrzyskach Olimpijskich. Tłumaczyłam ci, że to nie Olimpiada, bo Olimpiada to okres od Igrzysk do Igrzysk. Czy coś jeszcze… chyba nie. Powoli zaczyna się sezon ligowy. Była już prezentacja Resovii, jak zwykle w galerii w Rzeszowie. Ładne te ich pasiaczki, a Igła to ma ładnego wilka na swoim. Ale ten wilk na jego ręce, to akurat pożal się Boże. Widzisz i nie grzmisz, a jak grzmisz to nie trafiasz… nie ważne. Ale skoro Krzysiek wytatuował sobie wilka, to chyba oznacza, że do końca zostanie w Rzeszowie. Z resztą… nie sądzę, żeby kibice za bardzo widzieli go w innych barwach. Po prostu są tacy siatkarze, którzy są kojarzeni z klubem, a klub z nimi. Tak jest właśnie z Krzyśkiem, ale też Alkiem. Ze Skrą zawsze będzie mi się kojarzyć Winiarski i Wlazły. Ale z kolei Ziomek to Trentino. Ot tak, po prostu. Dziwne są te przynależności. Swoją drogą jest u niego teraz jakoś tak bombowo. W Iranie gra. Kubiak siedzi w Ankarze jeszcze ten i następny sezon. Łasko i Bartman gdzieś w Chinach. W takim momencie takie zniszczenie kariery… nawet Bartmana mi żal. Co się z tym światem dzieje… Mam nadzieję, że ten turniej kwalifikacyjny nam wyjdzie. Zdobędziemy Berlin! To już tak trochę ze śmiechem. Ale wygramy tak coś czuję. Husaria nam skrzydeł użyczy. Propos skrzydeł i husarii. Libero Skry mają fajne skrzydełka na tej koszulce. Choć to pewnie strój treningowy, ale cicho. Mogliby w nich grać, jestem za. Takie ładne biało-czerwone skrzydła… dobra, skupienie. Złapię oddech i mówię dalej. Wytrawny z ciebie słuchacz…
Czy mam jakieś plany? Raczej nie. Będę siedzieć w Rzeszowie i chodzić do pracy… w sumie to nawet nie chodzić, bo czasem praca zastaje mnie w domu. Ale możliwe, że jedna szkoła językowa zatrudni mnie na pełen etat. To by było miłe. Bo mimo iż tłumaczenia dają ci pewną gwarancję zarobku, to jednak… wolałabym uczyć języków. Włoski, hiszpański i francuski są ostatnio popularne. Z resztą jak języki azjatyckie. Zrobił się wielki BUM na japonistykę i sinistykę. Czasami naprawdę nie rozumiem ludzi. Ale język jako język jest ok. Dobra, kończę te moje wywody, bo chyba ktoś idzie.
- Cześć Luiza – Krzysiek się uśmiecha. – Co ty tu tak wcześnie robisz?
- A wiesz, nie lubię jak na cmentarzu są tłumy – wzruszam ramionami. – Poza tym chcę zobaczyć jak jest zwykłego dnia. Wiesz, Wszystkich Świętych i cmentarz od razu się rozjaśnia…
- A teraz jest szaro buro, jak w normalny dzień – kończy siatkarz. – Chyba cię rozumiem.
- No widzisz, a lubię też porozmawiać z Arkiem – kończę. – Tak sam na sam.
~*~
Bałam się tej historynki, że się nie uda. Ale… z jakąś łatwością mi przyszło pisać monolog Luizy Gołaś… mam nadzieję, że się spodoba… Kolejna jutro.