poniedziałek, 30 listopada 2015

Historynka na Andrzejki

 - I to są te wróżby? – zdziwił się Nikolay.
 - Tak – pokiwałam głową. – Wiesz, andrzejki są jednak bardziej kobiecym świętem, wy macie katarzynki cztery dni wcześniej.
 - Czemu mi nie powiedziałaś? – zasmucił się.
 - Po pierwsze nie pytałeś, a po drugie zapomniałam – zaśmiałam się. – Za rok weźmiesz w nich udział.
 - Oj Ala – uśmiechnął się.
 - No co znowu? – uniosłam brwi.
 - Nic, nic – powiedział. – Idziemy do kawiarni?
 - Jak tak mocno chcesz – odparłam. – Do której?
 - Tej co zawsze – złapał mnie za rękę i poprowadził do celu.
Ledwo co wybiła piętnasta, a miasto spowite było w ciemności. Uroki listopada, choć w sumie można już było mówić o grudniu.  W niedzielę padał śnieg i raczej nie spotkałeś już człowieka bez kurtki zimowej. Cóż, takie uroki czterech pór roku. Zimno szczypie trochę w nos, ale zima taka jest. Nie mogłam się jej doczekać, bo zaraz po niej zawita wiosna, która jest moją ulubioną porą roku.
 - Czemu myślisz? – zapytał Niko.
 - Czemu się zamyśliłam – poprawiłam go automatycznie. – Tak jakoś. Nie lubię zimy i nie mogę się doczekać wiosny. 
 - Nie lubisz zimy? – zdziwił się.
 - Tak, tak jestem dziwnym człowiekiem – odparłam. – Taka już jestem.
 - Nie jesteś dziwna – powiedział. – Ja lubię lato. Inny ktoś woli jesień. Zależy od człowieka.
 - Masz rację – usiedliśmy w kawiarni. – Zależy od człowieka.
 - Co chcesz? – spytał.
 - Gorąca czekolada będzie okej – uśmiechnęłam się.
 - Dobra, zaraz wracam – powiedział i zniknął.
Cały Nikolay. Już zadomowił się w Polsce. Ostatnio nawet często miał dobry humor. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Taaa, Bułgar był bez wątpienia wyjątkowy.
 - Proszę – pojawił się za chwilę. – Gorąca czekolada raz.
 - Dziękuję – zauważyłam, że sam zamówił dokładnie to samo. – Nie kawa?
 - Nie – powiedział. – Muszę ograniczyć.
 - Dobre i zdrowe podejście – uśmiechnęłam się. – Brawo panie Penchev.
 - Dziękuję, dziękuję – zaśmiał się. – Jak tam Maciek, tak właściwie.
 - Pracuje, pracuje i pracuje – upiłam łyk gorącego napoju. – Ostatnio widziałam go trzy dni temu. Nie wiem, czy coś z tego będzie. Nie mam siły tego dalej ciągnąć.
 - Ważne, żeby decyzja, którą podejmiesz uszczęśliwiła ciebie – Niko wziął mnie za rękę.
 - I ważne żeby wyleczyć się ze swojej choroby – zaśmiałam się.
 - Teraz to nie wiem o czym mówisz – zawtórował mi.
 - Lepiej żebyś nie wiedział – odparłam po czym pociągnęłam kolejny łyk. – Kiedy jedziesz do domu?
 - Jeszcze nie wiem – odparł. – Ale chciałbym tak szybko jak się da.
 - Rozumiem – wypiłam do końca napój. – No nic, czas na nas. Zaraz masz trening i nie wypada się spóźnić, a ja mam autobus.
 - Może poczekasz na mnie i obejrzysz trening to cię podwiozę? – zaproponował.
 - Nie, ale dzięki za propozycję – uśmiechnęłam się. – Poza tym gdyby jednak się okazało, że Maciek jest w domu miałabym niezłe kazanie.
 - Jak uważasz – pomachał mi na do widzenia. – Cześć.
 - Cześć – mruknęłam już tylko do siebie.
Powolnym krokiem udałam się na przystanek. Teraz tylko poczekać na autobus, potem dojechać na przedmieścia i spędzić wieczór w towarzystwie Neko i dobrego filmu. Jakiego, sama nie wiem, ale Maćka się w domu nie spodziewam.
~*~
Kolejna na Barbórkę.

1 komentarz: