piątek, 23 stycznia 2015

Historynka na Dzień Babci i Dziadka

 - Dawid rusz dupę łaskawie! - wrzasnęłam z przedpokoju. Wiem, że jest po meczu, ale co tam.
 - Już, już idę - prychnął.
 - Wielce się cieszę - mruknęłam.
 - Po co się tak spieszysz - śmieje się Dawid. - Mamy do dziadków pięćset metrów stąd!
 - Ale ja chcę się zobaczyć z nimi jak najszybciej! - uśmiechnęłam się.
 - Oj Inga, Inga - tarmosi mi włosy. - Chodźmy już.
Tak to z nami jest. Dawid to ten spokojny, a ja to ta szalona i roztrzepana. Czasami się zastanawiam jakim cudem on ze mną wytrzymuje. Chyba się po prostu przyzwyczaił. Cóż.
 - A kiedy pojedziemy na cmentarz? - spytałam cicho jak szliśmy.
 - Jutro - uśmiechnął się smutno. - Dziś Dzień Babci, a jutro Dziadka, więc jest to sprawiedliwe.
 - W sumie - dalej szliśmy w milczeniu.
Ja i mój brat mieliśmy spore szczęście. Dziadkowie z jednej strony ciągle żyli. Mianowicie od strony taty. A od strony mamy... udało nam się poznać tylko babcię. Najukochańszą kobietę w moim życiu. Babcia Dryja jest bowiem surową kobietą, ale wiem, że mnie kocha. Z kolei u dziadków podobno było odwrotnie. To dziadek Dryja jest ukochanym, ciepłym i miłym dziadkiem, a dziadek Mundek (bo miał na imię Edmund) był wymagający, ale też cierpliwy i nie karał za byle błąd. Mama powiedziała nam kiedyś, że to był ukochany mężczyzna jej życia.
 - Babcia, dziadek! - rzuciłam się szybko na szyję starszym państwu, gdy tylko weszłam.
 - Ingusia - powiedział ciepłym głosem dziadek. - Ciągle chyba rośniesz! Jesteś prawie jak brat!
 - Nie przesadzaj mój drogi - uśmiechnęła się babcia. - Inga jest piękną i wdzięczną młodą kobietą. Czyż nie, Dawidzie?
 - Oczywiście babciu - brat pocałował kobietę w policzek. - Ale to moje nieszczęście, bo muszę odganiać od niej chłopaków.
 - Ja cię o to nie proszę - prychnęłam. - A twoja dziewczyna jest przemiła i przesympatyczna i bardzo ją lubię. Nie wiem czemu, nie mogłabym mieć chłopaka.
 - Już, już nie kłóćcie się  - powiedział spokojnie dziadek. - Nigdy wam to nie przejdzie chyba.
 - Fakt - powiedzieliśmy razem. Jak to bliźniaki.
 - Chodźcie już do salonu - powiedziała babcia. - Czeka kakao i ciastka.
Resztę popołudnia opowiadaliśmy jak to nam się układa. Ja trenowałam akrobatykę artystyczną, a brat grał w Asseco. Bez wątpienia było to wielkie wyróżnienie. Byłam szczęśliwa szczęściem brata.
 - A kiedy jedziecie na cmentarz? - spytał dziadek.
 - Jutro - powiedzieliśmy bez mrugnięcia okiem.
 - To dobrze - podsumowała babcia.
Gdy wyszliśmy było po dwudziestej trzeciej. Rzeszów ucichł, nie było wielkiego ruchu...
 - Może się przejdziemy, co? - spytałam brata.
 - Możemy - powiedział.
Milczeliśmy chwilę, ale ja zauważyłam po pewnym czasie smutek na jego twarzy. Sama też czułam niewyjaśniony niepokój. Zawsze tak było, gdy Dawidowi coś było, lub coś leżało mu na sercu.
 - Ej, Dawid, co jest? - spytałam.
 - W sumie nic wielkiego - wzruszył ramionami. - Myślałem.
 - O czym? - dążę.
 - O tym jak bardzo będę tęsknił za dziadkiem i babcią jaki ich już nie będzie - powiedział szeptem.
 - Dawid - powiedziałam. - Śmierć każdego znajdzie, oby szukała jak najdłużej. Ale później będzie im lepiej. Dobrze wiesz. Nigdy nas nie zostawią. Pamiętasz co ci powiedziałam po śmierci babci?
 - Tak - odparł. - Że teraz pewnie pomaga nam dwoma rękami, bo już nie musi się trzymać.
 - Właśnie - uśmiechnęłam się. - Święty Maksymilian był bardzo mądrym człowiekiem, nie uważasz?
 - Uważam - uśmiechnął się. - Cóż. Zmieńmy temat, nie chcę o smętach gadać.
 - Jak uważasz - uśmiechnęłam się. Potem zaczęliśmy temat dzisiejszego meczu. Normalna codzienność.
~*~ 
I mamy historynkę. Chyba już siódmą. Cóż. Proszę o komcie i z góry dziękuję. Do następnego, czyli 14 luego!

wtorek, 6 stycznia 2015

Historynka na Trzech Króli

- Już wszyscy są? - zapytałam.
- Chyba tak - uśmiechnął się Mika.
 - Chyba czy na pewno? - uniosłam brwi.
 - Już wszyscy - pośpieszyła z odpowiedzią Iwona Ignaczak.
 - To super - uśmiechnęłam się.
Skoro wszyscy byli mogłam iść do kuchni z wiadomością, że szwedzki stół można wystawiać. Taka nasza mała tradycja. Kto mógł, w Trzech Króli przyjeżdżał w wybrane miejsce i spotykaliśmy się w jakże licznym gronie. W tym roku tym miejscem był Bydgoszcz. Dokładniej tymczasowe lokum Jakuba Jarosza.
W skrócie znajdowali się tu siatkarze, którzy grali we wszystkich polskich klubach i coś znaczyli, lub po prostu byli bliżej ze sobą zaprzyjaźnieni. Myślę, że gdyby na to pozwoliły warunki byliby tu też wielcy nieobecni, czyli: Łukasz Żygadło, Marcin Możdżonek i Michał Kubiak, no i Bartosz K. i Zbigniew B., ale jak to ja powiedziałam już na wstępie Michałowi Ruciakowi:
 - Wybacz, ale za tymi dwoma nikt nie tęskni. I oby zostali ukarani za gwiazdorzenie, tak im i nam dopomóż Bóg. Amen.
Nie żeby coś, ale im by się takie "oczyszczenie" przydało. od tego chyba był dziegieć. Ale nie wypowiadam się, nie wiem.
 - Zapraszamy! - zaśmiał się Konarski. - Zacznie wszystko jak zawsze Pamela.
 - Ja? - prychnęłam. - Znów?
 - Tradycja - powiedzieli siatkarze.
 - W takim razie witam wszystkich. Nie wiem, czy wszyscy wierzą, nie interesuje mnie to w tej chwili, ale pomódlmy się - zaczęłam. - Panie Boże dziękujemy ci za kolejne spotkanie, które stało się naszą tradycją. Skra dziękuje za mistrzostwo w zeszłym sezonie, Resovia prosi o siły na mistrzostwo w tym sezonie, Jastrzębski o szybki powrót Kubiaka, a my wszyscy dziękujemy za złoto MŚ. Przeprosiny będą indywidualne zaraz. Prosimy, aby nasi nieobecni już za rok do nas dołączyli. Teraz każdy sobie sam dopowie resztę.
Chwilę panowała cisza, ale nie za długo trwała. Gdy rozmowy stały się głośniejsze powiedziałam:
 - Czyli już można zaczynać jedzenie?
 - Tak! - odezwali się siatkarze.
 - W takim razie - powiedziałam - jedzcie.
Wiedziałyśmy z dziewczynami, że na razie my się tam nie dostaniemy. W ostateczności ich wybrankowie coś im dadzą. A ja? Ja byłam sama jak od początku. Fakt było paru facetów w moim życiu, ale żaden się nie sprawdził.
 - A tobie nie smutno tak samej co roku przyjeżdżać? - spytała Dagmara.
 - Daga, ja jestem Wlazła, jestem lepsza niż mój brat - zaśmiałam się. - Poza tym nie jestem sama - uśmiechnęłam się nikle. - Mam tu swoich przyjaciół.
 - Ale ja mówię o innej samotności - powiedziała Winiarska.
 - Wiem - powiedziałam. - Ale nie ma żadnego takiego co ze mną wytrzymał.
 - Siostra, tu jesteś - uśmiechnął się Mariusz. Podał mi moje ulubione ciasto. - Wiem, że lubisz.
 - Dzięki - powiedziałam i odeszłam. Może wcale nie jest tak źle?
 - Pamela? - uśmiechnął się Buszek.
 - Co tym razem? - uśmiechnęłam się.
 - Właściwie czemu się tu spotykamy? - spytał.
 - Hmm... - powiedziałam. - W sumie chcemy się po prostu spotkać wszyscy razem. Królowie dali Jezusowi cenne dary, a my cóż... nie mamy takiego czegoś. Czas jest najwspanialszym darem dla innych. Myślę, że dlatego tu jesteśmy. Chcemy sobie nawzajem podarować czas. Poza tym tu zapominamy o bardziej walecznych aspektach siatkówki. Tu jesteśmy po prostu razem.
 - Dając największy dar - dodał.
 - Szybko się uczysz - śmieję się.
 - Wystarczy dobra nauczycielka - uśmiechnął się.
Reszta wieczoru upłynęła mi w towarzystwie Rafała. Nigdy nie próbowałam nawiązać głębszej relacji z kolegami mojego brata, ale kto wie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ostatnia na jakiś czas historynka. Mam nadzieję, że nie gorsza niż poprzednie. W sobotę powinnam pod wieczór napisać, kiedy będzie następna, a tymczasem: Ciao!

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Piąta noworoczna historynka.

- Perła! - krzyczę widząc swojego brata.
- Ania! - uśmiechnął się. - Co tu robisz?
- Przyjechałam - powiedziałam. - Nie mogę odwiedzić brata?
- Tylko brata? - szczerzy się.
- Taaak - zatrzepotałam rzęsami. - A niby do kogo?
- Skąd mam to wiedzieć? - znów zaczął się szczerzyć. - Jest w końcu taki jeden blondyn...
- Nie brnij! - ostrzegłam.
- Ja tylko mówię - powiedział. - Hipotetycznie.
 - Jaaasne - przewróciłam oczami.
 - No tak! - powiedział.
Pokręciłam głową, objęłam brata ramieniem i ruszyliśmy spod hali w stronę naszej ulubionej kawiarni.
 - Żona nie będzie się martwić? - pytam.
 - Nie - odparł. - Wysłałem jej SMS-a.
 - Z serii "Nie ma to jak Perła", tom pierwszy, rozdział pierwszy - powiedziałam.
 - Już tak nie ciśnij tylko opowiadaj - powiedział.
 - O czym? - spytałam.
 - W pracy - sprecyzował.
 - W pracy jak w pracy - wzruszyłam ramionami.
Tymi słowami zaczęłam jakże bujną opowieść o pracy korektora książek. Nie narzekałam, robota bardzo ciekawa. Poza tym, wiele nowości przewijało się przez moje ręce. A że pasją moją i moich przyjaciółek było czytanie książek na wyraźnie życzenie (lub też bez niego) mogłam coś zaspojlerować. Bywa. A tak poza tym, to lubię tą robotę, bo nikt nie każe mi siedzieć w jakimś biurze. Mogę siedzieć sobie w łóżku z gorącą czekoladą i laptopem na kolanach i poprawiać coś. Nieraz zmieniam nawet całe zdania. Żeby bliżej było do oryginału. Ale nie o tym.
 - A tak naprawdę to czemu przyjechałaś? - spytał Łukasz.
 - Nie wiem - powiedziałam. - Coś mnie tu przyciągnęło.
 - Coś, czy raczej ktoś? - spytał brat.
 - Nie żartuj, Pit ma narzeczoną - zbagatelizowałam.
 - Czyli nie wiesz? - westchnął.
 - O czym? - pytam.
 - Że zerwali - odpowiedział.
 - Na miesiąc przed ślubem? - wytrzeszczyłam oczy.
 - Na półtora miesiąca - poprawił brat.
 - Aha - powiedziałam tylko. - Czyli wiem, co mnie ciągnęło.
 - To co robimy? - pyta brat.
 - Chwila, chwila - powiedziałam. - Robi...my?
 - Tak - odparł. - Masz dobre serduszko, więc mu pomożesz.
 - Jak? - pytam z ironią.
 - Jesteś kobietą, coś wymyślisz - wzruszył ramionami.
 - Dzięki za niezłomną wiarę - prychnęłam.
Za kilka minut stałam wkurzona na brata pod mieszkaniem Pita. W głowie huczało mi pytanie: "Co ty tu do jasnej robisz?", a wewnętrzny głos odpowiadał: "Pomagam przyjacielowi", jednak to drugie słowo było wypowiedziane tak chwiejnym głosem, że wolę nie mówić.
 - Panie Boże, Maryjo pomocy dla mnie i dla niego - powiedziałam po czym zapukałam do drzwi.
 - O, cześć Ania - uśmiechnął się blado Pit. Z lekkim przerażeniem odkryłam, że nie ma koszulki.
 - Cze... cześć - powiedziałam w końcu. - Ubieraj się, wychodzimy.
 - Gdzie? - tym razem to on był zdezorientowany.
 - Zabawić się - powiedziałam. - I trochę ci pomóc. Oczywiście bez alkoholu.
 - Klub karaoke? - spytał.
 - Tak - przewróciłam oczami. - Zbieraj się, nie mamy wieczności.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Krótko, zwięźle i na temat. Jutro ostatnia i mamy przerwę. W sobotę powinnam wiedzieć do kiedy :).

niedziela, 4 stycznia 2015

Czwarta noworoczna historynka

 - Fabian! - rzucam mu się na szyję. - Świetny mecz!
 - Romcia! - śmieje się. - Co tu robisz?
 - Przyjechałam z tatą, nie można? - śmieję się.
 - Jak na pierwszym roku studiów? - pyta z tym swoim uśmiechem.
 - Nie narzekam, aczkolwiek trzeba zakuwać - oddaję mu identycznym uśmiechem.
 - I tak później nie będziesz prawnikiem, czemu więc studiujesz to cholerstwo? - kręci głową.
 - Bo mi się podoba - mówię. - Później najwyżej zmienię kierunek.
 - Masz zamiar później pracować z tatą? - pyta.
 - Mniej więcej - przewracam oczami. - Nic nie mów, nie komentuj, Tomcio już to zrobił.
 - Ok, niech będzie, że to ja jestem lepszym bratem - uśmiechnął się raz jeszcze i mocno mnie przytulił. - To co teraz?
 - Tata czeka przed halą - uśmiechnęłam się.
 - A Tomcio? - kolejne pytanie.
 - Już w domu - uśmiechnęłam się.
 - No to idziemy - uśmiechnął się znowu.
Zaraz też siedzieliśmy w samochodzie taty i rozmawialiśmy na jeden jedyny temat: mecz mojego brata. Pięknie zdobyte trzy punkty. Bez straty seta, wygrana z ZAKSĄ. Mogę być dumna z braciszka.
 - Kiedy następny mecz? - pytam. - I z kim?
 - A wiesz siostra, że nawet nie wiem? - mówi Fabian. - Wiem, że jutro mam kolejny trening i muszę na nim być.
 - Lipa - wyraziłam swoją opinię.
 - Oj nie przesadzaj Romciu - wtrącił się tata. - Jeździsz na każdy mecz.. 
 - Po którym Fabian tonie w morzu dziennikarzy, fotoreporterów i innych takich, a gdy już skończy ja muszę wracać.
 - Kochanie moje jeszcze przed wami wiele lat i spotkań - powiedział tata. - Bądź cierpliwa.
 - Zdajesz sobie sprawę z tego, że powtarzasz mi to od dziecka? - spytałam.
 - Widocznie jeszcze ci jej potrzeba - powiedział Fabian.
Mruknęłam do siebie o niesprawiedliwości życia. Nic na to nie poradzę. Wolę już słuchać o meczu. Cała rodzinka podążyła w stronę siatkówki. A ja nie. Jestem wyjątkowa. Teraz studiuję prawo, a w przyszłości mam zamiar pracować w Polsacie Sport. Czyli jednak nie do końca dało się wyplenić ten sport. Cóż jeśli ktoś jest na to skazany to nie ucieknie.
 - Witaj bracie - zaczyna Tomek.
 - Witaj bracie - mówi Fabian.
 - A ja to co? - prychnęłam.
 - Oj siostrzyczko - uśmiecha się Tomek. - Chodź się przytul.
Podeszłam z rękami w rękawach jak najczęściej robią to na filmach. Wtuliłam się w brata i wymruczałam:
 - A teraz zanieś mnie do domu - powiedziałam.
I to był mój największy błąd. Brat wziął mnie na ręce i bezceremonialnie zniósł mnie do domu.
 - Tomasz! - krzyknęła mama. - Zostaw swoją siostrę!
 - Sama chciałam! - powiedziałam z uśmiechem.
Nie ma to jak udany dzień z rodziną!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Taa dam. Jeszcze dwa.

sobota, 3 stycznia 2015

Trzecia noworoczna historynka

 - Dawid! - wołam brata. - Wychodź już, bo spóźnisz się na trening!
 - Tak, tak wiem - mówi brat. - Juto mecz, chcę żebyś dał z siebie wszystko.
 - Już się nawet nauczyłeś - śmieję się.
 - Nie można inaczej, jeśli twoja siostra mówi ci o tym mecz za meczem, od początku twojego grania! - śmieje się. - Nawet Sabina daje mi spokój czasami!
 - Wiesz, że po prostu taka jestem - uśmiecham się.
 - Wiem - całuje mnie w policzek. - I dziękuję, już idę.
 Zaraz też słychać zamykane drzwi. Czemu jestem u brata? Otóż Sabina musiała zostać ze swoją siostrą u niej. Biedaczka w drugi dzień świąt złamała nogę. Więc ofiarnie i z miłą chęcią przyjechałam do brata, do Rzeszowa. Moją pracę mogę wykonywać skąd tylko mi się podoba, jestem wszak architektem i to na urlopie do siódmego stycznia. A mamy dopiero trzeciego. Więc, bez żadnych wyrzutów sumienia mogłam zostać z bratem, podczas, gdy jego żona opiekowała się swoją siostrą. W sumie obydwie opiekowałyśmy się rodzeństwem. Pasowało mi to.
Po wyjściu brata zrobiłam obiad, posprzątałam trochę w kuchni, zmiotłam podłogę w salonie i jeszcze parę innych czynności. Nie cierpię marnować czasu. To nie leży w mojej naturze. Zaraz też wyrwałam kartkę z zeszytu i napisałam bratu:
"Wychodzę. Nie wiem kiedy będę. Obiad masz w lodówce, jakby co wiesz pewnie gdzie mnie szukać, jeśli nie, biorę telefon. Ale dzwoń tylko w ostateczności. Diana"
Takim właśnie sposobem trafiłam na ławkę w parku. Siedzę sobie z książką i czytam. Nie mam nic innego do roboty, a w sumie nie jest tak zimno. Mróz poddał się ciepłemu słońcu. Ma wrócić w poniedziałek. Ale ja na razie mam zamiar korzystać z tych zimowych promieni. Dla mnie każda pora roku ma coś do zaoferowania. Jednak nie za długo udało mi się pocieszyć tymi promieniami. Zaraz zaczął padać deszcz. Nie chciało mi się jeszcze wracać, a Dawid miał skończyć trening dopiero za godzinę. Postanowiłam iść do kawiarni najbliżej parku i jeszcze poczytać przy gorącej czekoladzie, a w ostateczności herbacie. Mnie nie złamie zima i deszcz.
 - Co podać? - zapytała miła kelnerka.
 - Poproszę gorącą czekoladę i wuzetkę - uśmiechnęłam się.
 - Dobrze, proszę zaczekać - również się uśmiechnęła i odeszła.
A ja zagłębiłam się w lekturze. Nie czuję wtedy upływu czasu, jednak zauważyłam, ze zostało mi przyniesione zamówienie. Zjadłam szybko wuzetkę, a co jakiś czas (mniej więcej trzy, może cztery strony) popijałam czekoladę. Tak minęła mi cała godzina.
 - Siostra gdzie jesteś? - pytał najwyraźniej zdenerwowany Dawid.
 - W kawiarni obok parku - odpowiedziałam spokojnie.
 - Zaraz tam będę - i się rozłączył.
Słodki Dawid. Starszy trzy lata. jeśli ktoś myślał, że starsi bracia są źli, znaczy się nie dorósł. Fajnie jest mieć takiego ochroniarza. Nawet jeśli nie ma licencji czy coś. Dawid i tak jest najlepszym starszym bratem.
Nie przeczę, nie zawsze tak myślałam. Gdy byliśmy młodsi, często się tłukliśmy, wyzywaliśmy, nienawidziliśmy, ale zawsze na koniec dnia szliśmy spać z czystym sercem. Bo zawsze się godziliśmy. Mogliśmy się nienawidzić, ale zawsze jedno drugiego broniło. Częściej to on mnie. Do szkoły zawsze chodziliśmy razem. A gdy ktoś mi dokuczał Dawid stawał przede mną i pytał:
 - Masz coś do mojej siostry?
A od zawsze był wysoki i silny. I tak zostało. Broni mnie do tej pory, choć już nie ma do końca po co, ale cóż. Podoba mi się to. Wiem, że zawsze mam na kogo liczyć.
 - Tu jesteś siostra! - słyszę od wejścia.
 - Nie, to tylko mój klon - uśmiecham się. - A to kto?
 - To Niko, mój kolega z klubu - przedstawia mi siatkarza. - Niko, to moja siostra Diana.
 - Hi - mówi drapiąc się w głowę.
 - Cześć - uśmiecham się i podaję mu rękę.
 - Czemu tu przyszłaś - Dawid bezceremonialnie siada na wolnym miejscu. Zaraz też robi to Niko.
 - Bo nie mam nic do roboty w domu - przewróciłam oczami.
 - To uprzedzaj mnie wcześniej - mówi i zamawia kawę.
Siedzimy tak we trójkę. Niko niewiele się odzywa, tylko patrzy w moją stronę. Dawid uśmiecha się pod nosem. A ja? Ja czuję, że to będzie niezapomniany rok.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No cóż. Mamy trzecią historynkę. Ta chyba jest krótsza, co nie zmienia faktu, że mniej ją lubię. Chyba nawet mi wyszło ^^. Do jutra!

czwartek, 1 stycznia 2015

Pierwsza noworoczna historynka

Siedzę przy stole obok swojej młodszej kuzynki. Nie za bardzo cenię sobie jej towarzystwo, ale cóż. Nie narzekam. W końcu mamy Nowy Rok. Przydałoby się go godnie zacząć.
 - Więc byłaś u przyjaciółki? - pyta, żeby zacząć rozmowę.
 - Tak - mówię, prawie burczę.
 - I jak było? - pyta.
 - Normalnie - odpieram. O ile szaleństwo, głupie teksty i wypominanie całej około ośmioletniej znajomości jest normalne. Nie jest, wiem to.
 - A o czym gadałyście? - pyta.
 - A ty własnego życia przypadkiem nie masz? - pytam zbyt słodko.
 - Mam - odpryskuje. Będę miała wspaniały rok. A ona nie. W sumie, trochę mi jej żal.
 - Nie sądzę - mówię i odchodzę.
Wchodzę na górę po kręconych schodach. Do mojego królestwa nawet rodzice nie miel wstępu. Ciągle nie mają. Może tam wejść w sumie pięć osób. Dwie przyjaciółki, dwaj bracia j Jacek.
 - Klarysa! - woła mama. Tylko trochę polubiłam to imię, gdy zakochałam się w "Darach Anioła". - Zejdź proszę!
 - O co chodzi? - opieram się pretensjonalnie o framugę do kuchennych drzwi.
 - Możesz nie dogryzać Milenie? - pyta mama.
 - Nie - mówię i wystawiam język.
 - Co ci szkodzi? - pyta moja rodzicielka.
 - A co ją obchodzi, o czym gadałam z Karo i Sabą? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
 - Może chce zacząć rozmowę? - mama unosi brwi.
 - Nie sądzę - przekręcam się na pięcie i... - Ała, Kubiak! - warczę.
 - Ty też tak masz na nazwisko - uśmiecha się mój najstarszy brat.
 - Możesz oszczędzić mój nos? - pytam unosząc brwi.
 - Nie, zaraz wpadniesz na Błażeja, mówię ci - czochra mi włosy.
 - Kubiaki... - przewracam oczami.
 - Czy ktoś o mnie mówił? - wpadam na średniego brata.
 - Taak jakby - wymiguję się i spadam do pokoju.
 - Nie uciekniesz - uśmiechają się bracia i zaraz są na miejscu.
 - Milena? - pytają naraz.
 - Nie rusałka - wywracam oczami.
 - Oj Klari - siada obok mnie Błażej. - Chyba pięć dni wytrzymasz...
 - W sumie... z wami - uśmiecham się. - Może się uda.
Bracia po przesłaniu mi buziaka wychodzą z pokoju. Mimo wszystko fajnie jest być najmłodszą. Ma się później takich dwóch około dwumetrowych rycerzy. Bohaterów może. Kocham ich, choć czasem miałam ochotę ich zabić. A oni czasami nie rozumieli mnie. Jestem jedyną wierzącą osobą w mojej rodzinie. Nie czuję się obco. Wszyscy to uszanowali. A zaczęło się od mojej przyjaciółki. Ale nie o tym.
W sumie jeszcze wiele rzeczy muszę w sobie zmienić.Statystycznie katoliczką jestem od niedawna. I nie zawsze potrafię jeszcze się opanować. Co z resztą widać. Wiem, wstydzę się, ale czasem nie mogę się powstrzymać od kąśliwej uwagi pod adresem mojej kuzynki. Wnerwia mnie już od małego. Po prostu, rozpuszczona jedynaczka. A mnie bracia już wcześnie zaczęli uczyć wszystkiego co powinien robić dobry człowiek. Może i nie wierzą, ale dobrzy są. Kto wie, może kiedyś się nawrócą? Nie wiem.
 - Wychodzę! - krzyczę tylko. W swoim pokoju szykowałam się do kościoła. Nie boję się o nieproszonych gości. Po pierwsze mam braci, po drugie pokój jest zamknięty na klucz. A klucz mam tylko ja i Jacek.
Chodzę do małego kościółka, pod wezwaniem św. Piotra. Jest najbliżej, a księża zawsze ciekawie mówią. Dziś ma tu być o. Szustak. W sumie od jego rekolekcji przez internet się zaczęło. Od Karo właściwie. Podesłała mi link. "Posłuchaj, nie odrzucaj od razu". Spodobało mi się. Mam nadzieję, a właściwie to wiem, że dzisiejsze kazanie będzie bardzo łatwe do słuchania. Może łatwe to nie jest dobre słowo, ale na pewno łatwo się skupić i zrozumieć trudne tematy.
***
 - Jestem już! - zawołałam, gdy weszłam do domu.
 - Jej! - uśmiechnął się mój najstarszy brat.
 - Gdzie jest Milena? - uniosłam brwi.
 - Nie wiem - wzruszył ramionami Michał. - Gdzieś poszli. A Błażej jest w salonie.
 - Aha - powiedziałam.
Siadłam sobie na kanapie w salonie, obok Błażeja. Za chwilę dosiadł się również Michał. Telewizor był nasz, więc od razu poleciał mecz. Powtórka Skra-Nowosybirsk. Cóż, może być i to. Chociaż osobiście wolę Asseco. Mam serce w biało-czerwone pasy, mimo brata, który mimo wszystko jest jastrzębiem. Chociaż ostatnio siedzi w Turcji. Ale to już tylko dwa i pół roku. Zaraz wróci do Poli i reszty rodziny.
 - Właśnie, Michał. Gdzieś ty zostawił Monikę i Polę? - pytam się.
 - Mają przyjechać jak tylko odjedzie Milena - powiedział.
 - I to ja jej nie lubię - mruknęłam.
 - Kto powiedział, że tylko ty jej nie lubisz? - uniósł brwi Błażej. - Ja też za nią nie przepadam. We wszystko wsadzi swój nochal. Poza tym jest rozpuszczona jak pański bicz!
 - I cała frustracja umyka - podsumowałam.
 - Może nie uważasz podobnie? - pyta się mnie brat.
 - Szczerze... - pomyślałam. - Ojciec Szustak mi coś przypomniał.
 - Co? - zdziwił się Michał.
 - Że wszystkich trzeba kochać - zaczęłam. - Ale nie musisz wszystkich lubić.
 - Aha - powiedzieli bracia.
 - Chodzi o to, by uwierzyć w czyjąś zmianę - przewróciłam oczami.
 - Wybacz Księżniczko, ale z Mileny już nic nie wykrzeszesz - powiedział sceptycznie Błażej. - Ona jest najbardziej niewierzącą osobą na świecie.
 - Nie mów tak - obruszyłam się. - Każdy może się zmienić!
 - Bez obrazy, ale nie ona - prychną Michał.
 - Eh, Kubiaki! - parsknęłam i poszłam do pokoju.
W sumie sama nie jestem idealna. Nie powinnam pouczać braci. Ale... czasu nie cofnę, nie zmienię zachowania. A zobaczyć w kuzynce coś dobrego zawsze można. Jak nie ja to kto? Nie moi bracia. Fakt, nie cierpię tej dziewczyny, ale można dać jej szansę.
***
 - ...i będzie miała taką falbankę - kończy Milena.
 - Aha - mówię tylko. Opisywała mi sukienkę na sylwestra.
 - Tylko tyle? - prycha. - Przecież będzie bombowa!
 - Bombowe to były ataki na WTC - przewracam oczami. Choć... nie urażajmy i nie umniejszajmy tej katastrofy. - Wybacz, ale wydaje mi się, że ta sukienka będzie do kitu.
 - Nie znasz się! - fochnęła się kuzynka.
 - I co? - zadrwił starszy brat.
 - Przynajmniej próbowałam - uśmiechnęłam się. - Z dennym skutkiem, ale cóż. Zaraz wyjeżdżają.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I mamy pierwszą historynkę. Jestem nawet zadowolona. Jutro będzie druga. Taka noworoczna. A potem się zobaczy. Do juterka!

Druga noworoczna historynka.

 - Mhm, tak, tak rozumiem - mówię do słuchawki. - Nie, mogę to zrobić. W końcu już drugi styczna. Do widzenia.
 - Co sobie znowu dodajesz? - pyta Kuba, po czym tarmosi starannie ułożone rude loki.
 - Jakubie! - prycham. - Nie niszcz mi fryzury! Odpowiadając na twoje pytanie: dostałam ciekawe zlecenie.
 - Na co? - tym razem on prycha. - Na stajnię na pierwszym piętrze, domowe muzeum?
 - Po pierwsze - zaczynam. - Stajnia na pierwszym piętrze nie jest możliwa do zrobienia, bo konie o ile wejdą, to same nie zejdą. Po drugie domowe muzeum już robiłam.
 - A po trzecie? - spytał.
 - Po trzecie mam zaprojektować jakąś kapliczkę - wzruszam ramionami.
 - Ty? - dziwi się Jarosz. - Ty od kiedy skończyłaś osiemnaście lat nie chodzisz do kościoła!
 - Ze względów religii, że tak powiem - przewróciłam oczami. - A style, w których są budowane kościoły są wyjątkowe.
 - I ty masz zamiar zaprojektować kapliczkę? - dziwi się.
 - Oj braciak - szczerzę się. - Nie będzie źle.
 - To chociaż powiedz gdzie masz to zrobić? - pyta.
 - W jakiejś miejscowości pod Bydgoszczą - uśmiecham się.
 - Mam być kierowcą? - pyta.
 - Gdybyś mógł? - robię maślane oczy.
 - Za piętnaście minut przy samochodzie - wydaje polecenie.
***
 - I w jakim ma być stylu? - pytam księdza mniej więcej w średnim wieku.
 - Zostawiam pani dowolność - uśmiecha się.
 - Jakieś specjalne życzenia? - pytam.
 - Nie, tylko żeby było skromnie - mówi ksiądz.
 - Jeśli chodzi o pieniądze proszę się nie martwić - mówię. - Może i jestem ateistką, ale nauczyłam się szacunku. Taki bonus na nowy rok. Niech projekt będzie gratis.
 - Nie mogę się na to zgodzić - zaprotestował ksiądz.
 - W takim razie proszę o znalezienie mi miejsca na jakiś tydzień, może półtora - mówię. - Żebym mogła tu na miejscu wszystko zaprojektować.
 - Niech będzie - uśmiecha się ksiądz. - Plebania może być?
 - Może - uśmiecham się i mówię do brata. - Możesz wracać rudzielcu.
 - Tylko masz mi o siebie dbać! - uśmiecha się. - Jestem tu w tą niedzielę!
 - Okej, okej - uśmiecham się.
***
 - Może herbatki panience? - pyta pani gospodyni, wchodząc do średniej wielkości pomieszczenia.
 - Na razie dziękuję - uśmiecham się.
 - Nie zimno tak? - pyta.
 - Spokojnie, mam porządną kurtkę - uśmiecham się. - Poza tym zima w tym roku się nie popisała.
 - Faktycznie - uśmiecha się kobieta. - Jakby co, to na plebanii jestem.
 - Dobrze - uśmiecham się.
Wracam do pracy. Przestrzeń wcale nie jest taka mała. Trzeba dobrze przemyśleć gdzie co musi się znajdować. Nie jest to wbrew pozorom łatwe.
 - Przepraszam... - słyszę za sobą głos. - Jest tu może gdzieś ksiądz proboszcz?
 - Niestety - odpowiadam. - Może na plebanii?
 - Nie, tam też go nie ma - powiedział, jak na moje oko dominikanin. - Mogę tu na niego poczekać?
 - Oczywiście, jeśli... - zacięłam się.
 - Ojciec - uśmiechnął się mężczyzna.
 - Jeśli ojciec chce - powiedziałam.
 - Jak widzę ateistka? - spytał.
 - Nie da się ukryć - powiedziałam.
 - Bierzmowana? - spytał dominikanin.
 - Tak, po bierzmowaniu coś mi się z Panem Bogiem nie ułożyło - stwierdziłam.
 - Było nie po drodze? - spytał.
 - Nawet nie o to chodzi - powiedziałam. - Sama nie wiem. Nie wiem czemu tak się stało. Nagle miałam za mało czasu na cokolwiek i... tak wyszło. Potem byłam już trochę za daleko.
 - Nie chcesz wrócić? - spytał mężczyzna.
 - Ciągle nie mam czasu - śmieję się. - Widzi ojciec, jest drugi stycznia, a ja już w pracy.
 -  To chyba twój wybór... - zrobił pauzę.
 - A no tak, Joanna jestem - mówię.
 - Ja mam na imię Adam - uśmiechnął się.
I tak się potoczyła rozmowa. W sumie to bardziej monolog. Ja słuchałam, a ojciec Adam mówił. Mądry człowiek, nie przeczę. W sumie miło mi go było słuchać.
 - To jak będzie - spytał na koniec - spróbujesz znaleźć trochę czasu?
 - Nie wiem - mówię. - Na pewno będę się starać.
 - Zostaję tu do niedzieli, jakby co zawsze można mnie spotkać gdzieś tu - uśmiechnął się i wyszedł.
A ja zostałam. Z myślami i wątpliwościami. Wtedy wyciągnęłam telefon. Zamknęłam oczy i na oślep wcisnęłam jakieś przyciski. Zatrzymałam się w końcu. Brat dorwał się do mojego telefonu. Byłam w folderze "Od Kuby". Mój palec utknął między Skilletem "Hero", a Luxtorpedą "Mambałaga". Chyba projektowanie zostawię na później. Czas spotkać się z kimś pierwszy raz od dawna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Druga historynka proszę. Nie wiem jak z objętością, ale więcej przekazać nie chciałam chyba. Jutro powinna być trzecia. Co z tego wyniknie? Nie wiem ^^. Zobaczy się.