- Perła! - krzyczę widząc swojego brata.
- Ania! - uśmiechnął się. - Co tu robisz?
- Przyjechałam - powiedziałam. - Nie mogę odwiedzić brata?
- Tylko brata? - szczerzy się.
- Taaak - zatrzepotałam rzęsami. - A niby do kogo?
- Ania! - uśmiechnął się. - Co tu robisz?
- Przyjechałam - powiedziałam. - Nie mogę odwiedzić brata?
- Tylko brata? - szczerzy się.
- Taaak - zatrzepotałam rzęsami. - A niby do kogo?
- Skąd mam to wiedzieć? - znów zaczął się szczerzyć. - Jest w końcu taki jeden blondyn...
- Nie brnij! - ostrzegłam.
- Ja tylko mówię - powiedział. - Hipotetycznie.
- Jaaasne - przewróciłam oczami.
- No tak! - powiedział.
Pokręciłam głową, objęłam brata ramieniem i ruszyliśmy spod hali w stronę naszej ulubionej kawiarni.
- Żona nie będzie się martwić? - pytam.
- Nie - odparł. - Wysłałem jej SMS-a.
- Z serii "Nie ma to jak Perła", tom pierwszy, rozdział pierwszy - powiedziałam.
- Już tak nie ciśnij tylko opowiadaj - powiedział.
- O czym? - spytałam.
- W pracy - sprecyzował.
- W pracy jak w pracy - wzruszyłam ramionami.
Tymi słowami zaczęłam jakże bujną opowieść o pracy korektora książek. Nie narzekałam, robota bardzo ciekawa. Poza tym, wiele nowości przewijało się przez moje ręce. A że pasją moją i moich przyjaciółek było czytanie książek na wyraźnie życzenie (lub też bez niego) mogłam coś zaspojlerować. Bywa. A tak poza tym, to lubię tą robotę, bo nikt nie każe mi siedzieć w jakimś biurze. Mogę siedzieć sobie w łóżku z gorącą czekoladą i laptopem na kolanach i poprawiać coś. Nieraz zmieniam nawet całe zdania. Żeby bliżej było do oryginału. Ale nie o tym.
- A tak naprawdę to czemu przyjechałaś? - spytał Łukasz.
- Nie wiem - powiedziałam. - Coś mnie tu przyciągnęło.
- Coś, czy raczej ktoś? - spytał brat.
- Nie żartuj, Pit ma narzeczoną - zbagatelizowałam.
- Czyli nie wiesz? - westchnął.
- O czym? - pytam.
- Że zerwali - odpowiedział.
- Na miesiąc przed ślubem? - wytrzeszczyłam oczy.
- Na półtora miesiąca - poprawił brat.
- Aha - powiedziałam tylko. - Czyli wiem, co mnie ciągnęło.
- To co robimy? - pyta brat.
- Chwila, chwila - powiedziałam. - Robi...my?
- Tak - odparł. - Masz dobre serduszko, więc mu pomożesz.
- Jak? - pytam z ironią.
- Jesteś kobietą, coś wymyślisz - wzruszył ramionami.
- Dzięki za niezłomną wiarę - prychnęłam.
Za kilka minut stałam wkurzona na brata pod mieszkaniem Pita. W głowie huczało mi pytanie: "Co ty tu do jasnej robisz?", a wewnętrzny głos odpowiadał: "Pomagam przyjacielowi", jednak to drugie słowo było wypowiedziane tak chwiejnym głosem, że wolę nie mówić.
- Panie Boże, Maryjo pomocy dla mnie i dla niego - powiedziałam po czym zapukałam do drzwi.
- O, cześć Ania - uśmiechnął się blado Pit. Z lekkim przerażeniem odkryłam, że nie ma koszulki.
- Cze... cześć - powiedziałam w końcu. - Ubieraj się, wychodzimy.
- Gdzie? - tym razem to on był zdezorientowany.
- Zabawić się - powiedziałam. - I trochę ci pomóc. Oczywiście bez alkoholu.
- Klub karaoke? - spytał.
- Tak - przewróciłam oczami. - Zbieraj się, nie mamy wieczności.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Krótko, zwięźle i na temat. Jutro ostatnia i mamy przerwę. W sobotę powinnam wiedzieć do kiedy :).
Klub karaoke? Hahahahhaahah Mega
OdpowiedzUsuń