-
Fantastycznie być w domu – powiedział brat jak tylko usiedliśmy do śniadania.
-
Puścili was z tej Ankary na święta bez problemu? – spytała mama.
-
Oczywiście – odparł braciszek. – Nie było problemu.
-
Nieźle, nieźle – stwierdziłam. – „Polska liga jest najlepsza”. A jak przyszło
co do czego…
- To,
że gram w Turcji, nie oznacza, że polska liga jest słaba – odparował brat.
- Już
nie pogrążaj się Marcin – poradziłam. – Gorsza dyspozycja Zaksy, czy jakaś inna
sprawa skłoniła cię do opuszczenia granic naszego kraju?
W głębi ducha oczywiście kochałam brata, nie
myślcie, że nie. Ale uwielbiałam mu dogryzać. Taka już byłam. Od najmłodszego.
- Coś
innego – wymruczał.
- I
kończy się to wizytą na święta – skwitowałam.
- Oj,
Nela, nie pogrążaj brata – zainterweniował tata.
- Sam
tego chciał! – zaczęłam się bronić.
- A
jak tam sprawy w Lubinie? – spytał z uśmieszkiem brat. – Nic nowego?
- Nic
– odparłam. – Stara bida, choć po awansie jest trochę lepiej. Podobno odezwało
się paru sponsorów…
-
Nieźle – powiedział Marcin. – A jak u Łukasza?
- Skąd
mam wiedzieć? – zdziwiłam się. – Nie jestem jego koleżanką. Mogłabym spytać o
to ciebie.
-
Czyli ciągle siedzisz w papierach? – zadrwił brat.
- W
przeciwieństwie do ciebie mam właśnie takie wykształcenie – powiedziałam ze
słodkim uśmiechem. – Nie mam zamiaru ganiać po hali, czy gdzie tam. Wolę
siedzieć za biurkiem. Siłownię mam po pracy.
-
Język ci się wyostrzył siostrzyczko – powiedział Magneto.
-
Wiesz, gracze czasami do mnie zaglądają, a ja nie jestem im dłużna w żadnym
wypadku – uśmiechnęłam się.
-
Biedni Lubinanie, tak? – spytał dla pewności.
- Nie
wiem, akurat tego nie umiem odmienić sama – zamyśliłam się. – Skoro w Lublinie
są Lublinianie, to w Lubinie… Lubinianie? A ki licho wie.
-
Gotowe – weszła mama z Hanią i jajkiem. – Możemy zacząć.
Brata zostawię sobie na koniec. Muszę
wymyślić mu świetną petardę. Przynajmniej raz moje konszachty z Michałem Łasko
nie pójdą na marne. On dogryza Kubiakowi – ja Marcinowi. Przypomniałam sobie
mnóstwo tekstów pana Michała Ł. Hehehe, bój się Marcinku. Ale najpierw tata,
mama i Hania.
- Po
twojej minie już widzę, że mam się bać – powiedział brat.
- Oj
tam zaraz bać – prychnęłam. – To będą po prostu życzenia.
- To
najpierw ja – zaczął. – Zdrowia, zdrowia i zdrowia. Szczęścia, radości, miłości
wreszcie i żebyś nie wychodziła z formy, w której jesteś dziś. I wszystko o
czym zapomniałem.
- Ok,
dziękuję – uśmiechnęłam się. – Ja ci
życzę smacznych kebabów, złota ligi tureckiej, żeby ci Hani żaden szejk nie
podprowadził, żebyś znalazł ładny dywan, żebyś nie wrócił tu z kolejną żoną,
ani haremem, bo cię osobiście ukatrupię, żeby ci upał nie przegrzał łepetyny i
wszystko o czym nie wspomniałam łącznie ze zdrowiem, szczęściem, radością i tak
dalej.
-
Wiedziałem, że pożałuję tego wyjazdu – prychnął brat.
- A
widzisz, a ja nie dam ci o tym zapomnieć – uśmiechnęłam się.
-
Matko, co będzie jak ja się zobaczę z resztą chłopaków – przeraził się.
- Nie
martw się – zaśmiałam się. – Będzie tylko o wiele gorzej. A później wyżalisz
się Kubiakowi, on tobie i będzie okej – zalewałam się łzami śmiechu. – A potem
reprezentacja…
- Ha,
ha bardzo śmieszne – podsumował brat.
~*~
I jutro ostatnia. Przynajmniej jeśli chodzi o
Wielkanoc.
Mega pozytywna historynka! Takie lubię :)
OdpowiedzUsuń