niedziela, 5 kwietnia 2015

Historynka na Wielkanoc



 - Fantastycznie być w domu – powiedział brat jak tylko usiedliśmy do śniadania.
 - Puścili was z tej Ankary na święta bez problemu? – spytała mama.
 - Oczywiście – odparł braciszek. – Nie było problemu.
 - Nieźle, nieźle – stwierdziłam. – „Polska liga jest najlepsza”. A jak przyszło co do czego…
 - To, że gram w Turcji, nie oznacza, że polska liga jest słaba – odparował brat.
 - Już nie pogrążaj się Marcin – poradziłam. – Gorsza dyspozycja Zaksy, czy jakaś inna sprawa skłoniła cię do opuszczenia granic naszego kraju?
W głębi ducha oczywiście kochałam brata, nie myślcie, że nie. Ale uwielbiałam mu dogryzać. Taka już byłam. Od najmłodszego.
 - Coś innego – wymruczał.
 - I kończy się to wizytą na święta – skwitowałam.
 - Oj, Nela, nie pogrążaj brata – zainterweniował tata.
 - Sam tego chciał! – zaczęłam się bronić.
 - A jak tam sprawy w Lubinie? – spytał z uśmieszkiem brat. – Nic nowego?
 - Nic – odparłam. – Stara bida, choć po awansie jest trochę lepiej. Podobno odezwało się paru sponsorów…
 - Nieźle – powiedział Marcin. – A jak u Łukasza?
 - Skąd mam wiedzieć? – zdziwiłam się. – Nie jestem jego koleżanką. Mogłabym spytać o to ciebie.
 - Czyli ciągle siedzisz w papierach? – zadrwił brat.
 - W przeciwieństwie do ciebie mam właśnie takie wykształcenie – powiedziałam ze słodkim uśmiechem. – Nie mam zamiaru ganiać po hali, czy gdzie tam. Wolę siedzieć za biurkiem. Siłownię mam po pracy.
 - Język ci się wyostrzył siostrzyczko – powiedział Magneto.
 - Wiesz, gracze czasami do mnie zaglądają, a ja nie jestem im dłużna w żadnym wypadku – uśmiechnęłam się.
 - Biedni Lubinanie, tak? – spytał dla pewności.
 - Nie wiem, akurat tego nie umiem odmienić sama – zamyśliłam się. – Skoro w Lublinie są Lublinianie, to w Lubinie… Lubinianie? A ki licho wie.
 - Gotowe – weszła mama z Hanią i jajkiem. – Możemy zacząć.
Brata zostawię sobie na koniec. Muszę wymyślić mu świetną petardę. Przynajmniej raz moje konszachty z Michałem Łasko nie pójdą na marne. On dogryza Kubiakowi – ja Marcinowi. Przypomniałam sobie mnóstwo tekstów pana Michała Ł. Hehehe, bój się Marcinku. Ale najpierw tata, mama i Hania.
 - Po twojej minie już widzę, że mam się bać – powiedział brat.
 - Oj tam zaraz bać – prychnęłam. – To będą po prostu życzenia.
 - To najpierw ja – zaczął. – Zdrowia, zdrowia i zdrowia. Szczęścia, radości, miłości wreszcie i żebyś nie wychodziła z formy, w której jesteś dziś. I wszystko o czym zapomniałem.
 - Ok, dziękuję – uśmiechnęłam się.  – Ja ci życzę smacznych kebabów, złota ligi tureckiej, żeby ci Hani żaden szejk nie podprowadził, żebyś znalazł ładny dywan, żebyś nie wrócił tu z kolejną żoną, ani haremem, bo cię osobiście ukatrupię, żeby ci upał nie przegrzał łepetyny i wszystko o czym nie wspomniałam łącznie ze zdrowiem, szczęściem, radością i tak dalej.
 - Wiedziałem, że pożałuję tego wyjazdu – prychnął brat.
 - A widzisz, a ja nie dam ci o tym zapomnieć – uśmiechnęłam się.
 - Matko, co będzie jak ja się zobaczę z resztą chłopaków – przeraził się.
 - Nie martw się – zaśmiałam się. – Będzie tylko o wiele gorzej. A później wyżalisz się Kubiakowi, on tobie i będzie okej – zalewałam się łzami śmiechu. – A potem reprezentacja…
 - Ha, ha bardzo śmieszne – podsumował brat.
~*~
I jutro ostatnia. Przynajmniej jeśli chodzi o Wielkanoc.

1 komentarz: