czwartek, 4 czerwca 2015

Historynka na Boże Ciało

„You’re troublemaker
Troublemaker”
 Cicho podśpiewywałam pod nosem już trochę przestarzałą piosenkę Olly Mursa. Przy gotowaniu zawsze tak robiłam. Taki miałam już nawyk. A skoro i tak gotowałam tylko dla siebie mogę mieć z tego przyjemność i nie przejmować się wyglądem potrawy. Cóż, koniec użalania się nad sobą, trzeba usmażyć naleśniki. Moje ulubione danie. Nie śmiać się.
Jednak nie dane mi było usmażyć pierwszego naleśnika, gdyż zadzwonił telefon.
 - Kaja Bieniek, słucham – przywykłam, że nawet w święta do mnie dzwonią.
 - Do brata tak oficjalnie? – zaśmiał się serdecznie.
 - O, wybacz Mateusz, ale nie patrzyłam na numer – powiedziałam ze śmiechem. – Czasem klienci dzwonią nawet w święta. Szczególnie, w sprawie rozwodów.
 - W końcu jesteś najlepszą panią prawnik w Kielcach – powiedział.
 - Weź nie żartuj – prychnęłam. – Jak w Częstochowie?
 - Świetnie, tu to dopiero święto – powiedział. – Musimy za rok tu być we dwoje.
 - Nie sądzę – odparłam. – Zawsze mam huk roboty w czerwcu i maju. A ty zaczynasz występy.
 - Oj Kaja, nie daj się prosić. Możesz to zaplanować już dziś – prychnął.
 - Nawet ja nie robię planów na przyszły rok – pokręciłam głową.
 - A jutro będziesz? – spytał z nadzieją.
 - Przed telewizorem i owszem – powiedziałam.
 - Kaja! – miauknął. Naprawdę, miauknął.
 - Nie uda mi się o dziesiątej mam sprawę spadkową – przewróciłam oczami.
 - Nie można tego przełożyć? – spytał.
 - Właśnie w tym sęk, że była przekładana ze sześć razy przez drugą stronę – powiedziałam.
 - No dobra – zasmucił się. – Ale mam nadzieję, że twoje kibicowanie będzie czuć i w Częstochowie.
 - Oczywiście – zaśmiałam się. – No nic, ja wracam do robienia sobie obiadu, a ty wracaj do… tego co tam robiłeś. Pa!
 - Pa! – i się rozłączył.
Nie ma to jak brat. Gdy byliśmy młodsi często się laliśmy. A tu proszę. Teraz jak mnie na meczu nie ma to wielka tragedia. Cały Mateusz. Znów zadzwonił telefon.
 - Pani Kaja? – spytała Irena, moja sekretarka.
 - Nikt inny – uśmiechnęłam się. – Co się stało pani Irenko?
 - Pan Woźnicki zadzwonił i powiedział, że znów muszą przełożyć termin – powiedziała zawiedziona.
 - Cóż, coś jeszcze jutro mam – mój uśmiech się powiększył.
 - Nie – powiedziała.
 - Więc nic nie zapisuj, w sobotę też nic nie mam, więc jestem nieosiągalna – powiedziałam.
 - Jedzie pani na mecze brata? – powiedziała sekretarka z radością.
 - Wychodzi, że tak – odparłam.
 - Szczęśliwej drogi i radzę wyjechać już dziś, jutro będą korki – poradziła.
 - Dziękuję, na pewno skorzystam z rady – i się rozłączyłam.
Jak widać nie wszystko stracone. Nic nie powiem Mateuszowi. Niech ma chłopak niespodziankę. Zaraz też wsadziłam ciasto na naleśniki do lodówki, wzięłam torbę zapakowaną dziwnym impulsem wczoraj i wyszłam. Po zamknięciu drzwi przeżyłam spotkanie z jakimś wysokim osobnikiem.
 - Dryja, co ty tu robisz? – uśmiechnęłam się.
 - A zabieram ostatnie graty, których nie wziąłem wcześniej. Cześć Kaja – uśmiechnął się.
 - Świetnie – rozpromieniłam się. – Dosłownie spadasz mi jak z nieba.
 - A dziękuję, co się stało? – spytał.
 - Podwieziesz mnie może do Częstochowy? – spytałam.
 - Pani prawnik wyrwała się z korporacji? – zaśmiał się. Posłałam mu twarde spojrzenie. – Dobra! Poddaję się. Wezmę rzeczy i kierunek Częstochowa!
~*~

Jest! Następna pewnie koło poniedziałku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz