- Nie martw się,
następny mecz wygramy – powiedziałam do słuchawki, gestem uciszając mamę. –
Poza tym przegraliśmy z klasą.
- Nie jest to
pocieszenie – odparł Mateusz.
- Może i nie, ale
co ja ci więcej mogę powiedzieć? – przewróciłam oczami. – Nie jestem siatkarką,
czy jakąś inną specjalistką i mogę ci powiedzieć tylko tyle.
- Wiem, wiem
siostra i dziękuję za te słowa – powiedział.
- Ja myślę –
uśmiechnęłam się. – Już mi tam nie smutaj, bo ja się o wszystkim dowiem!
- To też wiem –
zaśmiał się. – Nie będę smutał, obiecuję.
- To dobrze –
prychnęłam śmiechem. – A teraz wybacz, ale będę kończyć ja. Daję ci mamę.
Po czym oddałam telefon swojej rodzicielce, która od razu
uderzyła w rzewne tony, jak to jej przykro z powodu jego przegranej. Jak dla
mnie była to nasza przegrana. Jeśli kibicować to na maksa. Skoro my wygraliśmy,
to i my przegraliśmy. Zamiast błędnej formy oni przegrali. No cóż, nie wszyscy
byli tak nastawieni jak ja. Weszłam do salonu milcząc, co od razu zwróciło
uwagę mojego taty.
- Co jest
kochanie? – spytał podejrzliwie.
- Nic, nic –
powiedziałam. – Wiesz, takie zboczenie zawodowe.
- Słucham pani
psycholog – zaśmiał się tata.
- Weź, tata mam
wolne, przez najbliższy miesiąc! – czy wspominałam, że pracuję w szkole?
- A ja i tak uprę
się przy swoim – pomilczał chwilę. – Opowiadaj.
- No dobra –
zaczęłam. – U większości ludzi zauważam pewną zależność. Mamy sezon
reprezentacyjny. Nasz, siatkarski. Jak wiadomo jest on bardzo owocny ostatnio. Mam
tu na myśli Mistrzostwa Świata. I wtedy pojawiają się głosy: „O a my to wygraliśmy
z Argentyną, Rosją” et cetera. Ale już: „O, oni przegrali z USA!”. Oczywiście nie
mówię tu o wszystkich, są tacy co mówią „Przegraliśmy”, albo tacy co mówią „Przegrali”,
jednak wcześniej używali formy „Wygrali”. Mimo to mocno mnie to irytuje.
- Rozumiem cię –
powiedział tata. – Ale cóż, niektórzy tacy są. Masz na to chyba nazwę?
- Volley Family ma
– uśmiechnęłam się. – Sezonowcy. Gorsze toto niż hotki chyba.
- A to drugie to
co to? – zdziwił się tata.
- Takie dziewczęta,
które nie patrzą na mecz, tylko na swojego ulubieńca – powiedziałam. –
Oczywiście nie liczą się matki, siostry, dziewczyny, żony i tym podobne.
- Rozumiem –
pokiwał tata głową. – Ale chyba i bez jednych i bez drugich ten sport nie byłby
już do końca tym sportem.
- Tak jak szkoła
nie byłaby szkołą bez stopni, nauczycieli i uczniów – zaśmiałam się.
- Dokładnie
kochanie – uśmiechnął się tata.
Zawsze tak tłumaczyłam uczniom, gdy mieli jakiś problem
dotyczący stopni, czy też nauczyciela. Pytałam się co kojarzy mu się ze szkołą.
Zawsze odpowiedź była podobna (rzadko kiedy zdarzał się ktoś kreatywniejszy i
zabawniejszy): oceny, nauczyciele, przedmioty szkolne i tym podobne. Wtedy pytałam,
dajmy przykład, czy gdyby nie było tego nauczyciela, czy to by była w pełni
szkoła? Z reguły otrzymywałam odpowiedź twierdzącą i lepsze nastawienie ucznia
i do przedmiotu i nauczyciela. Mimo to, rozmawiałam z „problemem” ucznia. Na wszelki
wypadek.
- Wiesz jak ze mną
rozmawiać – zaśmiałam się.
- Wiem, że w
gimnazjum jest ciężka praca – zawtórował mi tata. – Sam byłem nauczycielem
młodzieży w tym wieku, wtedy to jeszcze była podstawówka.
- A o czym
rozmawiacie? – zapytała mama wchodząc.
~*~
Ufff, następna… 29 lipca. Czy jakoś tak xD.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz