-
Cześć Kaśka! – usłyszałam radosny głos brata.
-
Cześć – odparłam spokojnie. – Tak szybko?
- A
co? – spytał zaczepnie.
-
Jeszcze wczoraj byłeś w Spale – zmarszczyłam brwi. – Jak się dostałeś do
Warszawy w tak krótkim czasie?
-
Jechałem w nocy, mniejsze korki – uśmiechnął się. – Gdzie Błażej?
- Nie
wiem nawet – wzruszyłam ramionami. – Rodzice pojechali na ostatnie zakupy.
- Okej
– powiedział. – Co mam robić?
- Nic –
odparłam. – Wszystko gotowe, a do kuchni nawet się nie zbliżaj.
-
Dobra – powiedział. – Będę w salonie.
- Okej
– powiedziałam i zniknęłam w kuchni.
Po paru chwilach usłyszałam wołanie Alicji:
-
Wujek Jurek!
-
Pomóc w czymś? – zauważyłam głowę Błażeja w drzwiach.
- Nie,
możesz zabawić mojego kochanego brata rozmową – uśmiechnęłam się.
- No niech
będzie – zaśmiał się i posłał mi całusa.
Lubiłam święta. Było tak rodzinnie, ciepło i
może nie zawsze idealnie. Ale cóż. Podobno niedoskonałość jest perfekcyjna, tak
jak sprawiedliwość jest niesprawiedliwością.
-
Mamo, mamo! – zawołała Ala. – Kiedy przyjdzie Mikołaj?
- Po
kolacji kochanie – pocałowałam ją w czoło. – Jak zjesz każdego dania po trochu.
- Ale
ja nie lubię barszczu – powiedziała.
- Dla
ciebie jest rosół, może być? – uśmiechnęłam się.
- Może
– rozpogodziła się mała. – Tato… - i już jej nie było.
-
Urosła – zaśmiał się Jurek siadając do stołu.
- Czy
nie kazałam ci nie zbliżać się do kuchni? – spytałam.
-
Kazałaś, ale ja nie mam zamiaru się ruszyć gdziekolwiek indziej niż tu gdzie
jestem.
- W
skrócie siedzisz nieruchomo przy stole? – uniosłam brew.
- Coś
ci kipi – zauważył.
- Aj! –
zaczęłam ratować ziemniaki do ryby. – Widzisz? Gdyby nie ty, to by się nie
zdarzyło.
-
Szukasz winnych – zaśmiał się. – Kiedy wpadniecie do mnie?
- Nie
wiem Jurek, nie wiem – odparłam. – Mam strasznie dużo pracy w Krakowie. Szczególnie,
że teraz Światowe Dni Młodzieży…
-
Trzeba to zorganizować – pokiwał głową.
-
Dokładnie – odparłam. – Ja to jeszcze pół biedy. Ale ci od bezpieczeństwa to
mają ręce pełne roboty…
-
Podejrzewam – jeszcze raz kiwnął głową.
-
Wujek, chodź zagramy w Monopoli – zawołała radośnie Ala.
- No
już dobrze – zaśmiał się. – Pogadamy później.
- Okej
– powiedziałam.
- Ile
ci jeszcze zostało? – spytał Błażej.
-
Tylko dopilnować ryby – uśmiechnęłam się. – Rodzice już dzwonili?
- Tak –
kiwnął głową. – Zaraz po nich jadę.
-
Dobrze – przytuliłam się do niego. – Kocham cię skarbie.
- Też
cię kocham kotku – pocałował mnie w
czubek głowy. – Idę!
- Pa –
uśmiechnęłam się.
Ryba zaraz się dosmażyła, więc udałam się do
salonu. Najwyraźniej moja córka ogrywała mojego brata.
- I co
ci dały studia na kierunku zarządzania i obrotu nieruchomościami, skoro
ośmioletnie dziecko ogrywa cię w Monopoli? – zaśmiałam się.
-
Cichaj siostra – powiedział. – My tu prowadzimy poważną rozgrywkę.
-
Jasne, jasne – prychnęłam. – Pokazać mi to, przejmuję rolę bankiera.
- Tak!
– zawołała Ala. – Mama jest najlepszym bankierem!
-
Uwaga, bo jeszcze zwojuje Wall Street – zaśmiał się brat.
- Co
to? – spytała mała.
-
Wyjaśnię ci jak podrośniesz, ok? – powiedział Jurek.
- Ile?
– dopytywała.
- Za
rok, może dwa – odparł.
-
Dobrze – kiwnęła głową. – Gramy dalej!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie ma to jak
rodzinne święta.
~*~
A ja ze swojej strony życzę wszystkim
zdrowych i wesołych! No i czego tam sobie zażyczycie. Kolejna jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz