czwartek, 24 grudnia 2015

Historynka na Wigilię

 - Cześć Kaśka! – usłyszałam radosny głos brata.
 - Cześć – odparłam spokojnie. – Tak szybko?
 - A co? – spytał zaczepnie.
 - Jeszcze wczoraj byłeś w Spale – zmarszczyłam brwi. – Jak się dostałeś do Warszawy w tak krótkim czasie?
 - Jechałem w nocy, mniejsze korki – uśmiechnął się. – Gdzie Błażej?
 - Nie wiem nawet – wzruszyłam ramionami. – Rodzice pojechali na ostatnie zakupy.
 - Okej – powiedział. – Co mam robić?
 - Nic – odparłam. – Wszystko gotowe, a do kuchni nawet się nie zbliżaj.
 - Dobra – powiedział. – Będę w salonie.
 - Okej – powiedziałam i zniknęłam w kuchni.
Po paru chwilach usłyszałam wołanie Alicji:
 - Wujek Jurek!
 - Pomóc w czymś? – zauważyłam głowę Błażeja w drzwiach.
 - Nie, możesz zabawić mojego kochanego brata rozmową – uśmiechnęłam się.
 - No niech będzie – zaśmiał się i posłał mi całusa.
Lubiłam święta. Było tak rodzinnie, ciepło i może nie zawsze idealnie. Ale cóż. Podobno niedoskonałość jest perfekcyjna, tak jak sprawiedliwość jest niesprawiedliwością.
 - Mamo, mamo! – zawołała Ala. – Kiedy przyjdzie Mikołaj?
 - Po kolacji kochanie – pocałowałam ją w czoło. – Jak zjesz każdego dania po trochu.
 - Ale ja nie lubię barszczu – powiedziała.
 - Dla ciebie jest rosół, może być? – uśmiechnęłam się.
 - Może – rozpogodziła się mała. – Tato… - i już jej nie było.
 - Urosła – zaśmiał się Jurek siadając do stołu.
 - Czy nie kazałam ci nie zbliżać się do kuchni? – spytałam.
 - Kazałaś, ale ja nie mam zamiaru się ruszyć gdziekolwiek indziej niż tu gdzie jestem.
 - W skrócie siedzisz nieruchomo przy stole? – uniosłam brew.
 - Coś ci kipi – zauważył.
 - Aj! – zaczęłam ratować ziemniaki do ryby. – Widzisz? Gdyby nie ty, to by się nie zdarzyło.
 - Szukasz winnych – zaśmiał się. – Kiedy wpadniecie do mnie?
 - Nie wiem Jurek, nie wiem – odparłam. – Mam strasznie dużo pracy w Krakowie. Szczególnie, że teraz Światowe Dni Młodzieży…
 - Trzeba to zorganizować – pokiwał głową.
 - Dokładnie – odparłam. – Ja to jeszcze pół biedy. Ale ci od bezpieczeństwa to mają ręce pełne roboty…
 - Podejrzewam – jeszcze raz kiwnął głową.
 - Wujek, chodź zagramy w Monopoli – zawołała radośnie Ala.
 - No już dobrze – zaśmiał się. – Pogadamy później.
 - Okej – powiedziałam.
 - Ile ci jeszcze zostało? – spytał Błażej.
 - Tylko dopilnować ryby – uśmiechnęłam się. – Rodzice już dzwonili?
 - Tak – kiwnął głową. – Zaraz po nich jadę.
 - Dobrze – przytuliłam się do niego. – Kocham cię skarbie.
 - Też cię kocham kotku –  pocałował mnie w czubek głowy. – Idę!
 - Pa – uśmiechnęłam się.
Ryba zaraz się dosmażyła, więc udałam się do salonu. Najwyraźniej moja córka ogrywała mojego brata.
 - I co ci dały studia na kierunku zarządzania i obrotu nieruchomościami, skoro ośmioletnie dziecko ogrywa cię w Monopoli? – zaśmiałam się.
 - Cichaj siostra – powiedział. – My tu prowadzimy poważną rozgrywkę.
 - Jasne, jasne – prychnęłam. – Pokazać mi to, przejmuję rolę bankiera.
 - Tak! – zawołała Ala. – Mama jest najlepszym bankierem!
 - Uwaga, bo jeszcze zwojuje Wall Street – zaśmiał się brat.
 - Co to? – spytała mała.
 - Wyjaśnię ci jak podrośniesz, ok? – powiedział Jurek.
 - Ile? – dopytywała.
 - Za rok, może dwa – odparł.
 - Dobrze – kiwnęła głową. – Gramy dalej!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie ma to jak rodzinne święta.
~*~

A ja ze swojej strony życzę wszystkim zdrowych i wesołych! No i czego tam sobie zażyczycie. Kolejna jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz