sobota, 26 grudnia 2015

Historynka na drugi dzień Bożego Narodzenia

 - Marie! – ucieszył się Stephane. – Jak miło, że przyjechałaś.
 - Również się cieszę, ale gdzie ten cały śnieg? – spytałam.
 - Trafiłaś akurat na okres bez niego – uśmiechnął się. – Ale i bez niego będzie dobrze.
 - Carrément – zaśmiałam się. – Z tobą nie będzie trudno.
 - Prawda – powiedział. – Ale staraj się nie mieszać polskiego z francuskim. To dezorientuje.
 - Wiem, myślałam, że będzie ci łatwiej – odparłam. – W końcu nie mam problemów z polszczyzną.
 - Siedzisz tu dłużej niż ja – przytaknął. – Ale słychać twój francuski akcent.
 - Tego się nie pozbędę – zaśmiałam się.
 - I tu muszę się z tobą zgodzić – odparł spokojnie.
 - To… pokażesz mi tą Spałę, czy też nie? – nie przestawałam się śmiać.
 - Oui – palnął się w czoło. – Bien.
 - Sam mieszasz – zauważyłam.
 - Oj już się nie czepiaj – powiedział.
 - Sam zacząłeś – przewróciłam oczami.
 - W lato jest tu zupełnie inaczej – zakończył poprzedni temat. – Zima…cóż, jesteśmy tu teraz wyjątkowo, jak sądzę. Turniej kwalifikacyjny i te sprawy. Więc, musisz tu przyjechać w lato.
 - Nie przeszkadza wam młodzież z SMS-u? – zapytałam.
 - Wszyscy wyjechali na święta do domów – odpowiedział. – Jesteśmy tu całkiem sami.
 - Impressionnant – mruknęłam do siebie.
 - Co tam mruczysz? – zauważył mój brat.
 - Nic, nic – powiedziałam. – Zastanawiam się jakim cudem i w zimę ten kraj potrafi być zachwycający.
 - Oj, bo są w nim cudowni ludzie – zaśmiał się. – Nie zimno ci?
 - Może trochę – wzruszyłam ramionami.
 - To chodź, może panie kucharki są, to zrobimy ci kakao – zaproponował.
 - Herbata jakby co też mnie zadowoli – zastanowiłam się. – W sumie może być wszystko z wyjątkiem kawy.
Weszliśmy do ośrodka. Od samego progu przywitały nas wesołe dźwięki kolęd i dziarski chór siatkarzy siedzący na hali. W sumie darli się po prostu niebotycznie, ale cóż. Każde kolędowanie ma swoje prawa. Można to robić na wiele sposobów. Mój brat tylko pokręcił głową.
 - Czekają na trening? – zapytałam z ciekawości.
 - Pewnie tak – powiedział. – Może zaraz do nich zajrzymy.
Obejrzałam się jeszcze raz na wesoło rozśpiewaną grupę chłopaków. Drzwi były szeroko otwarte, ale nikt nie patrzył w naszą stronę. Tylko Karol Kłos podniósł na chwilę oczy i dyskretnie mi pomachał. Odwzajemniłam gest z niemniejszą tajemnicą. Polubiłam Kłosa od kiedy przyjechałam na mecz braciszka, a Kłos zabawiał mnie i swoją dziewczynę bezpośrednio przed nim. Po tej krótkiej chwili zniknęłam za drzwiami stołówki.
 - Nie ma kawy, nie ma kakaa – zakomunikował Stephane – jaka ma być herbata.
 - Może być najzwyklejsza – powiedziałam. – Albo owocowa. Nie ważne z jakich owoców.
 - Ok – powiedział brat. – A co tam u ciebie?
 - W sumie – zamyśliłam się. – Niedługo może, zaznaczam może wrócę do Francji.
 - Po co? – zdziwił się brat.
 - Firma świetnie sobie radzi – zaczęłam. – A ja dostałam wezwanie z centrali. Modlę się, żeby było o powrót, bo oprócz tego są jeszcze dwie możliwości.
 - Jakie? – zainteresował się brat.
 - Wylatuję, albo dostaję awans i modlę się, żeby to nie była ta pierwsza – mruknęłam.
 - Na pewno cię nie wyleją – poklepał mnie po ramieniu brat. – Za dobra jesteś. To co idziemy do chłopaków?
~*~
Hmm… kolejna na sylwestra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz